To miejsce było martwe. Twarde – tak powiedział Cole i całkiem zręcznie to ujął. Zasłona, normalnie giętka, przenikliwa, elastyczna, tutaj stanowiła nieprzekraczalną barierę. Sul nie mogła przez nią sięgnąć na drugą stronę i zaczerpnąć mocy. Cała magia, jakiej użyje, musi pochodzić od niej. I dostrzegła w tym sprawiedliwość, bo przecież Zniszczenie też pochodziło od niej. Sprawiedliwość...
– Anders?
– Jestem gotów – potwierdził cicho, choć jego mina nie świadczyła o prawdziwości słów. – Jak chcesz to zrobić?
Elfka zagryzła wargę, zastanawiając się intensywnie. Kiedy oddzielała Enasalin od demona, sprawa była dużo łatwiejsza. Duch dopiero co znalazł nosiciela, nie zdążył się zadomowić, wgryźć głębiej w duszę. Nie musiała z nim walczyć, jedynie wskazać córce, jak ma to zrobić sama. No i miała pomocnika. Solas... Jak bardzo wciąż go brakuje! A czy teraz też nie miała pomocnika? O wiele potężniejszego, starszego, silniejszego – Studnię Łez.
– Matko Mythal, wskaż mi drogę mojego obowiązku. Co mam robić, by zadośćuczynić krzywdzie?
Klęczała w pyle, a zimny wiatr smagał jej nagie ciało. Andersowi wydała się mała i delikatna, lecz w głębi duszy wiedział, że ta kruchość jest zwodnicza. Nigdy nie spotkał istoty potężniejszej od niej. Słyszał, jak się modli do swojej bogini i choć on nie uznawał żadnych bogów, rozumiał jej potrzebę. Wstała z ziemi i złapała go za rękę, ciągnąc w stronę ruin wieży. Byli nadzy i niczego nie wzięli z obozowiska, gdzie zostali towarzysze. Jedynym dostępnym narzędziem był własny umysł i Kotwica pałająca jadowitym, zielonym blaskiem na lewej ręce Inkwizytorki.
– Chcesz użyć tego? – spytał, wskazując znamię.
– Mogłabym – przyznała, znów zagryzając wargę. – Mogłabym przemocą rozedrzeć Zasłonę i wejść do Pustki, ale to by było jak gwałt, a ja dość już zniszczyłam. Nie, nie użyję Kotwicy. Nadeszła pora zapłaty.
Anders patrzył niepewnie na pełną determinacji minę elfki. Co rozumiała przez „zapłatę"? Zapłatę za co? Odebrane życia? Zniszczenie lasu? I jaki ma być w tym jego udział. A właściwie ich dwóch, choć on tej dwoistości nie czuł. Był plugawcem, opętanym magiem, który na dodatek sam zaprosił ducha, a jedyną rzeczą, jakiej żałował, była zmiana, która nastąpiła w Justynianie pod wpływem targających Andersem emocji i pragnień. Zabijał i niszczył, a skoro tak, to i on musi zapłacić.
Byli już blisko wieży. Dalej nie odważyła się iść. Za dużo wspomnień, za dużo bólu. Musi je odrzucić, skupić się na zadaniu. Tak trudno się skupić... Znów opadła na kolana, ciągnąc za sobą maga. Zamknęła oczy. Jak trudno oddychać. Umiała żyć bez kontaktu z Pustką, przecież latami blokowała sobie do niej dostęp, nie chcąc, by jej Sny krzywdziły innych, ale teraz... teraz było inaczej. Na dodatek Kotwica rozszalała się na dobre. TA magia nigdy nie będzie jej w pełni posłuszna. Nie należała do niej, była obca, zbyt brutalna, bardzo... męska w swym charakterze. Skąd jej się wzięło takie porównanie? Solas tak dobrze sobie radził z mocą Kotwicy... Nagle przypomniała sobie coś. Coś, co sprawiło, że przestała na chwilę oddychać. Zamarła, zwinięta w kłębek w pyle, przerażona.
– Sul? Co się z tobą dzieje? Jeśli to zbyt trudne... – Anders złapał ją za ramię i próbował podnieść.
– Nie, już dobrze. – Otworzyła oczy, starając się uśmiechnąć, by dodać mu otuchy. – Już wiem, co powinnam robić. Teraz wiem.
Usiadła w pyle oparta o fragment muru, przyciągając na wpół leżącego maga do siebie. Jego rozczochrana głowa spoczywała między jej piersiami i czuł się bezpiecznie, jak dziecko w ramionach matki.
CZYTASZ
VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]
FanfictionNie ma odpoczynku dla tych, co pilnują spokoju innych. Inkwizycja w ciągu dwóch lat urosła do rangi potęgi, z którą muszą się liczyć wszyscy. Cesarzowa Celene zawdzięcza jej zachowanie władzy, Imperium Tevinter - posprzątanie bałaganu po Koryfeuszu...