Rozdział 26. Rozdroże

43 3 0
                                    


– Sępy już krążą nad naszym truchłem – skwitowała gorzko Inkwizytorka, wyglądając dyskretnie przez okno. Na dziedzińcu pojawiła się właśnie delegacja orlesiańskiej szlachty.

– Inkwizycja jest jeszcze całkiem żywa – z delikatnym uśmiechem odparła Matka Giselle siedząca przy stoliku w głębi pokoju.

– Co nie do końca jest po twojej myśli. – Inkwizytorka odwróciła się do kapłanki.

– To nie tak, Inkwizytorko. Od początku nie kryłam swoich poglądów. Inkwizycja oddała mieszkańcom Thedas olbrzymie przysługi, ale wypełniła już zadanie. Nie ma powodu dalszego istnienia takiej organizacji.

– Rzecz w tym, że nie możemy być tego pewni. Dopóki tkwimy między Fereldenem a Orlais, dajemy obydwu stronom pretekst, by zamiast rzucać się sobie do gardeł, niepokoiły nas – z rezygnacją westchnęła elfka.

– Nie naprawisz sama całego zła świata, Wasza Czcigodność – lekko uśmiechnęła się Giselle.

– Nie, nie mam już na to czasu – ledwo słyszalnie szepnęła Sul. Zacisnęła pięść i zęby, żeby nie krzyczeć. Kotwica nie dawała jej chwili wytchnienia. Nikt oprócz Leliany chyba jeszcze nie wiedział i Sul modliła się do Mythal, by jak najdłużej utrzymać sekret. Jeśli się wyda, że Inkwizytorka umiera, sępy rozszarpią ich żywcem.

– Chodźmy na obrady – westchnęła elfka, wstając. – Nie mogę się doczekać konfrontacji z pieskiem Fereldenu.

Był poranek pierwszego dnia obrad Świętej Rady, zwołanej przez Boską Wiktorię dla ustalenia przyszłości Inkwizycji.


Nie było lekko i przyjemnie, czego i tak nikt się nie spodziewał. Było... dyplomatycznie. Delegaci jeszcze na dobre się nie rozkręcili. Trwały jedynie słowne przepychanki. Do czasu, aż Inkwizytorka niespodziewanie opuściła obrady, właściwie niczego nie wyjaśniając. Wywołało to oburzenie u obydwu przedstawicieli i zmusiło Boską do ogłoszenia przerwy.

Członkowie Inkwizycji zajęli dla siebie jedno skrzydło pałacu i sporą część przylegających do nich ogrodów i zabudowań. Nikt, kto nie był członkiem organizacji, bez wiedzy i zgody strażników nie miał prawa tam przebywać. A jednak ktoś się dostał niemal do samego centrum. Sul zaprowadzono do niskiego pawilonu o niebieskich ścianach. Na podłodze, niedbale oparty o ścianę, jakby właśnie odpoczywał po wysiłku, siedział martwy qunari. Krew ściekała z rozległej rany na piersi i tworzyła nieregularną plamę na czaro-białych kafelkach. Olbrzymi mężczyzna miał na sobie rodzaj zbroi, plecionej z jakichś roślin i skórzanych pasków.

– Kto go zabił? – spytała Łowczyni czekającą już na nią Lelianę.

– Nie wiemy, nie nasi – odparła tamta, marszcząc brwi. Wydawała się tak samo zaskoczona jak Inkwizytorka, a przecież „Leliana wie wszystko o wszystkich" było dla członków Inkwizycji jedną z niepodważalnych prawd.

– A kto go znalazł?

– Ja, pani – odparła młoda elfka w barwach Inkwizycji, która poinformowała ją, że Boska czeka na spotkanie. Jasnowłosa dziewczyna patrzyła na Inkwizytorkę wzrokiem pełnym szczerości. – Kiedy tu weszłam, on już tak leżał. Natychmiast poinformowałam dowódcę warty i poszłam was zawiadomić.

– Dobrze zrobiłaś – pochwaliła Łowczyni. – Teraz zostaw nas same.

Kiedy dziewczyna wyszła, Sul i Leliana pochyliły się nad martwym wojownikiem.

– Co o tym myślisz? – spytała elfka.

– To nie samotny tal-vashoth. To członek antaamu, sił zbrojnych Qunari. Nie mógł się tu znaleźć przypadkiem. I, uprzedzając twoje następne pytanie, Byk też nie wie, co się dzieje. Wezwałam go od razu. Jest wściekły, bo stracił swoje kontakty, które nawiązał jako Ben-Hassrath i nie może nam pomóc.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz