Rozdział 6

6.5K 365 10
                                    

- Jak tu przepięknie... Wiem, powtarzam to przy każdej okazji.
- A pomyśleć, że to miejsce zaczynało jako zwykłe targowisko - stanął za mną blisko, bardzo blisko. Na tyle, że niemal opierałam się o niego plecami. Ciepło i mocny zapach spłynął mi na zmysły.
- Kiedy jako dziecko oglądałam jakieś flesze z tego miasta zawsze widząc kopuły niczym tatarskie czapy, wydawało mi się, że to właśnie disneyland -szybko zawróciłam moje myśli.
- To Cerkiew Wasyla Błogosławionego... Kojarzy ci się z czymś ten pomnik? - podeszliśmy po chwili do odlanego z brązu monumentu przedstawiającego dwóch mężczyzn umieszczonego przed nią. Pewnie jak na ten kraj, przywódców wojskowych.
- Nie mam pojęcia... Co tu jest napisane? Cyrylica mówi mi tyle samo co chiński.
- To Pomnik Minina i Pożarskiego, których uznajemy za bohaterów.
- Wyłącznie takim stawiacie pomniki.
- Na prawdę nie wiesz?
- Jeśli chcesz mnie czegoś nauczyć, to śmiało... - miał używanie z testowania mnie z historycznej wiedzy.
- Wyparli wojska polsko - litewskie w 1612.
- To jakaś nacjonalistyczna uszczypliwość?
- Nie bierz tego tak do siebie... Napoleona i Francuzów nie lubimy bardziej.
- W takim razie jestem spokojniejsza... - z pewnością wyczuł sarkazm. -  Masz jakiś problem z tym, że jestem Polką?
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo wydaje mi się, że masz jakiś wewnętrzny konflikt związany ze wspólną przeszłością naszych krajów. Z naciskiem na to, że Polacy są według ciebie wszystkiemu winni.
- Tak sądzisz?
- Nic nie sądzę, poza tym że jestem zmęczona już tym zwiedzaniem i chcę wypić dobrą kawę - nie miałam ochoty na polityczne dywagacje.
- Może być Peshi?
- Jeśli w tym miejscu bywasz bardziej miły, to z chęcią?
- Ja jestem niemiły? - zaskoczony spojrzał na mnie otwierając oczy zbyt szeroko i zamykając mnie nieoczekiwanie w pasie tym samym każąc spojrzeć na niego.
- Od godziny robisz uwagi w stronę Warszawy, drugiej wojny światowej i czasów komunizmu sugerując, że nikt dookoła nic nie rozumiał, a Rosja była zawsze kochającą ciotką zza rzeki. Mam zupełnie odwrotne zdanie na ten temat. Tylko, że to wszystko to przeszłość, o której na szczęście poczytać można tylko w podręcznikach. Mnie osobiście kompletnie nie mierzi to, że jesteś Rosjaninem, masz brata na Kremlu i należysz zapewne do kościoła prawosławnego.
- Skoro tak ładnie mi wszystko objaśniłaś, to dodam tylko, że niezmiernie uroczo wyglądasz kiedy się złościsz. Mi nie przeszkadza w ogóle to, że jesteś katoliczką - spojrzał na mój złoty krzyżyk - że masz na nazwisko Ismach, jesteś w ciąży, a twój nastrój szybuje i spada jak latawiec.
- Fantastycznie... to teraz możesz mnie puścić - próbowałam się wyrwać bo właśnie dotarła do mnie pierwsza fala wstydu za to, że dałam się ponieść.
- Nie rozmawiamy już o wspólnej historii i polityce. Zabieram cię na coś pysznego. Opowiesz mi trochę o sobie... - odsunął się ode mnie i wsadził obie ręce do kieszeni kurtki. Następnie podał mi zgrabnie ramię, abym mogła przełożyć rękę i wesprzeć się na nim. Odpowiedziałam na zaproszenie. Ruszyliśmy przed siebie.
- Nie zdążyłeś mnie prześwietlić?
- Dlaczego miałbym to robić? - zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Bo to bardzo modne wśród mężczyzn, których spotykam - oczywiście z liczbą mnogą mocno przesadziłam, ale sprawdzić nie szkodziło. Aristow nie pociągnął tematu. Szliśmy w milczeniu, a on coraz bardziej skracał dystans między nami. Jego drobne gesty w postaci ściskania mojej dłoni, która zgarnął sobie w pewnym momencie do kieszeni, zbyt wnikliwe przeglądanie mi się z boku, sprawiały z jednej strony przyjemność, ale z drugiej... cholera że robię coś niewłaściwego wobec Ismacha. Moja złość na tego drugiego bardzo skutecznie łamała wszelkie opory fizyczne względem Rosjanina. Niestety, to że byłam w nim tak beznadziejnie zakochana nie pozwalało na odsunięcie o nim wszelkich myśli. Wszystko co robił Igor natychmiast porównywałam z Amerykaninem... a może po prostu szukałam podobieństw.
- Jesteśmy na miejscu. Zapraszam... - Kiedy przeszliśmy przez wydawać by się mogło bardzo klasyczne drzwi, środek lokalu okazał się już cudownie zgraną układanką nasyconych kolorów i buduarowego stylu. Jaskrawe barwy, harmonia kształtów i wielkich okien wychodzących na wprost brunatnych budynków, dawał mimo wszystko wrażenie błogiej przytulności.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz