Rozdział 37

7.3K 385 12
                                    

- Martin nie uwierzysz...! - wtargnęłam niepowstrzymana nawet przez dzielną Sue z gazeta w ręku.

- Meg, Kochanie... - spokojnie wstał zza biurka zapinając zręcznie guzik od marynarki. Dał wyraźnie znak, że nie jest sam wskazując spojrzeniem na siedzącą do mnie tyłem kobietę. - To jest Susan, dziennikarka z Daily - nadal jego spokojnie wypowiadane słowa były prośbą kierowaną do mnie o zachowanie rozsądku. Kiedy wreszcie dotarłam do jego biurka i zobaczyłam twarz koleżanki nieszczęsnej Sophi, którą widziałam w Craft, nie mogłam się już powstrzymać.

- Wynoś się stąd! - twardo wypowiedziałam do kobiety opierając się teraz władczo o biurko.

- Meg... - próbował ratować sytuację Martin.

- Zabieraj stąd to swoje ścierwo - rzuciłam w nią dziennikiem - i w-y-p-i-e-r-d-a-l-a-j. - juz mocniej nie mogłam zaakcentować tego słowa. Wiedziałam jak podle brzmiało to w moich ustach, ale to słowo było najlepszym odzwierciedleniem gówna jakie ostatnimi czasy miałam okazję czytać o sobie w tym szmatławcu.

- Martin... my już chyba skończyliśmy - zignorowała mnie kierując się bezpośrednio do mojego męża. - Na mnie czas. Do widzenia. - wstała i dopiero teraz popatrzyła na mnie. Spojrzeniem pożegnała się jeszcze z nami i na czerwonych louboutinach wyszła z gabinetu.

- Co to było? - zapytał zaskoczony moim zachowaniem Ismach.

- Ja się pytam co to było?! - wskazałam palcem wprost na miejsce, na którym niedawno jeszcze grzała swoje za duże pośladki redaktoreczka.

- Susan przyszła porozmawiać o sesji ślubnej.

- Jej niedoczekanie! Skoro tak ochoczo wymyśla bzdury na nasz temat, relacje ze ślubu też niech sobie sama stworzy.

- Zgodziłem się...

- Słucham!? Bez rozmowy ze mną? - teraz byłam wściekła już na dobre.

- I tak powinniśmy się gdzieś pokazać, zanim dojdzie do szaleństwa sprzedaży zdjęć i niepotwierdzonych informacji.

- Wolę już gazetkę dla przedszkolaków, niż tego szmatławca.

- Meg...

- Nie! Nie dla niej i nie dla tej gazety. To moja decyzja - mówiłam z założonymi rękoma wyrażając całkowity protest.

- Zgodziłem się.

- W takim razie zrób sobie śliczną sesję, powodzenia! - obróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia.

- Stój! - dobiegł chwytając mnie za rękę. - Czy ty musisz zawsze o wszystko tak zaciekle walczyć i być taka uparta?

- A ty musisz wiecznie ulegać wielkim cyckom?

- Co masz na myśli?

- Jej dekolt sięgający nerek i nie udawaj, że nie powędrowałeś wzrokiem tam ani razu.

- Boże, jaka ty jesteś zazdrosna... - bawiło go to. Cholera jasna, był rozbawiony jak nigdy!

- Wiesz co Ismach... zajmij się lepiej pracą, bo w tym jesteś dobry. O kobietach nie masz pojęcia.

- Trochę mam... najlepszą wybrałem sobie na żonę. I mimo, że jesteś jak wiecznie tykająca bomba, to z każdym dniem podobasz mi się bardziej. - Objął mnie mocno i przy otwartych na oścież drzwiach wpił się w wargi wylewając jednocześnie całe pragnienie.

- Ismach, skończ już z tymi romansami! - krzyknął ktoś za nami. Oderwaliśmy się od siebie. Ja chcąc poznać nieznajomego, a Martin przywitać się z gościem. Mężczyźni rzucili się sobie w ramiona i serdecznie klepali się po plecach. Z pewnością długo się nie widzieli. Ten drugi nieco wyższy i równie przystojny miał też nietypową jak na te strony urodę.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz