Rozdział 5. Kirkwall

57 5 0
                                    


– Uważaj, z kim rozmawiasz, Poszukiwaczko! – krzyczał Varrik do stojącej na nabrzeżu Kassandry. – Nie każdy jest taki wybaczający i pełen zrozumienia jak ja.

Nawet z tej odległości dało się słyszeć prychnięcie, ale po chwili wojowniczka uniosła rękę.

– Niedługo się zobaczymy – rzucił jeszcze krasnolud, patrząc na coraz mniejszą postać kobiety. – Jesteś pewna, że wtajemniczenie Leliany było dobrym pomysłem? – zapytał cicho stojącej obok niego na pokładzie Sul.

– I tak by się dowiedziała. – Blackwall spojrzał na łotrzyka nad głową Inkwizytorki, wzruszając ramionami.

– Tak jest grzeczniej, Varriku – odpowiedziała elfka – i bezpieczniej – dodała po chwili.

Niedoszły Strażnik rzucił jej uważne spojrzenie.

– Czy Boska Wiktoria będzie nas zawsze wspierać?

– Dopóki działamy po jej myśli. – Sul uśmiechnęła się lekko.

– A jeśli nie? – drążył wojownik z absolutnie poważną miną.

– Daj spokój, przecież uwielbiamy ryzyko! – roześmiał się Varrik. – Chodź, napijemy się zanim mnie zamuli.

Łowczyni została sama. Śledząc oddalające się Val Royeaux, pogrążyła się w myślach. Plan, jaki obmyśliła, a następnie udoskonaliła z Lelianą, był dosyć skomplikowany, ale zapewniał, jakże potrzebną, dyskrecję.

Czempionka Kirkwall miała towarzyszyć Kassandrze w poszukiwaniach ocalałych członków Zakonu Poszukiwaczy Prawdy. Pierwszy etap ich podróży i tak wiódł tym samym statkiem, którym do domu wracali Cullen i Józefina. Potem miały ruszyć w głąb Fereldenu. Madame de Fer została w Val Royeaux, pilnując interesów magów, którzy chcieli zachowania Kręgów, ale obiecała pomóc w szkoleniu apostatów rezydujących w Podniebnej Twierdzy. Z różnych powodów elfka zdecydowała się zostawić w stolicy również Żelaznego Byka, który doskonale poruszał się w świecie dworskich intryg i Doriana, zaangażowanego w badania na Uniwersytecie. Prace w Świątyni Mythal wkroczyły w decydująca fazę i Inkwizytorka życzyła sobie być informowaną na bieżąco. Właśnie przypomniała sobie o czekającym na nią tłumaczeniu inskrypcji. Będzie musiała przysiąść nad tymi tekstami.

Ciepły wiatr od lądu, niosący zapach pełnego tłumów miasta, powoli ustępował chłodniejszej, morskiej bryzie. Sul przypomniała sobie początek tej szalonej przygody – podróż z Wycome w towarzystwie Adahla i Thenana. Tak dawno ich nie widziała. I Ishy, kobiety, która najbardziej ze znanych Łowczyni osób zasłużyła na miano Opiekunki. A przecież ten tytuł miał kiedyś należeć do niej. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej...

– Nie mogę się doczekać, kiedy ich zobaczę – westchnęła Ena, podchodząc do matki.

– A jak na tę wizytę zapatruje się Sera? – spytała Łowczyni.

– Trochę się boi, choć przecież nie przyzna, więc kpi ze wszystkiego – roześmiał się czarnowłosa elfka. – No i jest ciekawa.

– Wreszcie zobaczy z bliska, jak żyją Dalijczycy.

– Wiesz, Klan Lavellan nie jest taki strasznie „dalijski". W Sabrae było zupełnie inaczej.

– To prawda. Nie da się wrzucić wszystkich do jednego worka – potwierdziła Inkwizytorka, wspominając inne, napotkane podczas podróży Klany.

– No i z tego co pisze Isha, sporo się z mieniła od mojego wyjazdu – zamyśliła się Ena.

– Wkrótce się przekonasz.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz