Rozdział 28. Po drugiej stronie lustra

49 3 0
                                    


– Wstań, proszę. Musimy porozmawiać – powiedziała Sul, potrząsając ramieniem śpiącego Fereldeńczyka.

– Przyszłaś mnie zabić? – spytał całkiem przytomnie, jak na kogoś wyrwanego z głębokiego snu o czwartej nad ranem. – Bo jeśli tak, to chyba w niczym wam nie pomoże moja śmierć.

– Nie gadaj bzdur! – ofuknęła go elfka, usadzając się wygodnie po drugiej stronie olbrzymiego łoża. – Nie mam zbyt wiele czasu, dlatego przyszłam porozmawiać wprost. Orlezjanie cenią sobie te swoje gierki, ale my nie musimy się bawić według ich zasad. Ty i ja – wycelowała palec w mężczyznę – sami możemy to załatwić.

– Chcesz negocjować bez przedstawiciela Orlais? – zdumiał się Teagan.

– Nie chcę negocjować. Zawrzyjmy umowę, a potem pomyślimy, jak to przedstawić innym, żeby się zgodzili.

– A co na to twoja Ambasador? Konsultowałaś się z nią zanim przyszłaś do mnie?

– Nie muszę się z nią „konsultować". To ja zdecyduję o losach Inkwizycji.

– Chyba przeceniasz własne możliwości – parsknął Teagan. – Przecież właśnie dlatego Boska zwołała Radę...

– Chyba sam w to nie wierzysz? – przerwała mu. W komnacie panował półmrok, ale widział, jak brew elfki unosi się do góry.

– Dla nas możliwość jest tylko jedna. Całkowite, ostateczne i natychmiastowe rozwiązanie Inkwizycji! Nie zgodzę się na mniej!

– Hm... – mruknęła Sul, wpatrując się intensywnie w twarz rozmówcy.

Kiedy tu szła, nie była pewna, co mu powie. Nie była pewna, czy jest gotów na wiedzę, którą mogła mu przekazać. Teraz przypomniała sobie, jak zarzucał jej „wieczne kłamstwa i tajemnice" i postanowiła go nie oszczędzać. Trudno, będzie sobie musiał z tym jakoś poradzić.

– Inkwizycja jest moim dzieckiem. Stworzyłam ją, co prawda z pomocą innych, ale to ja ją wychowałam. Sprawiłam, że jest, czym jest. I jeśli masz mi to do zarzucenia, to całkiem słusznie. – Odetchnęła głęboko. Za chwilę nie będzie w stanie powstrzymać reakcji na ból zadawany przez Kotwicę. Tym razem jednak nie chciała dłużej trzymać go w sekrecie. Zaczęła zsuwać rękawicę z grubej smoczej skóry. – Jestem matką Inkwizycji i jak dobra matka, przed śmiercią chcę zadbać o przyszłość dzieci.

Jadowicie zielony blask zalał sypialnię Teagana. Krótkie przebłyski mocy przeskakiwały po białej skórze elfki. W końcu nie wytrzymała i zwinęła się w kłębek na jego łóżku, zamykając oczy.

– Ja umieram, Teaganie. To już długo nie potrwa, więc widzisz, że całe to szarpanie się o dalsze losy Inkwizycji nie ma większego sensu – powiedziała, z trudem cedząc słowa.


Arl siedział jak ogłuszony, wstrząśnięty wyznaniem swojej przeciwniczki. Śmierć Inkwizytorki mogła całkowicie zmienić układ sił w Thedas.

– Jestem zaskoczony, że mi powiedziałaś – przyznał szczerze.

– Jesteśmy sąsiadami – odparła, delikatnie się uśmiechając. – Możemy mieć pewne... sporne kwestie, ale przecież zawsze żyliśmy w zgodzie. Nie widzę sensu, by to zmieniać na sam koniec.

– Tak naprawdę, to niewiele zmienia z naszego punktu widzenia. – Arl szybko otrząsnął się z szoku i przystąpił do negocjacji, jak przystało na polityka. – Organizacja znajdzie nowego przywódcę, jeśli zabraknie poprzedniego.

– Nie, jeśli ją wcześniej rozwiążemy.

A więc powiedziała to. Głośno przyznała, że rozważa możliwość likwidacji Inkwizycji. Był zdumiony tą szczerością i w innych okolicznościach nie byłby skłonny w nią uwierzyć, tylko że... dłoń Inkwizytorki wyglądała strasznie. Ona sama też.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz