Rozdział 7

6K 384 37
                                    

- Dasz sobie radę sama? - zapytał kiedy odprowadzał mnie pod drzwi apartamentu.
- Igor... pojawiłam się tu naprawdę bez zamiaru korzystania z czyjejkolwiek gościnności, więc spokojnie leć i załatwiaj swoje sprawy. Mną się nie przejmuj.
- Od zderzenia pod Park Layne nie jest to już takie łatwe... - uśmiechnął się lekko i jak małej dziewczynce przed występem na przedszkolnej akademii założył włosy za ucho: z troską, uwielbieniem i przejmującą delikatnością.
- O której masz lot?
- Za dwie godziny.
- Zaprosiłabym cię do środka... nie wiem... na film, ciepłe mleko lub zwyczajnie na pogawędkę, ale chyba nie powinnam - próbowałam chociaż trochę go rozbawić.
- Mocno kusisz... Nadrobimy wszystko. - Tym razem sam odważnie się zbliżył, uchwycił moją twarz w obie dłonie i ucałował ciepło. Nie nadał  intensywności... po prostu zastygł w dłuższym połączeniu warg. - Tak cudownie smakujesz... - mówił opierając o siebie nasze czoła. I wydawać by się mogło, że wszystko jest na właściwym  miejscu, tylko ja znów czułam na języku miętowe szaleństwo Martina.

- Trzymaj się i wszystkiego dobrego dla twojej mamy...

- Zadzwonię... - jeszcze raz pocałował mnie szybko, odwrócił się i odszedł do windy. Przegryzłam dolną wargę żeby zmyć jeszcze resztki smaku i dziwna pustka sprawiła, że chyba zrobiło mi się tak zwyczajnie smutno. Dobrze czułam się przy Igorze. Nawet jeśli nie za każdym razem właściwie odczytywałam jego komentarze i dygresje, okazał się po prostu dobry. Nie musiał robić dla mnie kompletnie nic, a tak wiele już otrzymałam... Tylko co jeśli w pewnym momencie będzie oczekiwać ode mnie więcej, niż będę w stanie mu dać? Tak, wiem... pożegnamy się w pokoju i pozostanie sympatia. Czy oby na pewno? 

Weszłam w końcu do apartamentu powoli obmyślając plany na kolejny dzień. Miałam oczywiście zamiar znaleźć sukienkę na sobotnie przyjęcie, ale to chyba zbyt mało jak na ponad dwanaście godzin. Z pewnością zaliczę siłownię, może trochę pozwiedzam... Złapałam się w końcu na tym, że uciekam myślami od spraw naprawdę istotnych. Powinnam skupić się na kilku ważnych punktach dotyczących najbliższej przyszłości. Wyciągnęłam telefon, zdjęcia z usg i pisząc radosną wiadomość o tym, że wszystko z dziećmi w porządku, że czuję się doskonale i według lekarza nie muszę rezygnować z dotychczasowego trybu życia zatrzymałam się nad przyciskiem "send" ... Bo właściwie komu powinnam ją wysłać? Martinowi, który z pewnością był na wizycie z Sophią i ani razu do tej pory nie zapytał jak ja się miewam, czy Bradowi który jest jego prawnikiem? Niech cię szlag Ismach! Szybko zmieniłam treść na bardziej obojętna...

Ja: Ciąża przebiega prawidłowo. Stan zdrowia i samopoczucia matki bez zarzutów. Aktualizacja na dzień 01.07.2017.

Załączyłam trzy obrazy i czekałam w zniecierpliwieniu na odpowiedź. Oddzwonił... Tego nie chciałam najbardziej, nie spodziewałam się. Wahałam się chwilę...Nie wiem, może bałam się spaść kolejny raz w tą samą  przepaść.

- Słucham? - wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy czekając na tornado jakie miał wywołać jego głos. Odliczałam po cichu do dziesięciu. To szybkie ćwiczenie z kategorii "bądz jak góra lodowa"  miało być dodatkowym  wsparciem.

- Meg, wróć do mnie... Jeśli tylko powiesz gdzie jesteś, wsiądę w samolot i będę po was... - mówił przejmująco niskim głosem.

- Nie chcę tego słuchać... Nie chce żebyś robił cokolwiek. Ja już  tobie w nic nie uwierzę... - moje kłamstwa raniły mnie samą.

- Posłuchaj... Po prostu spróbuj mi wybaczyć. Nie byłem z nikim kiedy byliśmy razem.  Jest mi źle z tym, że nie powiedziałem ci o wszystkim, że tak beznadziejnie to wszystko zacząłem, ale od tej pory absolutnie żadnych tajemnic. Nie potrafię bez ciebie funkcjonować... Sypię się... - Moje już mokre od łez policzki, drgające wargi i zbytnio przyspieszone serce były całkowitym zaprzeczeniem tego, co musiałam w tej chwili powiedzieć. Tylko rozsądek kazał działać w ten sposób.     

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz