Rozdział 32

6.4K 406 48
                                    

- Nie smakuje ci?  - pytał Martin widząc, jak od dłuższego czasu zabawa jajecznicą pochłania mnie bardziej niż jej jedzenie. To był najtrudniejszy poranek w moim życiu. Nawet ten przed rozwodem z Tomaszem był jak spacer po kwiecistej łące. A ja tylko chciałabym żeby wczorajszy wieczór nigdy się nie skończył.

- Nie jestem głodna - odpowiedziałam odsuwając leniwie talerz od siebie.

- Źle się czujesz? - zaniepokojony zapytał.

- Jak zwykle o tej porze... - ciąża to najlepszy argument na wszystko.

- Muszę jechać do firmy. Spotkamy się po południu...- ewidentnie niechętnie wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy. Widać było, że czekające go wyzwanie spinało mu ruchy.

- Tak... - westchnęłam ciężko. Podszedł jeszcze na moment kładąc swoją dłoń na mojej ukazując znów błyszczącą obrączkę i ucałował ciepło w czoło.

- Przetrwamy to. Razem... Choć wiesz, że nie musimy tego robić... - teraz walczyłam już tylko z cisnącymi się do oczu łzami. Nie umiałam mu jednak odpowiedzieć. Tak bardzo jak już tego nie chciałam, tak zwyczajnie musiałam.

- Martin? - zatrzymałam go jeszcze w progu.

- Tak?  - obrócił się na chwilę. Być może czekał na moje zaprzeczenie, zwrot akcji.

- Bez względu na wszystko... Kochałam cie przed tym wszystkim i nie przestanę po tym. Pamiętaj... 

- Wiem moja Polska Wariatko... - podszedł na moment i ujął mój policzek, na który już odważnie spłynęły pierwsze krople, a ja na to określenie zaśmiałam się przebijając jednak napływający smutek.  - Do zobaczenia Kochanie... - wyszedł już na dobre, a ja zostałam sama...

Igor: Dziś zaczyna się twoje lepsze życie... - odczytałam na telefonie, który od wczoraj leżał na kuchennym blacie.

Ja: Dziś raczej ono się kończy...

Anna: Potrzebujesz wsparcia? - wiadomość nadeszła w punkt.

Ja: Jak nigdy dotąd.

Anna: Będziemy z Zorayą za pół godziny - nie zapytała nawet o adres. Martin... To on zorganizował dziewczyny.

***

- O ja pierd... - nie siląc się na subtelności próbowała skomentować wnętrze Anna wchodząc w głąb domu.

- Bądz damą moja droga! - rugałam przyjaciółkę.

- Ismach ma gest, nie ma co... - jeszcze wzrokiem ogarniała przestrzeń. - Mimo rozwodu, zostawia ci niezły prezent na pocieszenie... 

- Rozumiem, że cały wieczór dogadywaliście jeszcze warunki - wymownie spojrzała na mnie Zoraya. Nadal miałam na sobie wymiętą białą koszulkę i mocno potargane włosy. Po wyjściu Martina wsunęłam się jeszcze pod pachnący nim koc na kanapie i umartwiając własną głowę, czekałam na wizytę.

- A ty dziecko nie masz jakiejś szkoły?  -próbowałam zbyć dziewczynę.

- Czerwiec, wakacje... pamiętasz jeszcze takie rzeczy? - odgryzła się rezolutnie.

- Posłuchaj Meg... rozumiem, że Ismachowi należy się skopanie tyłka jak nikomu innemu, ale może ten rozwód da się jednak odwołać? - dopytywała szatynka.

- Nie da się...

- Dlaczego właściwie? - zagaiła tym razem Zoraya.

- Aristow postawił mi warunek. Jeśli podpiszę papiery i z nim wyjadę, odpuści Martinowi. Nie będzie w ogóle sprawy, a transakcja dojdzie do skutku. On będzie miał hotel, oni swoje pieniądze i rozejdą się jak poważni biznesmeni. Uprzejmie mi to obwieścił wczoraj.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz