Rozdział 31

6.3K 372 37
                                    

- Nie wiem co powiedzieć... - przechodziłam kolejno obok drewnianych łóżeczek głaszcząc idealnie ułożoną pościel i łapiąc w palce wiązane przy szczebelkach wstążki.

- Że ci się podoba? - była w tym odrobina niepewności.

- Jest idealnie. Niczego bym nie zmieniła... - skomentowałam ogarniając jeszcze wszystko wzrokiem. - Sam to przygotowałeś? W dwa tygodnie?

- Zacząłem zaraz po tym jak się dowiedziałem, że zostanę ojcem... Dziwnie ciągnęło mnie do katalogów z dziecięcymi meblami - uśmiechnął się zbyt niebezpiecznie szeroko jak dla mnie. -  Ostatecznie pomogła mi trochę mama, ale to było  moje zadanie.

- Jestem dumna z Pana, Panie Ismach.

- Tu najczęściej pojawia się żądanie nagrody - odważnie zabrnął, ale dalej trzymał bezpieczny fizyczny dystans wspierając się o futrynę.

- Dumna jako z ojca moich dzieci - obróciłm się teraz na wprost i pośladkami oparłam o jedno z łóżeczek. Założyłam ręce na siebie i czekałam na jego dalsze kroki.

- Co teraz? - sprawdzał na ile lód moich zasad jest kruchy.

- Przywiozłeś mnie tu, więc chyba ty decydujesz... - starałam się dać mu otwartą furtkę nie rezygnując ze swojej zasadniczości.

- Mam coś dla ciebie jeszcze...

- Oszaleję z nadmiaru przyjemności... - zabawnie  przewróciłam oczami.

- Bardziej zależy mi na tym, żebyś już jutro po sprawie zechciała tu zamieszkać i nie wyjeżdżała... - poważnie mówił kiedy wychodziliśmy. Wymieniłam się tylko z mężczyzną zmaczacym spojrzeniem.

- Tak świetnie ci poszło z pokojem dla dzieci, że obawiam się, iż niewiele pozostanie mi do własnej inwencji.

- Będziesz mogła zrobić co zechcesz...

- Masz doskonały gust. Wiesz o tym... - szliśmy spacerowym krokiem delektując się swoją obecnością, ale nie było to takie łatwe. Ja pożądałam go w myślach, a on małymi gestami podpisywał się pod chęcią bliskości w zbyt oczywisty sposób.

- I jak? - zapytał tuż przed tym zanim drzwi otworzyły się na oścież.

