Rozdział 14. Kotlina Mroźnego Grzbietu

39 5 0
                                    



Szła ścieżką przez las. To nie był las Brecilian, a ścieżka nie prowadziła do wieży, gdzie czas się dla niej zatrzymał. Tu drzewa były stare i ogromne, ich rozłożyste konary przesłaniały niebo, zatapiając poszycie w półmroku. Gigantyczne pnie ledwo prześwitywały spod mchu i pnączy. Powietrze było gorące, przesycone wilgocią i aromatem kwiatów wymieszanym z fetorem gnijących roślin. Szła tą ścieżką zupełnie bez celu, niespiesznie, podziwiając olbrzymie kwiaty o soczystych barwach i uwijające się między nimi maleńkie ptaszki, zaś miejscowa fauna ignorowała jej obecność, z mozołem tocząc swój żywot. Nie czuła się obco pośród roślinnych olbrzymów i całego mikrokosmosu powiązanych z nimi organizmów, choć była pewna, że nigdy wcześniej nie odwiedziła tego miejsca. W pewnym momencie kątem oka podchwyciła ruch. Ktoś wyszedł spomiędzy drzew i dołączył do niej na wąskiej ścieżce, pozostając nieco z tyłu. Gdy rozpoznała kroki, serce zatrzepotało niczym ptak w klatce, pragnąc wyrwać się ku wolności – ku niemu. Wystarczyło zaczekać, odwrócić się... już prawie...

Obudziła się.


Solas jęknął przeciągle, otwierając powieki. W ustach czuł gorycz rozczarowania. Nehn była tak blisko! Wystarczyło wyciągnąć rękę... Dobrze, że tego nie zrobił. Nie wolno mu! Ale jak inaczej miał jej pomóc? Co noc śniła ten sam koszmar wypełniony najgorszymi wspomnieniami. Wiedział dobrze, dlaczego mimo wszystko wybrała wieżę. Tylko to wspomnienie było na tyle „mocne", by zatrzeć to, co zrobił jej Darius. W jej snach w pełni odczuł perfidię magistra, jego wyrachowanie i obojętność. Zimna kalkulacja Tevinterczyka przerażała bardziej niż jawne okrucieństwo. Darius nie czerpał przyjemności z takiego traktowania niewolników, po prostu nie uznawał, że posiadają uczucia, którymi mógłby się przejmować. Byli przedmiotami, narzędziami, potrzebnymi, póki użyteczne. A mimo wszystko, całe życie Łowczyni toczyło się wokół niego. Stanowił podporę, jak gnijący pień utrzymuje obrastający go bluszcz. Kiedy Darius umarł, zniknął ten środek ciężkości, rdzeń egzystencji Sul. I tak jak połamany bluszcz nadal zdolny jest do samodzielnego życia, tak i ona musiała się odbudować, na nowo znaleźć cel.

Solas mógł być jej podporą, ale świadomie zrezygnował z tego, zanim to ona stała się centrum jego świata. Chciał tego i gdyby sobie pozwolił... Nie! – Wilk warknął gniewnie, zabraniając sobie dalszych rozważań na ten temat. Czuł się odpowiedzialny za Sul, bo nosiła w sobie jego magię, a na dodatek rozbudził w niej pewne nadzieje, których nie mógł spełnić. Nie śledził Inkwizytorki przez wzgląd na żywione niegdyś uczucie. Nie potrzebował komplikacji. Musiał się skupić na celu, nie na kłopotliwych pragnieniach... Dotyk ręki, cedrowy zapach skóry, wspólne czytanie, smak ust...

– Nie! – krzyknął z całej siły, a ściany komnaty zadrżały od ciosu pięści. – Dosyć! Już dosyć...

Jęk skargi nie przyniósł mu ulgi, ale nieco otrzeźwił rozgorączkowany umysł. Nie mógł pomóc Sul, będąc przy niej, ale mógł sprawić, że Sny Inkwizytorki nie będą niepokoić otoczenia. Choć tyle chciał jej ofiarować. Znał przecież środki stosowane w Arlathanie przez Śniących. Wystarczy przemyślnie ukryć formułę i sprawić, by ktoś „przypadkowo" ją odnalazł. W szeregach Inkwizycji działało wielu agentów Straszliwego Wilka...

*****

Długa podróż przez góry zmęczyła wszystkich. Dorian, trzęsący się i siny z zimna, nieustannie wypominał sobie, że przedstawił Inkwizytorce prośbę profesora Kenrica, poznanego na Uniwersytecie w Val Royeaux uczonego ze Starkhaven. Bo przecież Inkwizycji nie wypadało nie objąć patronatem poszukiwań miejsca spoczynku ostatniego Inkwizytora. No i sama Herold bardzo ochoczo porzuciła obowiązki administracyjne, do jakich zmuszała ją Józefina i postanowiła osobiście wziąć udział w wyprawie. Nawet Żelazny Byk zdawał się mniej energiczny pod koniec podróży. Tylko Kassandra, jak zwykle nieugięta, nie okazywała słabości i spod zmarszczonych brwi łypała gniewnie na Andersa. Sul nie wymagała, by Poszukiwaczka porzucała swoje obowiązki dla jej kaprysu, ale księżniczka Pentaghast oznajmiła, że prędzej przyzna się Varrikowi, ile z jego książek przeczytała, niż pozwoli apostacie na swobodne poruszanie się w towarzystwie Inkwizytorki. Elfka nie traktowała tej deklaracji poważnie, bo pytanie nie brzmiało „ile książek", ale „ile razy przeczytałam je wszystkie". Niemniej, ucieszyła się z towarzystwa wojowniczki. Nawet Cole, choć jak zwykle pogodny, był zmęczony nieustanną obecnością Sprawiedliwości, która co raz przemieniała się w Zemstę. To wywoływało ból głowy i chęć ucieczki, by nie poddać się niebezpiecznym instynktom, ale chłopak wiedział, że nie może porzucić Inkwizytorki. Obiecał, nie pamiętał komu, ale zobowiązał się pilnować Sul i miał zamiar to robić.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz