Rozdział 21

6K 368 29
                                    

-  Nowy Jork, o którym tak pięknie śpiewał Sinatra: "Chcę się budzić w mieście, które nigdy nie zasypia i stać się królem, osiągnąć szczyt..."  , to magiczne miasto, w którym życie toczy się 24 godziny na dobę, a na stosunkowo niewielkiej powierzchni stykają się ze sobą ludzie różnych kultur, pragnień, przeżywający osobiste tragedie i dramaty. Pozornie nie są związani ze sobą, ale razem tworzą ten wielki, tętniący życiem organizm. Wszyscy mają nadzieję, że to właśnie tu, w tym niezwykłym miejscu, odnajdą szczęście. I to właśnie pokazuje Blake Edwards. Główna bohaterka...

- Ale chcesz mi opowiedzieć cały film, czy raczej obejrzymy? - pytał siedząc z otwartym pudełkiem dvd, które po wcześniejszym zamówieniu zdobył jego kierowca. Niestety w hotelowej wypożyczalni tej pozycji nie było. 

- Wprowadzam cię w klimat.

- Bywam w Nowym Yorku częściej niż ty w Poznaniu moja droga. Nie trudź się - bardzo jasno ze mnie żartował.

- Spróbuj tylko o coś zapytać, albo nie zrozumieć - pogroziłam palcem siadając tuż obok w wygodnym hotelowym wydaniu. Sukienka i szpilki ni były tym zestawem, w którym czarno-białe filmy i popcorn smakują najlepiej. Przetarte jeansy, o trzy rozmiary większy cienki jak mgła t-shirt w serek i związane w wysokiego koka włosy były moim wydaniem kinowym. - A ty kiedy zdążyłeś się przebrać?

- Jak zasugerowałaś, mam tu swój mały pokoik i kilka rzeczy osobistych. Jak ty utknęłaś w łazience, a ja zszedłem po film, zahaczyłem o niego. - Siedział teraz wygodnie w równie sfatygowanych jeansach i granatowym longsleeave. Jego swobodna wersja podobała mi się chyba najbardziej. - Jakieś uwagi?

- Przestań... zawsze świetnie wyglądasz. Poza tym załatwiłeś film, popcorn i ciepłą herbatę dla matki Polki. Nie śmiałabym cię skrytykować.

Po dwudziestu minutach zajadania się ciepłym styropianem popijanym karmelową herbatą, mój współtowarzysz potrafił wykrzesać z siebie jedynie:

- Poważnie... on jest utrzymankiem?

- Tak jak ona.

- Nie ma takich facetów.

- Są - rzuciłam w Igora kilkoma białymi kawałkami.

- Nie w Rosji. Nie wyobrażam sobie żeby facet bawił się za pieniądze kobiet.

- Mało wiesz o życiu.

- Jestem starszy od ciebie i wiem sporo.

- Ale niewiele o ludziach. Zresztą ucisz się, bo cię wygonię.

- Hmmm... jesteś jakby... u mnie?

- Okaże się jak bardzo, gdy uiszczę rachunek.

- Nikt nie przyjmie od ciebie pieniędzy - teraz on rzucił we mnie jedzeniem.

- Zachowujesz się jak szczeniak Panie Aristow - to musiało zaboleć, choć mój głos zamienił to zdanie w zabawną uszczypliwość.

- A Pani się za bardzo mądrzy.... - zaśmialiśmy się jednocześnie.

Nie pamiętam kiedy zasnęłam i... kto przeniósł mnie na sypialniane łóżko. Poczułam też, że nie jestem sama. Odwróciłam głowę... Igor spał obok. Bezpiecznie po drugiej stronie łóżka. Prawdopodobnie był środek nocy. Jeszcze nie świtało, a na pewno już jakiś czas tu leżeliśmy. Nie przeszkadzał mi. Okryłam go kocem, który pewnie z zamysłem podarował tylko mi. Przez sen wtulił się w jego miękkość i zasnął jeszcze głębiej. Chwilę patrzyłam na jego spokojną twarz i w końcu sama odpłynęłam.

***

- Czy my ze sobą spaliśmy? - pytał rozkosznie budzący się Aristow przecierając ciężkie powieki.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz