Rozdział 38

9.4K 516 99
                                    

- Ile bym dała, żeby móc się napić... - rozmarzona mówiłam patrząc w swoje odbicie.

- Nie gadaj tyle, tylko wkładaj nogę... - popędzała Zoraja ciskając się gdzieś na poziomie podłogi pomiędzy materiałami mojej sukni.

- Jestem królową tego balu. Bądz milsza, bo cię zamienię w dynię.

- Wszystko gotowe - odpowiedziała zrównując się ze mną.  - I wyglądasz... niebotycznie, oszałamiająco i zabójczo apetycznie. Ismach dostanie zawału.

- Może lepiej nie. Przyda mi się jeszcze do kilku rzeczy w życiu - zaśmiałyśmy się.

- Idziemy?

- Tak dziwnie, że są tu same dziewczyny...

- No panowie spędzili nockę u Matthew. Mam nadzieję, że nie skuli się i będą trzymali fason.

- Wystarczy, ze Młody jest rozsądny.

- Schodzę po kwiaty. Masz pięć minut na odpędzenie durnych myśli, jeśli jakieś ci jeszcze zostały i czekamy na dole. Ze chwilę ruszamy do kościoła.

- Za moment będę... - kiedy Zoraya wyszła już z garderoby jeszcze raz oceniłam swój wygląd. Włosy upięte w luźny niski kok z zebranych gęstych fal i  wpiętych białych piwonii nadawał mi dodatkowej delikatności. Makijaż faktycznie zakrywał ślady niedawnej tragedii, a kuchnia Anitty dodała właściwych krągłości. Podobało mi się dosłownie wszystko...

- Tak? - wychodząc już prawie odebrałam jeszcze ostatnie połączenie.

- Witaj Meg... - chłodny głos zza oceanu odezwał się przywołując nienajlepsze wspomnienia.

- Po co dzwonisz? - nie siliłam się na bycie miłą.

- Chciałem złożyć ci życzenia. Wbrew twojemu zdaniu na mój temat, tobie życzę jak najlepiej.

- Ale niekoniecznie z Ismachem.

- Nie ukrywam, że wolałbym twój inny wybór, ale szanuję ten.

- Igor...

- Odesłałaś mi jednak zegarek.

- Nie mogłam go trzymać obok obrączki, chyba rozumiesz...

- Będzie na ciebie czekał...

- To nie jest konieczne, ja nie pojawię się już nigdy w Moskwie.

- Różnie może się stać... Niemniej Meg... wszystkiego dobrego, bądz szczęśliwa, nie trać charakteru i myśl częściej o sobie.

- Mam nadzieję, że ukryłeś w tych słowach dobre intencje.

- Tak... - chwilę się zastanawiał.

- Zatem dziękuję. I... nie dzwoń do mnie więcej.

- Do zobaczenia Meg - rozłączył się zanim zdążyłam skomentować.

***

- Dziewczyny... teraz zaczynam czuć zbliżający się stres... Mój żołądek skurczył się do wielkości orzeszka pistacjowego.

- Tylko nie rzygaj! - rzuciła Anna wychodząc ostatnia z limuzyny.

- Jak tam kobiety?  - zapytał Robert, który wyszedł nam na przywitanie.

- Dobrze... - odpowiedziałam bratu.- Martin nie uciekł sprzed ołtarza?

- Ma się nad wyraz dobrze i nadal jest pewny, że chce cię za żonę. Próbowaliśmy z Danielem całą noc dać mu czas i argumenty na zastanowienie się nad tym szaleństwem, ale owinęłaś go sobie wokół palca.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz