Rozdział 4

6.4K 375 13
                                    

- Nie miałam pojęcia, że kart używa się w windach...

- Głównie do wejść do pokoi... W tym hotelu to też dostęp na najwyższe piętro. To przestrzeń dla wyjątkowych gości.

- To dokładnie pomyślał sobie ten mężczyzna na dole widząc mnie z tobą.

- Moi pracownicy myślą tak, jak im na to pozwalam. Czyli od teraz będą cię traktować jak członkini...

- Spice Girls już nie istnieje dla twojej wiedzy - wyprzedziłam zabawnie jego poszukiwania w pamięci trafnego przykładu.

- Nie jestem aż tak stary, żeby tego nie wiedzieć. Za nimi raczej bym tu nie tęsknił. Powiedzmy, że jak kogoś na równi z... Stingiem?

- Na prawdę? Wolałabym być bardziej anonimowa. Jednak zabiorę swoje kolorowe walizeczki i wrócę do pierwotnego rozwiązania. Nie będę robić nikomu kłopotu- droczyłam się lekko.

- Przyprowadziłem cię tutaj, nie licz na to! - nagle z bardzo twardym tonem głosu spojrzał na mnie przenikliwie zatrzymując się niebezpiecznie na moment, zbyt blisko mojej twarzy. Prawą rękę mocno wsparł o ścianę windy tuż nad moją głową. Nie miałam pojęcia co wyrażał ten wzrok, ale nie chciałam już powtórki. Jego ciemne zielone oczy otulone długimi brązowymi rzęsami nie miały w tym momencie romantycznego wyrazu. Były nieco złowieszcze. Szybko jednak zdjął z twarzy ten wyraz widząc moje zaskoczenie i powrócił do pełnej równowagi. Poprawił krawat, wygładził koszulę i utkwił wzrok na wprost drzwi. Nie nawiązał i nie wytłumaczył o co chodziło. Co to było?! Może problemy rodzinne, zbyt dużo pracy... Niczym jednak nie zasłużyłam sobie na taką reakcję. Stałam zdezorientowana w windzie czekając w ciszy aż dotrzemy na konkretne piętro. Poczułam przez moment, że nie powinnam była dać przejąć inicjatywy Igorowi i umieścić się w tym miejscu skazując się chociażby na głupią wdzięczność. Po raz pierwszy pulsujące światło mojego instynktu kazało zachować mi czujność.

Dotarliśmy w zwieszonym nastroju do drzwi apartamentu, do którego szłam pokornie za mężczyzną obserwując jego szerokie, zapewne umięśnione plecy. Nadal zresztą analizując o co chodziło właściwie tam przed chwilą. Wszystko stało się jakieś dziwnie absurdalne. Ja - tutaj, uciekająca przed problemami i  w dodatku znów z kimś, kto właśnie przed chwilą był dla mnie co najmniej nieprzyjemny.

- Proszę... - przeciągnął sprawnie kartą przez magnetyczny zamek drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka wahając się na moment, czy faktycznie nie ucieknę. Weszliśmy do strefy holu i już zauważyłam jak wyraźnie Aristow wstrzymał dalsze swoje ruchy kładąc wspomnianą kartę na stoliku tuż obok ogromnego wazonu na wprost  z... różowymi piwoniami. Przypadek? Nie czas na takie wędrówki. Zastygły stał chwilę przed nim  wyraźnie nad czymś rozmyślając. Czekałam z założonymi rękoma przy drzwiach, mimo że za duża marynarka nieposłusznie zsuwała mi się z ramion. Liczyłam, że szybko odegra swoją kwestię i zostanę w końcu sama.

- Przepraszam cię Meg.

- Chyba nic się nie stało? - nie wiem czy szukałam potwierdzenia, czy chciałam się już go pozbyć.

- Obiecałem, że cię nie skrzywdzę, a kilka minut temu wywołałem w tobie lęk. Moje myśli uciekają do problemów i w tedy zachowuję się nieracjonalnie. Z moją matką jest naprawdę fatalnie. Mimo, że zawsze do tej pory byłem okazem równowagi i racjonalizmu, teraz się gubię. Jest we mnie mnóstwo złości i walczę z pokusą zemsty.

- Igor... masz mnóstwo możliwości. Jesteś pewnie w stanie jej pomóc. Nie poddawaj się...

- Nic nie wiesz... - nadal stojąc do mnie tyłem kręcił głową.

- To mi powiedz... - czułam ulgę, że przyczyna jego zachowania była poza mną. Chciałam okazać mu zrozumienie. Jeśli szukał kogoś przed kim potrzebowałby się otworzyć, moja propozycja wynikała z serca.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz