Rozdział 25

6.1K 321 14
                                    

- Masz monopol na zapierające dech w piersiach restauracje z widokami?

- Podoba ci się?

- Mało powiedziane... - patrzyłam na przygotowywaną do otwarcia salę i kłęby chmur piętrzące się za oknami.  Ponad półkilometrowa telewizyjna wieża CN TOWER była faktycznie windą do nieba.

  Ponad półkilometrowa telewizyjna wieża CN TOWER była faktycznie windą do nieba

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Siądziemy?

- Jasne... ileż można się gapić w niebo - w zabawnym tonie ruszyłam za mężczyzną, który prowadził nas do zarezerwowanego stolika.

- Głodna?

- O tej godzinie już nawet bardzo.

- Na co masz ochotę?

- Na chwilę spokoju bez pytań... - usiadłam we wskazanym miejscu i moment wpatrywałam się jeszcze w biały puch za szklaną ścianą. Kiedy wróciłam wzrokiem na siedzącego na przeciw Aristowa widziałam jak rozmarzony wpatrywał się we mnie.

- Przepraszam Meg... To wczoraj z mojej strony było najgłupszym z zachowań jakie mam na swoim koncie. Ten telefon odebrał mi rozum. I pewnie w jakiś sposób mogłoby mnie to usprawiedliwiać, ale uświadamiając sobie jak blisko miałem w zasięgu coś, na co czekałem od zderzenia pod Park Layne, jestem na siebie podwójnie zły. I nie chodzi mi w cale o skes, to znaczy o niego też mi chodzi, ale o to... że mogłem cię po prostu mieć. Jestem idiotą. Kretynem, który nie miał naprawdę zamiaru sprawić ci przykrości. Liczyłem, że dasz się przeprosić już wczoraj, ale twój sprzeciw choć mnie nieco zasmucił, pozwolił na przygotowanie niespodzianki z prośbą o wybaczenie.

- To miejsce wystarczy... Nie gniewam się... - faktycznie informacja o stanie matki była ważniejsza niż umizgi na tylnych siedzeniach. Pewnie zareagowałabym podobnie.

- Mimo wszystko... proszę - na stoliku na białym obrusie pomiędzy wypełnionymi już wodą szklankami, znalazło się czarne pudełko.

- Co tym razem? - kolor czarny nie był zaskoczeniem, ale jego niewielkie rozmiary mogły mówić wszystko, włącznie z pierścionkiem zaręczynowym. Oczywiście byłoby to totalnym nieporozumieniem w mojej sytuacji, ale po Igorze mogłabym się spodziewać wielu szaleństw.

- Otwórz - spokojnie nalegał. Wzięłam niepewnie pakunek, rozwiązałam czarną tasiemkę, która jeszcze przed chwilą tworzyła zgrabną kokardę. W środku była spora kostka w kolorze chromowanej stali z plastikową obudową z kolejną zawiązaną kokardą, tym razem czerwoną. Dopiero kiedy chwyciłam zawartość do ręki zauważyłam, że wygrawerowane ma cztery przeplecione przez siebie kółka.

- Nie rozumiem? - trzymając w dłoni kluczyki patrzyłam na Aristowa.

- Tu jest wynajęty na cały dzień. W Moskwie czeka na ciebie twój własny.

- Kupiłeś mi samochód? -  nie mogłam uwierzyć.

- Czerwony R8 Spyder Red.

- Nie możesz kupować mi samochodu... - wyraźnie zła oddałam prezent.

Miłość po rosyjsku / Część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz