Ostrouchy wyrostek cicho wsunął się do wnętrza składu Globecka. Chwilę zajęło mu dostanie się do właściciela, ale że był drobny i chudy, prawie niepostrzeżenie przecisnął się pomiędzy klientami, beczkami, pudłami, skrzyniami, a nawet sprzedawcami zachwalającymi towar. Stanął przed krasnoludem wyprostowany niczym struna, z całej jego sylwetki biła duma z wypełnienia powierzonej misji.
– Messere, widziałem ich – zakomunikował, ciągnąc pracodawcę za szatę dla zwrócenia uwagi.
– Co takiego? – spytał Globeck nieprzytomnie. Siedział na wysokim stołku przy kontuarze, skąd miał doskonały widok na sklep i podliczał kolumnę liczb w „oficjalnej" księdze rachunkowej swojego przedsiębiorstwa.
– Białowłosa elfka, krasnolud z kuszą, cycata brunetka, ponury elf z wielkim mieczem – wyliczał chłopiec – i jeszcze taki jasnowłosy mag i... chyba ktoś? – Tu pamięć zawiodła dzieciaka.
– Dobrze. Idą tu? – spytał Globeck, a kiedy uzyskał potwierdzenie, wsunął w dłoń elfa monetę i pozwolił odejść.
Krasnolud siedział jak na szpilkach, oczekując przybycia ważnych gości. Wieści, jakie miał do przekazania Inkwizytorce, stanowczo jej nie ucieszą.
*****
Sul dziwiła się czasem, że tak łatwo jej dowodzić. Nigdy nie postrzegała siebie jako przywódcy, nawet kiedy Marathari szykowała ją na Pierwszą. Ale może oni widzieli w niej to, czego sama nie dostrzegała? Traktowała decydowanie o innych, jak niechciany, lecz konieczny obowiązek, od którego nigdy się nie uchylała, bo „ktoś to przecież musi zrobić". Tylko czasem cichutki głosik w głowie szeptał: „ale czemu tym kimś musisz być właśnie ty?". Szybko go jednak uciszała. Może dlatego inni tak chętnie zrzucali własną odpowiedzialność na jej barki?
Anders klęczał przed nią, głowę miał opuszczoną i, jak podejrzewała, wypełnioną myślą o własnej śmierci. To by było takie proste. Jedno cięcie. Nie broniłby się, więc dałaby radę sama to zrobić, choć niełatwo odrąbać człowiekowi głowę. Wiedziała, bo każdy wyrok śmierci, który wydała, wykonała osobiście. I może właśnie dlatego zawsze próbowała znaleźć inne rozwiązanie.
Przypadek Strażnika był z pozoru prosty – wszyscy chcieli jego śmierci, włącznie z oskarżonym. W Kirkwall zabił tysiące, a konsekwencje jego czynów spowodowały kolejne ofiary. Nawet Szara Straż mogłaby go oskarżyć o dezercję i złamanie przysięgi. Na dodatek zadarł z Kartelem, usiłując wysadzić w powietrze kopalnię lyrium. Lecz to właśnie w kopalni Sul przekonała się, że głęboko w przeżartej Zemstą, potrzaskanej duszy Andersa kryje się dobro. We Śnie widziała, jak w ostatniej chwili próbuje stłumić siłę wybuchu, jak usiłuje podtrzymać walące się skały, jak krańcowo wyczerpany miota się od jednego rannego krasnoluda do drugiego, starając się zniwelować szkody. Zemsta domagał się ofiar, Uzdrowiciel był obrońcą życia. Jak rozwiązać ten węzeł?
– Strażniku Andersie, mam prawo i obowiązek wydać na ciebie wyrok za zbrodnie, które popełniłeś. Zgodziłeś się go przyjąć. – Czekała, aż mag spojrzy na nią i po chwili rzeczywiście podniósł głowę. Gdzieś z boku, Izabela głośno wciągnęła powietrze. Sul zauważyła też kątem oka, że Varrik zaciska dłonie na rękojeści Bianki, jakby szukając w niej oparcia. Fenris nadal siedział odwrócony tyłem, ale był wyprężony jak struna. – Strażniku Andersie, za twoje zbrodnie... skazuję cię na życie w służbie Inkwizycji. Zobowiązuję do bezwzględnego posłuszeństwa oraz pozostawiam sobie prawo do dysponowania twoim życiem wedle mojego uznania i potrzeb. I nie myśl, że będzie to łatwiejsze niż śmierć – dodała tak cicho, że tylko on mógł ją słyszeć.
Ale może wcale nie słyszał, bo nagle jakby uszło z niego powietrze i klapnął na ziemię całym ciężarem ciała. Dopiero wtedy zrozumiał, jak mocno chwyta się życia, pomimo deklaracji, że gotów jest umrzeć.
CZYTASZ
VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]
FanfictionNie ma odpoczynku dla tych, co pilnują spokoju innych. Inkwizycja w ciągu dwóch lat urosła do rangi potęgi, z którą muszą się liczyć wszyscy. Cesarzowa Celene zawdzięcza jej zachowanie władzy, Imperium Tevinter - posprzątanie bałaganu po Koryfeuszu...