- I jak? - zapytał tuż przed tym zanim drzwi otworzyły się na oścież

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Umrę z zachwytu, a ty będziesz miał mnie na sumieniu, zobaczysz...- mówiłam uradowana widząc garderobę. I to była taka ogłupiajaca radość, która na chwilę pozwoliła zapomnieć o tym całym bałaganie, który czekał na mnie tuż za rogiem. Oczywiście nie omieszkałam zajrzeć do kilku szaf, szuflad i dotknąć choć jednej misternie ustawionej pary butów. Moje oczy i twarz cieszyły się jak u dziecka w dmuchanym baseniku, ale serce przepełnione jednak bólem nie chciało dołączyć. Usiadłam po kilku minutach na niskiej okrągłej pufie i ściągając na siebie cały nadmiar złych myśli, popłakałam się. Moja tkliwość bardzo mi ciążyla ostatnimi czasy, ale teraz przy Martinie nie było mi już z tym tak niezręcznie. Zauważył kiedy próbowałam ratować twarz od wilgoci. Usiadł obok...
- To nadal przeze mnie?
- Przez wszystko...
- Żałujesz?
- W obliczu naszego rozwodu to niefortunne pytanie.
- Wiesz, że nie musimy tego robić...
- Och Martin... nawet nie masz pojęcia jak bardzo musimy... - wyszeptalam do siebie. - On tak jak kiedyś delikatnie wysunął mnie sobie na kolana i początkowo niepewnie, ale w końcu pochłonął w uścisku. Odczytał moją zgodę
- To zawsze będzie tylko twój dom, a to - odsunął się na moment przykładając moją dłoń do swojej lewej piersi- będzie zawsze tylko twoje serce... bez względu na wszystko. - Te kilka słów wywołało we mnie niespodziewaną lawinę pragnień. Chwycilam łakomie mężczyznę za twarz unosząc się nieco wyżej i w szaleńczym pędzie zaczęłam pochłoniać jego gorące wargi. Całowałsmy się w całkowitym porozumieniu własnych pragnień. Dłonie wracały do tych samych znanych fragmentów ciał, które w porywczym galopie zaczęliśmy odsłaniać zdzierając z siebie nawzajem. Nagle Ismach już w samych spodniach wstał i chwytając mnie pod kolanami, zabrał w tylko sobie znanym kierunku.
- Sypialnia też jest urządzona... - uśmiechnął się zaczepnie i otworzył kolejne drzwi... po prostu gdzieś. Delikatnie ułożył mnie na ogromnym zasłanym na biało łóżku i pożądliwie patrząc na leżącą w samej koronkowej bieliźnie, pozbył się zaradnie reszty swoich rzeczy. Zgrabnie wszedł nade mnie kierowany dłonią przesuwaną po nagim udzie. Kiedy jego palce dotarły do linii moich bioder, owinął cienkie sznurki wokół nadgarstka i tradycyjnie jednym silnym pociągnięciem zerwał ze mnie majtki. Zadowolony z powrotu do przyjemnego wspomnienia, uśmiechnął się zalotnie. Jego pilnujące spojrzenie wciąż  uciekające do mojego, było tylko wyrazem chęci całkowitego połączenia.  Będąc już w samym biustonoszu, w którym od emocji biust przestał się nagle mieścić, chciałam ponownie  dotknąć Martina. Nie pozwolił mi jednak. Z refleksem złapał moje nadgarstki i twardym naciskiem zamknął je po obu stronach mojej głowy. Jego plan był inny... Zaczął sensualną wędrówkę delikatnymi pocałunkami wzdłuż mojej szyi, obojczyka, schodząc do okolicy nabrzmiałych piersi. Drażnił mnie brakiem równowagi. Z drugiej strony przyjemność i podniecenie było tak wielkie, że łatwo ulegałam.
- Boże Meg... pochłonął bym cię całą... - to krótkie zdanie mieściło w sobie tysiące uczuć. Teraz z uwagą zszedł pomiędzy moje uda żeby sprawnym językiem przygotować moją kobiecość na jego fizyczne wejście. Kompulsywnie zaczął spijać z warg i łechtaczki pojawiająca się wilgoć, a moje ciało rytmicznie wzbijało się i opadało. Przerwał nagle pieszczotę i nakazał złączając się ze mną, odnaleźć  własny smak pozostawiony jeszcze na jego ustach. Mogłam teraz wreszcie pozwolić moim palcom wysunąć się w miękkie kruczoczarne włosy, a na ciele poczuć właściwy jego ciężar. Ocieraliśmy się o siebie coraz intensywniej nie przerywając ani na moment tańca ciężkich oddechów i warg. Gdy mogłam znaleźć się wreszcie na górze, postanowiłam tym razem jego męskość pobudzić do granic. Najpierw prawie bezdotykowo przebiegłam krwistymi od przegryzania przez Martina ustami tuż wokół nasady członka, na przemian z parzącym językiem. Przenosząc się wraz z cienką stróżką śliny zawieszoną na jego końcu, znaczyłam na jego szczycie małe drażniące kółka. Kolejną jego gotowość pochłonęłam natomiast już do samego końca zrywając całe zaskoczenie. Intensywność jaką wtłoczyłam w moje ruchy wydobyła z mężczyzny głośne pojękiwania. Nie dał mi dokończyć... Ostatkiem uciekającej równowagi wciągnął mnie pośpiesznie i jak zawodowy zawodnik zapasów przerzucił pod siebie. W porywczym pragnieniu dania ujścia swojemu pożądaniu, rozchylił moje uda i nie czekając na moje zrównanie, wszedł z całą intensywnością. Powrócił piekący ból... Jednak jego falliczne powolne ruchy szybko odgoniły nieprzyjemne uczucie. Spasowanie wreszcie nadeszło... Przyspieszał... nie spuszczając ze mnie teraz spojrzenia niemo mówił wszystko. Wierzyłam w jego miłość, wierzyłam w najlepsze intencje...  - Kocham cię Meg, zawsze będę cię kochał... - szeptał wtulony tuż za moim uchem szeroką dłonią, przytrzymując mnie tuż nad pośladkami. Jeszcze jeno, drugie, trzecie pchnięcie i nagle moje nogi zarzucone wysoko na jego plecy, otrzymały podwójny ciężar. Dopadający nas orgazm wchłonął nas jak czarna dziura. Wstrzymał się czas, dzwięk, a grawitacja na moment miała przerwę w nadawaniu. Wybuch był paraliżujący. Każdy fragment naszych nagich, mokrych ciał otrzymał właśnie dodatkowej doskonałości i magicznych właściwości. Zastygliśmy w ekstazie...

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz