Między kolacją, a śniadaniem

46 5 1
                                    

Gotująca się ze wściekłości Anna, opuściła dom trzaskając drzwiami. Co za przeklęty bufon! Ania w żadnym wypadku nie zamierzała uczyć się rybołóstwa z tym kretynem. Wyszła na miasto. Nocą. Nie często jej się to zdarzało, ale musiała odreagować. Nocą ulicę były niebezpieczne, na szczęście Anna wiedziała, których alejek należy unikać. Udała się w górę miasta, do dzielnic szlachty. Tu w domach światła paliły się do późna. Okna pobliskiej restauracji rzucały jasny blask oświetlając bruk ulicy. Anna podeszła bliżej przyglądając  się rozmawiającym w środku osobom. Szlachcice spojrzeli się na nią z przerażeniem w oczach. Brudna dziewczyna, sklejone, tłuste brąz włosy i stara sukienka. Wyglądała jak zjawa. Ludzie w oknie prędko opuścili  stolik kierując się do wyjścia. Ania prychnęła pogardliwie. Rozejrzała się dokoła i zorientowała się, że otaczają ją cienie. Przypomniała  sobie incydent tego wieczora i po chwili zawahania kucnęła przy granicy oświetlanego bruku i tego skrytego w cieniach. Z dziecięcą ekscytacją wyciągnęła rękę, aby dotknąć cienia. Niemożliwe! Pomyślała, gdy palce wstąpiły w cień zlewając się z chodnikiem. Tym razem nie cofnęła dłoni, nawet więcej, wsunęła rękę głębiej, po sam łokieć. Zupełnie znikła w głębinach cieniach. Anna patrzyła na to z przerażeniem, ale i ekscytacją odkrywania czegoś nowego. Postanowiła posunąć się dalej i całym ciałem weszła w cień. Nie myślała o konsekwencjach, po prostu chciała to zrobić. Przypominało to uczucie wpadnięcia do głębokiej wody. Gdy jej głowa znalazła się już pod powierzchnią cienia, ponownie otworzyła oczy. Znajdowała się w mieście Tysiąca Życzeń... no prawie. Przypominało to bardziej kawałki strzaskanego lustra. Kojarzyła niektóre miejsca, a niektóre wydawały jej się zupełnie obce, jak  wnętrza piwnic czy sypialnie obcych ludzi. Widziała tysiące punktów jednocześnie.

Coś złapało ją za rękę. Anna przerażona zaczęła się wyrywać, ale ktoś silniejszy pociągnął ją ku górze. Nim się zorientowała znajdowała się w nieznanej sobie przestrzeni.

- Czyli jednak cię wybrał - usłyszała czyjś głos. Gdzieś go już słyszała...
Rozejrzała się wokoło. Nad sobą miała lampę, przymocowaną do masztu...

- Co...  - wykrztusiła zdezorientowana Ania trzymając się za obolałą głowę. Gdy podniosła wzrok, ujrzała nad sobą tego samego mrocznego mężczyznę, który wcześniej przejrzał jej plan wyłudzenia pieniędzy od Piotra.

- To co zrobiłaś - uśmiechnął się - Wybrał cię, tak jak i mnie.

- Nie wiem kim jesteś dziwaku i czego chcesz, ale masz mnie odstawić na miejsce! Teraz! - Anna wstała i z groźną miną spojrzała mu prosto w oczy. Mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem, tak jak rodzic patrzy na grożące mu dziecko.

- Gdzie konkretnie? Znalazłem cię kroczącą między cieniami - powiedział enigmatycznie mężczyzna. Ania zirytowała się, bo sama nie wiedziała jak na to odpowiedzieć. Odwróciła szybko wzrok klnąc cicho pod nosem.

- To co potrafisz jest niezwykle niebezpieczne - zaczął - Od dwudziestu lat szukam i rekrutuje podobnych tobie. Chronimy to miasto przed niesprawiedliwością. Chciałabyś do nas dołączyć?

- Co?! Oczywiście, że nie! - wykrzyknęła Anna. Nieznajomy westchnął cicho.

- Posłuchaj, wiem, że tobie też nie odpowiada tutejszy porządek. Ten dar... nie zyskują go przypadkowi ludzie. Musisz mieć czyste serce. Dobrzy ludzie nie akceptują tego co się tutaj dzieje, wojna, korupcja, morderstwa. Wiem, że chcesz to zmienić.

- Co ty możesz o mnie wiedzieć?! - warknęła Anna, ale pomyślała przez chwilę nad złożoną propozycją. Faktycznie chciała coś zmienić, nie podobało jej się, że szlachcice pływają w bogactwie, a ona ledwo trzyma się na nogach z głodu. Była wściekła, że tak wiele dobrych ludzi, musi umierać z głodu. 

-Właściwie... - odezwała się po chwili - To mogę to przemyśleć - kontynuowała czerwona ze wstydu, nie patrząc mu w oczy - ale nie rób sobie nadziei czy coś.

Nieznajomy rozpromienił się, a jego czarne tęczówki zalśniły

- Świetnie! Przyjdę do ciebie dowiedzieć się jaką decyzję podjęłaś - mężczyzna chwycił dziewczynę za rękę i podszedł do najbliższego cienia na statku.

- Chwila, co... - zaczęła dziewczyna, ale nieznajomy już wepchnął ją w nieskończoną głębinę ciemności. Spadała przez chwile, aż do ulicy... przed swoim domem. Rozejrzała się wokoło zupełnie zbita z tropu. Rozpoznawała starą kamienice i czerwone rozdrapane drzwi. Wstała, ledwo słaniając się na nogach i po cichu weszła do środka. Miała nadzieje, że Maria nie obudziła się jej atakiem wściekłości wcześniej. Na szczęście dziewczyna spała, jak trup. Ania odetchnęła cicho i powoli wróciła do łóżka.


Usta ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz