Żelazny Byk podniósł do ust bukłak wypełniony żrącą cieczą. Pociągnął porządnie, przymykając z lubością oczy. Alkohol wypalał gardło, tłumił oddech i wyciskał łzy z oczu. Dokładnie tak jak lubił.
– Ach... Pędzicie niezgorsze gówno! – Splunął na ziemię z wysokości siodła, przekazując naczynie dalej. Rozglądał się ciekawie po okolicy. Nie było go w domu z pół roku. Widać Szefowa nie próżnowała pod jego nieobecność.
– Trochę się rozpędziła, nie? – Krem też zdrowo pociągnął z flaszki. – Szykuje się do oblężenia?
– Nie, pewnie wojsko nie miało nic do roboty, to kazała stawiać umocnienia.
Byk zbagatelizował przypuszczenia Krema, ale dobrze wiedział, że wcale nie muszą wiele odbiegać od prawdy, Być może gdyby byli sami, omówiliby ten problem szczegółowo, nie byli jednak sami.
– Robi wrażenie – mruknął Adaar, zatykając manierkę i z powrotem przytraczając ją do pasa. Była nieprzyjemnie lekka, trzeba będzie uzupełnić zapasy. – Chyba Inkwizycja nie potrzebuje dodatkowych mieczy.
On i jego towarzysz byli wszystkim, co zostało z walecznej kompani najemników Valo-kas.
– Nie... Szefowa umie docenić dobrych żołnierzy – uspokoił ich Żelazny Byk. – Porozmawiam z nią i Komendantem.
Byk znał większość kompani najemników pracujących w Orlais i wiele z Wolnych Marchii. Valo-kas byli całkiem nieźli, tylko mieli pecha. Ci, którzy przeżyli ostatnie, niefartowne zlecenie, poszli w rozsypkę. Dwóch z nich znaleźli Szarżownicy w nieciekawym położeniu – bronili się przed przewyższającą ich liczebnie grupą bandytów, jak się później okazało – łowców niewolników. Byk był pod wrażeniem zaprezentowanej waleczności i nieugiętości i postanowił ich przygarnąć, przynajmniej tymczasowo. Potem wpadł na pomysł, by zabrać ich ze sobą do Podniebnej Twierdzy. Młodszego z dwójki trapiły jakieś niedoleczone rany, na które jego towarzysz nic nie potrafił poradzić mimo znajomości zielarstwa. Potrzeba im było uzdrowiciela z prawdziwego zdarzenia. A najlepszym dostępnym uzdrowicielem, mimo osobistej niechęci Byka, był Anders. No chyba że Sul jednak postanowiła go zabić, wtedy sama będzie musiała się zająć chorym.
– Dosyć podziwiania! Przed nocą chcę być na górze! – krzyknął, popędzając towarzystwo. Pora była już późna a on tęsknił za wygodnym łóżkiem. Co prawda nie będzie w nim pewnego vinta, ale cóż – nie można mieć wszystkiego.
Minęli pierwszą linię umocnień przy wjeździe do doliny. Nic ostentacyjnego, kilka wieżyczek, wykarczowane w strategicznych miejscach drzewa, "naturalne" osypiska skał w innych... tyle że dla fachowców, jakimi Szarżownicy stanowczo byli, wyglądało to na nieźle przygotowaną pierwszą linię obrony. Dalej dolina rozszerzała się znacznie i miejsca było dość, by utrzymać sporą stadninę. Zielone łąki przechodziły stopniowo w uprawne pola, a całość zamykała prawdziwa palisada, w obrębie której leżała wioska, a raczej małe miasteczko. Pod czujnym okiem strażników pojechali dalej, w stronę przełęczy i Twierdzy.
– Szefie, czy ja tam widziałam orlesiańskich kupców? I chyba nawet handlarza winem z Tevinteru? – spytała Kosa. – Czy to znaczy, że nie będziemy już musieli jeździć do Val Royeaux po twoje kakao?
– Powód się zawsze znajdzie – mruknął Byk, rozglądając się ciekawie. – Widzę, że i drogę poszerzyli, ale nie za bardzo.
Patrzył z uznaniem na robotę krasnoludzkich kamieniarzy, którzy poprawili dojazd do zamku, jednocześnie nie ułatwiając zadania potencjalnym napastnikom.
– Daleko jeszcze? – spytał milczący do tej pory towarzysz Adaara. Mężczyzna szczękał zębami i wyraźnie zsiniał.
– Zapomniałem was uprzedzić, że na tej wysokości pierońsko wieje – zreflektował się Byk. – Za tym zakrętem zobaczycie zamek. To już niedaleko.
CZYTASZ
VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]
FanfictionNie ma odpoczynku dla tych, co pilnują spokoju innych. Inkwizycja w ciągu dwóch lat urosła do rangi potęgi, z którą muszą się liczyć wszyscy. Cesarzowa Celene zawdzięcza jej zachowanie władzy, Imperium Tevinter - posprzątanie bałaganu po Koryfeuszu...