Baśnie tej jednej nocy

15 4 0
                                    

Paweł siedział na złotej kanapie, a jego nienagannie skrojona kurtka, również w kolorze złota skrzyła się w blasku, który dawała wielka balowa sala. Wokół mężczyzny tłoczyli się ludzie w różnego typu okularach przeciwsłonecznych, kłaniając mu się oraz próbując przyciągnąć jego uwagę. On też skwapliwie spoglądał na nich kolejno, kiwał im głową i zdawkowo odpowiadał z delikatnym uśmiechem.

Maria stała osłupiała nie wiedząc o co chodzi. Dlaczego Ci ludzie tłoczą się wokół Pawła? Jaki może być powód? Przecież on jest zwykłym rybakiem...prawda?

W pewnym momencie wzrok Pawła padł na Marię, a jego oczy rozszerzyły się. Wstał i rzucił coś ludziom, którzy go otaczali. Następnie ruszył w kierunku dziewczyny. Ludzie odprawili go niechętnymi i zazdrosnymi spojrzeniami.

- Mario! Dotarłaś bezpiecznie? - spytał i spojrzał jej w oczy, a ona poczuła jak zalewa ją gorąco jego spojrzenia - Martwiłem się o ciebie. Wyglądasz... przepięknie.

Dziewczynie na policzki wstąpił delikatny rumieniec. Bardzo dawno nikt nie powiedział jej takiego komplementu.

- Dziękuje - odparła - Czekałam na ciebie, a ty nie przyszedłeś. Na szczęście jeden ze strażników wprowadził mnie do środka. Kim...kim są ci ludzie, którzy cię otaczali? I jak to możliwe, że nie potrzebujesz okularów w tym miejscu? Tu jest tak potwornie jasno!

Na twarzy Pawła po raz pierwszy od kiedy Maria go znała wystąpiło zmieszanie.

- Ci ludzie potrzebowali ze mną porozmawiać. - mężczyzna uniknął wzroku Marii - Wszystkiego dzisiaj się dowiesz.

Dziewczyna czuła w tym wszystkim jakimś podstęp, jednak tylko kiwnęła głową. Paweł ewidentnie nie zamierzał jej powiedzieć o co w tym chodzi. Jeszcze.

Wtem cała jasność w pomieszczeniu zniknęła. Nie było widać niczego, ani nikogo.

- Pawle? - wyjąkała Maria nie wiedząc co się dzieje - Gdzie jesteś?

Poczuła jak czyjeś ręce oplatają ją w pasie a do ucha szepcze jej cichy ciepły głos.

- Nic się nie bój. To tylko część balu. - powiedział Paweł i pocałował ją delikatnie w ucho. Dziewczyna aż westchnęła.

W tym samym momencie na środku sali pojawiło się ognisko wokół którego siedziały cztery kobiety. Każda ze skrzydłami  i jednocześnie każda inna. Pierwsza miała białe włosy i białą suknię, a wokół niej na ziemi pojawił się lód. Druga z kolei była ubrana w piękną, niezbyt długą zieloną sukienkę, a blond czupryna była krótko przystrzyżona.

Maria zdała sobie sprawę, że są to Panie pogody. Do tego ognisko musiało być magiczne, ponieważ ani kobiety ani ogień nie dawały żadnego cienia. Dziewczyna patrzyła jak oczarowana.

- Każda z nich odpowiada za inną porę roku - powiedział Paweł - co roku przyjeżdżają na bal, aby wykonać swoje przedstawienie.

Pierwsza wstała Pani Lata. W całej sali zapadła cisza, gdy z podłogi zaczęły podnosić się cztery wielkie kule, które wyglądały jak słońca. Podłoga natomiast stała się taflą wody, która jednak nie moczyła Marii stóp. To iluzja zdała sobie sprawę Maria. "Słońca" unosiły się coraz wyżej zmieniając swój kolor z czerwonego przez żółty, aż do białego. Dziewczyna cieszyła się, że ma okulary. Kiedy wzniosły się na tyle wysoko, że były już pod sufitem złączyły się w całość tworząc żyrandol, który - co fascynujące - również nie powodował rzucania przez wszystko co oświetlał cienia.

Następnie powstała Pani Jesieni a z sufitu zaczęły spadać pożółkłe liście i lądując na tafli wody. Maria złapała jeden w locie, a on zamienił się w płatek śniegu. Okazał się, że z ziemi podniosła się już Pani Zimy. Najzimniejsza i wyniosła sprawiła, że salę balową zaatakowała śnieżyca. Nie była ona jednak zimna. Płatki były przyjemne w dotyku.

Na końcu wstała Pani wiosny i a ognisko zniknęło. Wszystkie iskry, każdy promyk ognia wystrzelił pod niebo zamieniając się w motylka. Chwilę później Maria usłyszała dźwięki gitary, a Panie zaczęły śpiewać jedną z najpiękniejszych piosenek jakie dziewczyna kiedykolwiek słyszała.

Paweł delikatnie odwrócił Marię i się ukłonił.

- Zechcesz ze mną zatańczyć? - spytał.

Maria lekko speszona kiwnęła głową. Modliła się, żeby pamiętała jeszcze chodź trochę jak się tańczy z czasów sprzed wojny.

Mężczyzna wziął ją pod rękę i poprowadził na parkiet. Ukłonił się ponownie, a ona poszła w jego ślady. Następnie ujął jej dłoń i złapał w pasie. Maria z ulgą zdała sobie sprawę, że bez problemu podąża za jego zdecydowanymi krokami. Zdała sobie sprawę, że mężczyzna wpatruje się w nią.

- Jesteś taka piękna - westchnął - Mam niesamowite szczęście, że zgodziłaś się ze mną pójść na ten bal.

Maria uśmiechnęła się delikatnie ośmielona komplementem.

- To wszytko jest takie niesamowite - szepnęła.

Paweł przyciągnął ją bliżej i pocałował w czoło. Do końca piosenki tańczyli tak przytuleni do siebie.

***

Po tańcu oboje ruszyli do stolika z jedzeniem. Było tam tak wiele jedzenia. Maria nie mogła oderwać od niego wzroku. Próbowała wszystkiego co tylko znalazło się w zasięgu jej wzroku.

W pewnym momencie na środku sali pojawił się przysadzisty mężczyzna i odchrząknął znacząco.

- Zgodnie z tradycją - rzekł - Jaśnieoświecony Pan Miasta Tysiąca Życzeń, Dżin Dnia spełni po jednym życzeniu trzech wybranych osób. Lista szczęśliwców jest już gotowa i tylko czeka na odczytanie przez naszego władcę. - grubasek odchrząknął i spojrzał znacząco na Marię... nie, nie na Marię, na stojącego obok niej Pawła. Niebieskooki mężczyzna spojrzał na dziewczynę przepraszająco z wyrzutem w oczach i ruszył na środek. Marii zakręciło się w głowie, kiedy kolejne elementy układanki zaczęły wpadać na swoje miejsca... Nie nie, to niemożliwe, żeby Paweł był... to by wiele wyjaśniało... ale dlaczego... Maria dostrzegła drzwi na balkon niedaleko i ruszał w tamtym kierunku. Zanim zamknęła za sobą drzwi usłyszała jak Paweł wyczytuje imiona szczęśliwców. W tym jej. Nie chciała tego słuchać.

Usta ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz