Rozdział 24

5.9K 332 20
                                    

Kraj plemion Indian i Inuitów nie przywitał nas zbyt życzliwie. Lejący się z nieba rzęsisty deszcz łamał nam niemal parasole kiedy przebiegaliśmy z samolotu wprost do podstawionego bentley'a. Przemoczona w tym krótkim sprincie niemal wskoczyłam do samochodu.

- Dawaj... wytrzyj się... - równie mokry Igor częstował mnie znajdującym się w aucie małym białym ręcznikiem do rąk. 

- Nie ma co panikować, to tylko czerwcowy deszcz - śmiałam się zauważając jak komicznie musiałam wyglądać w przyklejonej do rozgrzanego ciała mokrej letniej sukience. Widziałam też, jak wędrujące po twarzy Aristowa krople spływają radośnie po opalonej skórze wprost za horyzont dekoltu niebieskiej koszuli i to działało na mnie tak jak chyba nie powinno. Matko Meg, absolutnie potrzebny ci chłop. Nie ma co się oszukiwać, ciąża jest dla mnie jak dwudziestoczerodobowy transporter dopaminy do mózgu. I choć jakiś nieuzasadniony wstyd hamuje samozadowolenie, to jednak wyobrażanie sobie lubieżnych ekscesów  w skotłowanej pościeli nawiedza mnie pomiędzy koszmarami o Ismachu. Na Igora wdzięki też nie umiałam być do końca obojętna. Tak jak teraz... Choć jego spojrzenie na materiał, który stał się właściwie przezroczysty mówił dosadnie o czym teraz myśli.

- Czy ty masz teraz brzydkie myśli? - wyrwałam mężczyznę z wędrówki wzrokiem po moim ciele.

- Gdybyś tylko ... - mówił w przestrzeń, ale zrozumiałam znaczenie tych słów. Nie poczekał na moje pytanie, komentarz. Chwycił mnie w pasie i wsunął na swoje kolana. Wsparł swoje dłonie na moich plecach przesuwając je wyżej i biorąc sobie z moich ust tyle rozkoszy ile potrzebował. Nie umiałam teraz myśleć ile grzechu w tym było. Nie interesowało mnie też jak niewłaściwie postępuję. W pędzie dzikiej żądzy całowałam się z Aristowem. I choć nie były to pocałunki przepełnione miłością, żarliwość i pożądanie wypełniło tą małą przestrzeń. Zwierzęca energia kierowała naszymi dłońmi, które zaczęły docierać w najbardziej intymne zakamarki. Igor chwycił moje pośladki pod materiałem po czym wsunął jeszcze wyżej docierając do wielkich nagich piersi. Biustonosz grzecznie spoczywał na dnie którejś z walizek. Nie pozostałam dłużna. Rozpięłam mokrą koszulę całując go wszędzie tam, gdzie w tej pozycji mogły dotrzeć moje usta. Żar lejący się z naszych popędów mógłby wysuszyć całą Amazonkę. Zabójczy galop, który zmierzał do szalonego seksu przerwał głośny dźwięk telefonu mężczyzny. Początkowo go zignorował, ale odrzucenie dwóch kolejnych połączeń nie zniechęciło dzwoniącego. Zmuszony spojrzał na ekran. To był Sergiej. - Muszę...

- Nie musisz... - próbowałam odebrać telefon chowając go za plecami.

- To są ważne sprawy - wyraźnie się zirytował, a w głosie wyczuwalna była groźna złość. Co najmniej jak bym była nieproszonym gościem.

- Skoro ważniejsze, proszę - oddałam aparat, a Igor zsunął mnie niedbale obok. Poprawiłam  sukienkę i przywołując się do właściwego ładu wbiłam wzrok w okno po swojej stronie. Obrażona? Nieco rozczarowana. Jeszcze przed chwilą dałabym się przelecieć w tym drogim samochodzie, a on wolał pogawędkę z młodszym braciszkiem. Mój telefon też nagle zasygnalizował wiadomość.

Martin: Dokąd wyleciałaś z Moskwy?

Ja: Opalić się trochę na Cap-d'Agde Naturist Village.

Martin: We Francji?

Ja: Błyskotliwy jesteś.

Martin: To plaża nudystów.

Ja: Owszem... dlatego moje piersi będą miały piękny orzechowy kolor. A tak w ogóle... Skąd ty do cholery wiesz, że nie ma mnie w Moskwie?  - Anna i jej długi język! - pomyślałam.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz