- Zaczniesz wreszcie mówić, czy zależy ci na tym, żebyśmy jeszcze wylizali talerze? - poganiał mnie Karl kiedy Zoraya zdążyła wypytać już o to, co najbardziej zachwyciło mnie w Moskwie
- Dobrze... - odsunęłam talerz, którego zawartość tym razem wyjątkowo mi służyła. - Przejdę do rzeczy. Mam poważne wątpliwości co do inwestycji w Moskwie.
- Co to znaczy? - nieco zaniepokojony odezwał się Matthew. Rozumiał, że moje dwa tygodnie w towarzystwie Aristowa mogły wzbogacić moją wiedzę o wszystko.
- Przypuszczam, że komuś może zależeć na wniesieniu sprawy przeciwko waszej firmie. Chodzi o pozew zbiorowy robotników rosyjskich o niestosowanie właściwego prawa pracy - zaczęłam oględnie.
- Wszystko sprawdziliśmy. Nie ma takiej możliwości. Podpisali z nami umowy, które szczegółowo regulują zasady jakich wymagamy. Zabezpieczyliśmy się, bo wiemy że bez tego wszystko ustalało by prawo danego kraju. Są jak najmowani robotnicy na ziemi amerykańskiej. - Ulga była spora, ale z drugiej strony fakt, że o to właśnie zaczepił się Aristow sprawiało, że był on pewien jakiegoś błędu.
- Kto podpisał z nimi umowy?
- Ja, jako pełnomocnik zarządu... - pewnie odezwał się Karl popijając triumfalnie wodę.
- Czyli na wszystkich umowach z pracownikami widnieje twój podpis?
- No tak...
- Dlaczego nie Martina?
- Bo nie ma takiej konieczności. We wszystkich krajach jestem prokurentem w kwestiach prawnych.
- Nie mogłeś tego zrobić. Po historii budowlanej w Soczi, totalnej katastrofie dla rosyjskiego budżetu, wprowadzono nakaz, że wszystkie umowy, aneksy, promesy, a nawet rachunki za kawę dla pracowników, ma podpisywać prezes. W każdym innym przypadku można je wyrzucić do Wołgi. To rzeka dla wyjaśnienia. Pierwsze co zrobi związek zawodowy, to unieważni umowy i tym samym będzie obowiązywać prawo rosyjskie, po drugie z automatu sąd przyjmie pozew zbiorowy i będziecie mieli sprawę. Ludzie powołają się na to, że zostali wprowadzeni w błąd, a wasz rzekomy wyzysk musi być im wynagrodzony. I nie ma znaczenia co jest prawdą i jakie są fakty. Odwieczna walka Rosji z Ameryką będzie sądowym kabaretem, w którym śmiać się będą z tych drugich.
- Niby po co tyle zachodu? To niedorzeczne! - mówił przestraszony już nieco Matthew.
- Pomyśl...
- Pieniądze, a dokładnie trzydzieści milionów... - podsunął oświecony Karl.
- Brawo.
- Po co ten zabieg? Tyle zachodu?
- Aristow dostanie to co chce - piękny, doskonale funkcjonujący hotel, a wy kłopoty i zamrożoną zapłatą do czasu wyroku. I jakiekolwiek będzie rozwiązanie, stracicie. Jeśli wygracie - co w sytuacji słowo przeciw słowu będzie trudne- dostaniecie ostatnią transzę, ale zła atmosfera pociągnie się za wami. Jeśli przegracie, wypłacicie odszkodowania i dodatkowo Igor będzie miał prawo potrącić wypłatę o siedem milionów. Nie wspomnę, że pojawi się problem z postawieniem choćby domku letniskowego w przyszłości w tym kraju. Poza tym, takie sprawy mogą ciągnąć się latami, więc...
- Nie ma przecież powodu. Nawet jeśli popełniliśmy błąd z podpisami.
- Tu właśnie jest coś, czego nie rozumiem... Chodzi o jakąś zemstę. Tyle wiem.
- Ja pierdolę! - krzyknął wściekły Karl. - Przecież sprawdzaliśmy wszystko! Pracowaliśmy z radcami od prawa budowlanego z Rosji, naszymi. Jakie kurwa podpisy?!
CZYTASZ
Miłość po rosyjsku / Część II
RomanceMałgorzata wraca po burzliwym romansie i w ciąży do Polski. Chce całkowicie odciąć się od spraw pozostawionych w NY. Martin jednak nie odpuszcza jej i nie daje świętego spokoju. Początkowo wysyłane tylko smsy, maile zamienia w osobiste poszukiwania...