Biegałam jak szalona po swoim pokoju, co było dość trudne zważywszy na to, że założyłam obcasy. Pobiegłam po raz kolejny do łazienki uderzając się bokiem o drzwi.
- Cholera.
Pomasowałam ramię po czym złapałam szczotkę i zaczęłam rozczesywać jasne, brązowe włosy.
- Val! Błagam cię chodź już! - krzyknął Ash z dołu
- Chwila!
Wbiegłam z poworotem do pokoju i stanęłam przed lustrem. Obejrzałam się.
Dobra, w sumie nie jest aż tak źle.
Poprawiłam czarną prześwitującą bluzkę ze złotymi ćwiekami na ramionach. Ubrałam do tego krótkie dżinsiwe spodenki. Podbiegłam do łóżka po torebkę no i oczywiście potknęłam się i połamałam obcas.
- Ekstra. - mruknęłam pod nosem
Chrzanić szpilki!
Nałożyłam czerwone conversy pod kostkę. Złapałam torebkę i przewiesiłam ją sobie przez ramię. Wyszłam z sypialni i zbiegłam no dół. Ash stał u stóp schodów. Pokręcił z niedowierzaniem głową kiedy mnie zobaczył.
- No co?
- Czekam na ciebie dokładnie- spojrzał na zegarek- czterdzieści trzy minuty. Ile można się ubierać?
Odchrząknęłam.
- To przecież ty kazałeś mi się przebrać.
- Wybacz, że nie pozwoliłem swojej młodszej siostrze biegać z odkrytym tyłkiem przy napalonych zboczeńcach.
- Idziemy na impreze do twojego kolegi, więc raczej nie będzie tam żadnych potencjalnych gwałcicieli.
Uśmiechnęłam się do niego słodko.
Jezu jak ja lubię go wkurzać, a on tak łatwo się daję.
- Poza tym mogłam jechać z Jakiem.
- Jeszcze tego brakuje, żebyś szlajała się z Jakiem.
Wzniósł ramiona do góry w geście poddańczym.
- Jeźdzmy już.- odparł i otworzył przede mną drzwi
Ukłoniłam się dziękując. Wyszliśmy przed dom i podeszliśmy do czarnego BMW. Wsunęłam się do samochodu, a zaraz po mnie w środku pojawił się Ash. Rzucił mi jeszcze jedno złowrogie spojrzenia, po czym wsadził kluczyj do stacyjki i odpalił silnik. Ruszyliśmy wzdłuż ulicy oświetlonej wysokimi, czarnymi latarniami.
- Gdzie są rodzice?- zapytałam, żeby rozładować atmosferę
- Jak zwykle. Ojciec na spotkaniu, mama na spotkaniu.
No przecież. Od 2 lat nie spędzaliśmy ze sobą czasu. W domu rozmawiam jedynie z Ashem. No i jest jeszcze Theo. Nasz młodszy brat. Za dwa tygodnie ma ósme urodziny.
- Ej co w końcu kupujemy Theo na urodziny?
Ash przeczesał palcami blond włosy i zza ucha wyciągnął papierosa.
- Zabieram go na mecz, jak chcesz możesz iść z nami.
Puścił mi oczko i skinął głową w kierunku schowka. Przewróciłam oczami. Wyciągnęłam z niego zapalniczkę.
- Okej. W sumie dobry pomysł, nie często ci się to zdarza.
Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Cha Cha. Zapal mi lepiej papierosa.
- Już.
Spełniłam jego prośbę. Po chwili w aucie rozniósł się zapach dymu. Ash tworzył szarę kółka, które unosiły się w powietrzu i delikatnie rozmywały.
Ble...
Otworzyłam okno i pozwoliłam, żeby zimny podmuch wiatru rozmierzwił mi włosy. Opadłam z powrotem na fotel i popatrzyłam na swojego brata, a potem spojrzałam z nienawiścią na papierosa, który znajdował się między jego palcami.
- Obiecałeś, że rzucisz.
Założyłam ramiona na piersiach.
- Poprawka, siostrzyczko. Obiecałem, że spróbuję rzucić.
Wzniosłam oczy do nieba i warknęłam na niego.
- W takim razie spróbuj.
Zerknął na mnie, po czym cmoknął zastanawiając się. Uniósł jedną brew i wjechał na podjazd przed wielkim, kremowym domem. Ash zaciągnął się jeszcze raz, a potem wyrzucił niedopałek przez moje okno.
- Dobra. Od jutra mam odwyk.
Odsłoniłam zęby w uśmiechu. Odpiął pas i obrócił się w moją stronę.
- Teraz parę zasad. Otóż...Nie gadasz z nieznajomymi, chyba, że ja będę gdzieś w pobliżu, z nikim nie wychodzisz, jak jakiś fagas się przyczepi to znajdź mnie, powiedz który się do ciebi dowalił, a ja karzę mu spadać, najlepiej byłoby gdybyś nie chodziła sama. Rozumiesz?
- Ash, nie jestem już małą dziewczynką. Jestem prawie pełnoletnia.
Uśmiechnęłam się szerzej.
- Prawie. - mruknął- Poza tym skoro rodzice nie ustalają zasad ja muszę to zrobić.
Zaśmiałam się i pokiwałam grzecznie głową.
- Będę grzeczna.
Ash przymrużył oczy.
- No ja mam nadzieję.
Odpięłam swój pas i przytuliłam mocno mojego najukochańczego braciszka. Potem jeszcze raz przytoczył zasady, których mam przestrzegać i oboje wysunęliśmy się z BMW. Pochyliłam się, żeby zawiązać sznurówkę, a kiedy się podnosiłam ktoś na mnie wpadł.
- Wiem, że jestem niska, ale to nie znaczy, że można mnie taranować.
Spojrzałam za siebie na faceta, który przed chwilą próbował mnie powalić.
Cholera... Jest całkiem wysoki, strasznie umięśniony i... Słodki Jezu. W życiu nie widziałam przystojniejszego.
Uniosłam wyżej głowę i zanurzyłam się w tych głębokich jak ocean oczach. Przełknęłam ślinę i poczułam jak cała drżę, a moje kolana robią się jak z waty. Prawie upadłam. Nieznajomy szybko chwycił mnie za biodra i pomógł mi ustać. Zaśmiał się. Przygryzłam wargę i lekko się uśmiechnęłam.
- Wszystko w porządku? - jego głos jest lagodny i delikatny niczym piórko
Pokręciłam głową i odsunęłam się trochę.
- Tak. Dzięki.
- Wybacz, że cię staranowałem.
Znów się zaśmiał.
- Nic się nie stało.
Pierwszy raz w życiu chłopka zwalił mnie z nóg i to dosłownie.
- W takim razie do zobaczenia potem. Mam nadzieję, że będę mógł później liczyć na taniec?
W gardle pojawiła mi się lodowa gula. Nie mogłam nic powiedzieć. A zazwyczaj to właśnie ja jestem tą, która może gadać o wszystkim i o niczym. Kiwnęłam nieśmiało głową na co on usmiechnął się szeroko. Pochyli się, pocałował mój policzek, który od razu zrobił się czerwony. Pomachał mi jeszcze i odszedł. Widziałam jak wchodzi do domu i znika mi z oczu.
To zdecydowanie będzie ciekawy wieczór.
CZYTASZ
Należę do ciebie
عاطفية-Nie! Po prostu odejdź!- krzyknęłam najgłośniej jak umiałam. Łzy spływały mi po policzkach. W końcu przestałam je już ścierać. Luke postawił kilka kroków w przód. - Valerie... proszę... Pokręciłam szybko głową. Muszę stąd uciec. Muszę uciec od nieg...