Rozdział 10

6.4K 378 60
                                    

- Co to za budynek? - wyjrzałam przez okno, kiedy zatrzymaliśmy się pod wysokim oszklonym loftowym biurowcem. Zupełnie niewpasowującym się w rosyjski klimat.

- Redakcja rosyjskiego wydania Vouge..

- Mam nadzieję, że chociaż on nie nie jest twój...

- Nie inwestuję w czasopisma. Mają krótkie wzloty zarobkowe... Poza tym teraz głównie czyta i  szuka się wszystkiego w sieci.

- Co ty w ogóle mówisz. Kompletnie się nie znasz... Kobiety nigdy nie odejdą od papierowego wydania... ten szelest stron, zapach druku i możliwość wydzierania najlepszych zdjęć żeby móc przyczepiać do lodówki. Gazeta nie potrzebuje zasięgu, dobrej rozdzielczości ekranu, ale za to uwielbia kolorowe flamastry, którymi zaznaczasz informację o trendach, wyprzedażach i wino, które można nad nią pić godzinami.

- Zamiast tkwić w liczbach, może powinnaś zająć się modą? - zapytał zupełnie poważnie kiedy wchodziliśmy już do środka.

- A ty może powinieneś zrzucić z siebie w końcu ten garnitur i wrócić do wytartych jeansów? Jesteś wtedy mniej nadęty...

- Nie jestem nadęty...

- Jesteś... i to jak cholera Panie Aristow, mroczny rycerzu... - wyszeptałam tuż przy jego uchu kiedy wkroczyliśmy w plątające się  tłumy. Kobiety biegające pomiędzy biurkami z interkomami, dokumentami w rękach i mężczyźni z ołówkami w dłoniach wydający trafione rozkazy. Typowo szaleńczy taniec w artystycznym świecie.

- Ciekawy klimat...

- A to tylko najniższe piętro copywriterów, asystentek asystentów i ludzi biegających po mieście za kawą, bezglutenowymi ciasteczkami i  guzikami w odcieniu celadonowego wazonu.

- Czyli co jest wyżej?

- Drukarze, garderoby... najwyżej sztab dowodzenia.

- Zupełnie jak w rosyjskiej armii... - mój zaczepny uśmiech miał zadanie sprowokowania, ale Igor poza ostrzegawczym spojrzeniem nie skomentował. Skierowaliśmy się do windy...

- Nadal nie bardzo wiem po co mnie tu przywiozłeś...

- Zoja, moja bratowa jest tu redaktor naczelną. Pomoże wybrać ci suknię...

- Nie wypada chyba tak bez zapowiedzi wpadać do redakcji światowej gazety żeby ubrano turystkę z sąsiedniego kraju.

- Zdradzę ci tajemnicę... Rosja nie graniczy z Polską - ewidentnie się ze mnie naśmiewał.

- Ja też ci zdradzę tajemnicę... Biorąc pod uwagę waszą megalomanię, nie przesądzałabym że jest to definitywny stan... - na dźwięk ostatniego słowa przechylił się gwałtownie w moją stronę łapiąc mnie twardo w pasie i przycisnął do siebie niemal wgryzając się w moje usta. Szaleńcza plątanina języków i smak świeżych truskawek sparaliżowała moje ciało, o jakiejkolwiek reakcji zapominając. Kiedy wreszcie mnie wypuścił, oblizywałam wargi myśląc tyko o tych cholernych truskawkach. Skąd on je wyczarował? Stałam otępiała w potarganych włosach wyglądając jak bibliotekarka przyłapana na orgiach z uczniem za regałem z książkami. Ciąża, mąż i tyle brudnych myśli jednocześnie... Boże zmiłuj się nade mną, bo zwariuję...

- Truskawki? - Jeszcze mi kurwa w myślach czyta! Śmiał się bezczelnie kiedy wygramoliłam się za nim z windy.

- Skąd... chodzi tylko o zaskoczenie.

- Te małe białe okrągłe cukierki porozstawiane w szklanych kulach... To one. Sprowadzają je z Monaco. Robione są z wykorzystaniem prawdziwych truskawek, czyli bez grama aromatów. Kto to jednak tam wie... - znowu mrugnął do mnie okiem. - Dla ciebie specjalnie sprawdzę gdzie można je zamówić. 

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz