Rozdział 15

5.7K 360 11
                                    

- Przepraszam, ktoś na Panią czeka w lobby... - przerwał przy piętnastym kilometrze na bieżni ten sam mało sympatyczny consierge, który ostatnim razem próbował mnie zatrzymać w zamkowej wierzy. Uznałam jednak, że skoro sam się tu pofatygował, musi to być bardzo nieustępliwy gość. Wytarłam szyję z potu i z pustym już bidonem ruszyłam za nim. W czasie drogi zastanawiałam się komu o ósmej rano chciało się fatygować na spotkanie ze mną.

- Meg! - krzyknęła zbyt głośno kiedy wychyliłam się zza ściany dzielącej centralną część ze strefą fitness&spa.

- Zoraya?! - podbiegłam i przytuliłam dziewczynę. - Przepraszam, nie mogłam spać i wcześnie wylądowałam na siłowni - odkleiłam się uświadamiając sobie, że jestem cała mokra.

- Mam mało czasu. Martin i Matthew mają spotkanie z Aristowem i za godzinę powinni skończyć. Zapamiętałam nazwę hotelu i musiałam wykorzystać moment. Dzwoniłam z samego rana, nie odbierałaś. Poprosiłam tego miłego Pana o pomoc w odnalezieniu cię - strzelała zdaniami brunetka.

- Zostawiłam telefon w pokoju... coś się stało?

- Nie miałyśmy nawet okazji porozmawiać ze sobą wczoraj... - posmutniała zbytnio.

- Wczorajsze przyjęcie nie udało się chyba nikomu.

- Przepraszam...

- Za co ty mnie przepraszasz? Daj spokój.

- Rozmowa z Martinem... coś poszło nie tak?

- Dlaczego pytasz?

- Wyrwał stamtąd wściekły. Prawdopodobnie tuż po twoim zniknięciu. Strasznie ciskał się do Matthew. Nie mogłam zrozumieć o co mu chodzi, ale... powtarzał tylko "odbiorę jej wszystko". On oszalał.

- Zauważyłam to już w NY... Niczego mi nie może odebrać, bo nic mi nie dał. Ja nic nie wzięłam... Wiesz, że on... Sophi mieszka w Park Lyne - oznajmiłam kiedy siadałyśmy w fotelach na przeciw.

- Jak to?

- Właśnie... śpi na tym samym łóżku, korzysta z tej samej łazienki i pewnie stworzonej ponoć tylko dla mnie garderoby.

- Mama mówiła w prawdzie, że widuje ją często, ale...

- Sama widzisz... Szybko się uwinęła w tydzień. A żeby tego było mało, Ismach śpi tuż obok.

- Przecież twierdzi, że kocha tylko ciebie...

- On dużo mówi. Słowa nic nie kosztują...

- Widziałam jak patrzył na ciebie, widziałam wasz taniec... to niepojęte.

- A  potem rżnęliśmy się w gabinecie na piętrze, co skwitował stwierdzeniem, że nie może zostawić Sophi. Jestem idiotką... kompletną idiotką Zoraya. I do tego puszczalską. Nie powinnam była zamienić z nim wczoraj zdania, nie mówiąc o tańcu. Zachowuję się przy nim nieracjonalnie dając się porwać uczuciom, a potem spotyka mnie tylko cierpienie i kolejne wyrzuty sumienia.

- Czego ty chcesz Meg? - zapytała delikatnie kładąc dłoń na mojej ręce.

- Szczęścia, miłości i  wszystkich tych banałów z kolorowych czasopism. Chcę żeby co dziennie mnie przepraszał za wszystkie błędy, a ja będę mu za każdym razem odpowiadać, że już nie musi, bo dawno mu wybaczyłam. Chcę spokoju i pewności, że w naszym życiu nie pojawią się złe duchy z przeszłości. Chcę swojej własnej idealnej rodziny. Dobra... koniec tych zwierzeń. Kiedy wyjeżdżacie?

- Dziś po południu mamy samolot... On jest przekonany, że wrócisz z nami. Przynajmniej w lawinie jego grózb, przekleństw i rzucania obelżywych klątw pojawiło się takie stwierdzenie. 

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz