Rozdział 35

6.6K 395 8
                                    

- Naprawdę zdemontuję ci wszystkie lustra w tym domu... - mówił Martin kiedy owinięta ręcznikiem stałam w garderobie na wprost szklanych ścian. Gładziłam palcami jeszcze zaklejony plastrami ślad po tym co się stało.

- Te żarty mnie nie bawią... - mówiłam beznamiętnie.

- Meg... - westchnął głośno wstając ciężko z białej pufy. - Moja Meg... - odgarnął z karku długie mokre włosy. - Wczoraj dopiero wróciłaś do domu, daj sobie czas...

- Martin... ja już nie będę piękna, a ty lubisz to co ładne... - odsunęłam się od mężczyzny, który uściskiem próbował okazać mi czułość.

- Po pierwsze to jest jedna niewielka rana, poza tym jest mnóstwo możliwości żeby nie został po niej najmniejszy ślad, po drugie kochałbym cię nawet gdybyś...

- Gdybym co?

- Stałą się najbrzydszą kobietą na świecie.

- Jasne... - opuściłam głowę nie wierząc w te ostatnie słowa.

- Kochanie, teraz dla nas są najważniejsze dzieci. Lekarz kazał ci dużo leżeć i odpoczywać. Dom jest naszpikowany ochroną, Anitta na dole i mnóstwo przyjaciół, którzy będą się teraz przewijać przez ten dom... Co cię niepokoi?

- Boję się... wszystkiego się boję.

- To co się wydarzyło było okrutne... Przez całą drogę pędząc tu jak oszalały, nazbierałem pewnie mandatów za przyszłe dziesięć lat. Nawet nie mógł bym pomyśleć, że cokolwiek gorszego się stanie, choć to co cię spotkało było i tak nad wyraz. Wiedziałem tylko jedno - nie podaruję nikomu, kto odważy się podnieść na ciebie choćby rękę. Kiedy przy śniadaniu dostałem telefon od Karla, ze moje biuro wygląda jak obraz po La Tomatinie w Walencji i na miejscu jest rozwścieczona Sophi, wiedziałem że to sygnał, że muszę sam się z nią rozprawić. Rozmowa była rzeczowa, zgodziła się że tylko związek z tobą jest dla mnie realny. Zaproponowałem jej dożywotnie utrzymanie, pokrywanie wszelkich rachunków i zajmowanie się dzieckiem w takim samym stopniu jak naszymi. Rozpłakała się, że nie ma szansy na bycie ze mną, że zrobiła przedstawienie z tymi zamazanymi farbą twoimi portretami, a nawet za swój stosunek do ciebie i liczne kłamstwa. Na koniec otarła łzy, przeprosiła i wyszła. Byłem przekonany, że zrozumiała. Miała wrócić do Par Layne... Coś mnie jednak tknęło... Moje stare nawyki odezwały się po chwili i sprawdziłem jej lokalizację. Zwróciłem uwagę, że porusza się w kierunku naszego domu. To mi dało do myślenia... Szybko skierowałem ochronę w to miejsce. Ci z kolei widząc przez jedno z okien co może dziać się w środku, wezwali policję. Sophi miała wszystko zaplanowane od waszego spotkania w Craft. Jeśli byśmy się rozwiedli i byś wyjechała, nic by nie zrobiła. Potoczyło się jednak inaczej... Jeszcze w biurze miała nadzieję myśląc, że mój brak powrotu do hotelu, rozwodu, to tylko fatalne zbiegi okoliczności. Jasno jednak stwierdziłem, że my się nie rozstajemy i zamierzamy zorganizować drugi ślub. To ją rozwścieczyło, choć nie dała po sobie wtedy nic poznać. Chłopak, z którym to zrobiła to jakiś jej znajomy z pijackich nocnych wypadów po mieście, gdzie jako studentka miała ich sporo na koncie. Jemu zresztą wystarczyła jedynie zapłata. Pieniądze kupią wszystko, zależy tylko od sumy. Miała jedną z moich kart, więc...

- Co z nimi się stało? - teraz kiedy Ismach podszedł drugi raz i objął mnie od tyłu, nie odeszłam.

- Sami, czy jak mu tam - siedzi. Dostanie sporo... wyszły jeszcze jakieś jego brudy z dawnych lat. Sophi jest w ośrodku. Są dokumenty, o których nie miałem pojęcia, że nie do końca działała świadomie. Poczeka tam do sprawy. Jeśli jej niepoczytalność będzie faktyczna, to...

- Te dokumenty są fałszywe.

- Skąd to wiesz?

- Nie omieszkała się chełpić tym, że jak mnie zabiją i jakimś cudem dojdą do niej, wywinie się - mówiłam trzęsąc się na myśl co mogło mnie spotkać.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz