new start

1K 73 25
                                    




Warszawa, luty 2018

Luiza siedziała na lotnisku wraz ze swoją przyjaciółką, która ją tutaj przywiozła. Czekała na lot do Austrii. Miała wątpliwości, a co jeśli znowu wszystko pójdzie za szybko i się spieprzy? Westchnęła ciężko i spojrzała na metalowe krzesło przed nią. Nie przepadała za tym lotniskiem, ostatnimi czasy przynosiło raczej pozytywne wspomnienia, ale też te gorsze związane jeszcze z pewnym siatkarzem wciąż ją atakowały. Musisz o nim raz na zawsze zapomnieć Luiza, musisz się odciąć i zaryzykować. Schlierenzauer to nie Włodarczyk. W głowie zahuczały jej słowa brata, a raczej jego krzyk. " Są tacy sami Luiza, zapatrzeni w siebie i puści. Schlierenzauer jest identyczny jak on, ale ty widocznie lubisz takich skurwieli." Znowu westchnęła, a Matylda spojrzała na nią zirytowana.

- Co tym razem cię gnębi? - za długo i za dobrze znała swoją przyjaciółkę. Wiedziała, że coś ją męczy.

- Co jeśli Karol ma rację? Jeśli Gregor tak naprawdę chce mnie tylko wykorzystać? - spojrzała na Matyldę przestraszona.

- Lu, sama chciałaś spróbować. Głupie pitolenie Karola nie powinno mieć żadnego znaczenia. Poza tym Kłos go nie zna i nie widział was na Ibizie. Schlierenzauer był wpatrzony w ciebie jak w obrazek. Po prostu musicie to sobie wytłumaczyć i powoli budować swoją relację - pogładziła ją po ramieniu, na lotnisku rozbrzmiał właśnie komunikat o jej samolocie. Rakus uśmiechnęła się pokrzepiająco do blondynki - to tylko kilka dni dasz radę i ucz się w środę masz egzaminy, a w czwartek lecisz do Pjongczang.

- Wiem mamo - Kłos zachichotała i objęła brunetkę - widzimy się we wtorek - puściła jej oczko i chwyciła walizkę. No Kłosie teraz albo nigdy.

- Oberwiesz za tę mamę kiedy indziej, a teraz spadaj i bądź ostrożna - uniosła kciuk w górę i poklepała blondynkę po ramieniu

- Do środy!

- Baw się dobrze - Rakus posłała znaczący uśmiech w stronę blondynki, a ta pokręciła głową i ruszyła w stronę samolotu.


Innsbruck, luty 2018

Lot minął jej spokojnie, przesłuchała połowę swojej playlisty, a nawet ucięła sobie krótką drzemkę. Gdy wyszła z samolotu uderzył w nią chłód i otuliła się szczelniej szalikiem. Na lotnisku czekał już na nią Gregor, który nie mógł doczekać się jej widoku. A co jeśli się rozmyśliła, a ty stoisz tu jak ostatni debil? Nie, przecież napisała, że jest już w samolocie. Spojrzał na zegarek gdy rozbrzmiał komunikat o przylocie jej samolotu. Ludzie zaczęli powoli wchodzić na halę lotniska i wtedy ją zauważył. Opatuloną w szalik z rozpuszczonymi włosami i rumieńcami na twarzy. Rozglądała się, szukając go wzrokiem. Gdy szukała telefonu, on ruszył w jej kierunku.

- Witam cię Lu - Schlierenzauer stanął przed nią i uśmiechnął się szeroko. Nie wiedział, czy może ją objąć, czy sobie tego nie życzy. Jednak Luiza zaskoczyła go i objęła go swoimi szczupłymi rękami wokół szyi. Panna Kłos nie wiedziała co w nią wstąpiło, tak po prostu go przytuliła. Gregor nie pozostał jej dłuższy i objął ją mocno w talii.

- Cześć Gregor - szepnęła w jego ramię i odsunęła się od niego z uśmiechem. Austriak odwzajemnił uśmiech i spojrzał w jej oczy nie zdejmując dłoni z jej talii. Teraz już cię nie wypuszczę.

- To co pojedziemy do hotelu, zostawię swoje rzeczy i jakaś kolacja? - rzuciła luźno panna Kłos. Wszystko przemyślała przed przyjazdem, dokładnie rozpracowała plan działania. Niestety Gregor Schlierenzauer miał swoje plany i skoro miał ją tutaj u siebie, to on przejmował pałeczkę.

- Jasne. Daj pomogę ci z walizką - Austriak chwycił rączkę w dłoń i pociągnął ją, obejmując Luizę w pasie. Kłos nie miała zamiaru odsuwać się od niego. Czuła się dobrze, bezpiecznie. Luiza, opamiętaj się. Skoczek puścił ją dopiero przy swoim Audi. Sam włożył walizkę do bagażnika i usiadł na miejscu kierowcy. Blondynka usiadła na miejscu pasażera i rozejrzała się po aucie. Samochód wyglądał jak nowy, prosto z salonu.

- Więc jesteś jednym z tych facetów, którzy dbają bardziej o swoje auta niż o kobiety? - uniosła prowokacyjnie brew do góry, a Gregor uśmiechnął się półgębkiem.

- Wydaję mi się, że na Ibizie dość dobrze się tobą zająłem, nie sądzisz? - tym razem to on odbił piłeczkę i zerknął na Luizę. Ta jak zawsze gdy poruszany był ten temat zarumieniła się, skoczek uśmiechnął się na ten widok. Obserwowała zaśnieżony Innsbruck i przyglądała się Alpom. Kochała góry, co roku w wakacje ciągnęła Matyldę w Tatry, które uwielbiała. W Polsce znała na pamięć prawie każdy szlak, w Alpach była niestety tylko raz. Na nartach we Włoszech również z przyjaciółką i Olą, Karol nie mógł zjeżdżać na stoku. Kontrakt mu tego zabraniał. Zabawne, Karol nie może nawet patrzeć na narty, a facet do którego coś czuję poświęcił im całe życie. Spojrzała na niego i przypatrywała mu się przez chwilę. Roztrzepane ciemne blond włosy, lekki zarost i piwne oczy, które uwielbiała. Faktycznie Mati miała racja, ma troszkę krzywy nos. Na Ibizie nie zwróciłam na to jakieś szczególnej uwagi. Parsknęła pod nosem, a blondyn automatycznie odwrócił się w jej stronę.

- Najpierw mnie obczajasz, a później ze mnie śmiejesz? - westchnął teatralnie nie odrywając wzroku od drogi.

- Nie obczajałam cię - Luiza prychnęła, w życiu nie przyzna się do obserwowania go.

- Jasne, ja wszystko widziałem. Po prostu przyznaj się, że nie umiesz oderwać ode mnie wzroku - puścił jej oczko z szarmanckim uśmieszkiem.

- Zawsze musisz być pewnym siebie dupkiem? - Kłos westchnęła zrezygnowana. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka i słowa Karola.

- Nie zawsze, jestem nim tylko wtedy gdy podrywam niezłą dziewczynę - Luiza parsknęła na te słowa i pokręciła głową. Nie miała zamiaru tego komentować, wróciła do obserwowania miasta. Po chwili poczuła jak Gregor zwalnia i zatrzymuję się pod dużym domem, można by rzec willą.

- To nie jest mój hotel - spojrzała na niego niezrozumiale.

- Nie będziesz płaciła za hotel. Mówiłem od początku, że to poroniony pomysł.

- Gregor, ja wolę mieszkać w hotelu - wiedziała, że przebywanie z nim w jednym domu nie będzie dobre. Musiała mieć chwilę dla siebie, nie mogła znowu oddać się całkowicie tylko jemu. Już raz to zrobiła, a on nie był z nią szczery. Ty też nie powiedziałaś mu prawdy, idiotko.

- Będę trzymał rączki przy sobie, obiecuję - ułożył dłoń na piersi, na co Luiza parsknęła i pokręciła głową. Chciał ją przy sobie, spędziliby wtedy więcej czasu razem, ale wiedział, że musi być cierpliwy i ostrożny - no chodź zrobiłem kolację, mam duży pokój gościnny, więc będziesz miała tutaj swoje miejsce do nauki i odpoczynku.

- Mam nadzieję, że ta kolacja będzie dobra- wskazała na niego palcem, odpinając pasy.

First vacay, then love | G. Schlierenzauer|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz