- Meg... - cicho i przyjemnie szeptał ktoś przez sen. - Meg...jesteśmy na miejscu. Otwieraj oczy śpiochu.
- Chyba niewiele zdążyłam zobaczyć... - ospała podnosiłam się z kolan mężczyzny i odgarniałam z siebie ciepłą marynarkę.
- Nic nie szkodzi... nadrobimy.
- Mój stan nie robi chyba ze mnie najlepszego towarzysza przygód.
- Przynajmniej można na ciebie popatrzyć jak nie pyskujesz... - śmiał się lekko dając znak, że należy już wysiąść. Nagły powiew chłodniejszego powietrza zbyt jasno dowodził, że jesteśmy w Rosji. Mimo godziny siedemnastej słońce już było zdecydowanie nisko. Ostro ciosało dachy budynku przed który zajechaliśmy. Nie trudno było wywnioskować, że należy do Igora. Wszystko u niego musiało być z rozmachem. Ten widok jednak podobał się nawet mnie. Uwielbiałam piaskowe budynki wypełnione ciepłym światłem. Ten od Martina był wprawdzie w odcieniu bieli, ale wszystkie tego typu budziły we mnie wspomnienia o przytulności domu rodzinnego, czasach spędzonych z ojcem i beztroskiego dzieciństwa z braćmi. Nigdy bym też sama nie potrafiła odnalezć się w szklanym futurystycznym z tytanowej konstrukcji, gdzie nawet świece zapalane są elektryczną czujką.
- Nie boisz się sam mieszkać w takim wielkim domu? - ziewając pytałam idąc za mężczyzną.
- Kiedy go budowano miała w nim zamieszkać cała nasza rodzina. Miało tu być też miejsce dla Mamy, Sergieja i jego rodziny. Ivana zaprojektowała całe wnętrze i urządziła w najdrobniejszym szczególe... To miał być dom wielu pokoleń.
- Już widzę tą sielankę z Zoją w roli głównej... - skrzywiłam się przypominając właśnie sobie o moim zbitym policzku.
- Lubiły się z Ivaną...
- Jak przyczajony tygrys rzuciła ci się pózniej do szyi. - Przez francuskie szklone drzwi przeszliśmy z tarasu wprost do wyłożonego śmietankowym marmurem salonu. Piękne stylowe beżowe kanapy i meble z palisandru budowały cudowny nastrój.
- Czego się napijesz? - nie komentując wprowadził mnie do wielkiej jak lotnisko kuchni, gdzie tylko zlew wyjaśniał czym to pomieszczenie może być.
- Dla bezpieczeństwa poproszę ciepłą herbatę...
- Latem? - zdziwiony upewniał się co do mojego wyboru.
- Jakie lato, takie napoje chłodzące... -wsparłam się na kuchennej wyspie przesuwając pacem po nitkowych wzorach granitowego blatu.
- W takim razie herbata... - nastawił czajnik i przeszedł do lodówki, w której z kostkarki do szklanki wsypał kilka bezbarwnych kamyków. Z szuflady wyciągnął bawełnianą ściereczkę wsypując do niej chłodzącą zawartość i podszedł by pokonać nadchodzący siniak. - Zawodowo cię urządziła... - skomentował dzieło bratowej.
CZYTASZ
Miłość po rosyjsku / Część II
RomanceMałgorzata wraca po burzliwym romansie i w ciąży do Polski. Chce całkowicie odciąć się od spraw pozostawionych w NY. Martin jednak nie odpuszcza jej i nie daje świętego spokoju. Początkowo wysyłane tylko smsy, maile zamienia w osobiste poszukiwania...