Rozdział 10. Posiadłość Abraxasów

57 3 5
                                    


– Dzień dobry, moja droga. Mam nadzieję, że wypoczęłaś. Czeka nas dziś mnóstwo pracy! – Darius wszedł do pracowni, zacierając dłonie o długich, szczupłych palcach. Dłonie artysty, jak mawiała jedna z jego ciotek, dawno temu. Magistrowi całkiem się to podobało, bo swoją pracę traktował jak sztukę. Cóż z tego, że nie wszyscy potrafili zrozumieć jej przesłanie? – Hm...

Mężczyzna przystanął, krzywiąc się lekko. Każde otworzenie drzwi wywoływało poruszenie powietrza i fetor z rozkładających się ciał uderzał w nozdrza Tevinterczyka. Potrafił wiele znieść w imię nauki, ale to już doprawdy przesada!

– Gdzież się podziewa ten leń?! Przecież ktoś to musi posprzątać! – mamrotał do siebie, podchodząc wolno do biurka.

Sul przez opary zmęczenia zastanawiała się, o czym mówi magister. Kto był leniem? I gdzie się podziewał? Noc miała niespokojną, wypełnioną strachem i bólem. Za wszelką cenę chciała się dowiedzieć, gdzie jest Ena. Czy magister jej to powie, jeśli spyta ponownie? Czy też będzie ją utrzymywał w niepewności, by wymusić posłuszeństwo? Nie ma wyjścia, musi spełniać jego żądania, poddać się, by zdobyć informacje. Może jej uległość wprawi go w dobry nastrój?

– Nie mam ochoty pracować w takich warunkach! – Zniecierpliwił się mag, odwracając się gwałtownie w stronę więźnia. Stał chwilę, patrząc na nią z namysłem.

Znała dobrze to badawcze spojrzenie świadczące, że w głowie magistra kluje się kolejny, szalony pomysł. Jakie to dziwne, że minęło dwadzieścia siedem lat, a ona znów czuje się jak piętnastolatka oczekująca poleceń i gotowa je spełnić. Tyle że tym razem nie zrobi tego chętnie ani bezwarunkowo.

Siedziała nieruchomo, obejmując podkurczone kolana ramionami. Zaciskała zęby i pięści, próbując nie krzyczeć za każdym razem, gdy Kotwica wyrzucała falę energii. To właśnie jeden z silniejszych rozbłysków przyciągnął uwagę magistra.

– Taaak... sporo słyszałem o tym... znamieniu – powiedział, przysuwając twarz do powierzchni świetlistej bariery, jaką otoczył Sul. Zauważyła, że bardzo stara się jej nie dotknąć. – To ciekawe... Przedwieczny miał wielkie plany związane z tym narzędziem, ale ty je pokrzyżowałaś... – Roześmiał się niskim, chrapliwym śmiechem. – Wcale mnie to nie dziwi, wcale nie dziwi...

Znów odszedł w głąb pracowni, najwyraźniej był z siebie bardzo zadowolony, jakby to ON sprawił, że Koryfeusz poniósł klęskę. Darius nigdy nie angażował się w polityczne przepychanki wewnątrz Imperium. Pochodził z zamożnej, szanowanej rodziny o wielkim potencjale magicznym. Wcześnie objął w Magisterium stanowisko  po zmarłym ojcu, lecz po kilku latach, zniesmaczony i zmęczony intrygami, wycofał się do wiejskiej posiadłości, by prowadzić badania. Miał jednak niezwykły, wrodzony instynkt polityczny, pozwalający mu zachować wpływy i życzliwość kilku ustosunkowanych przyjaciół. Jego prace również stanowiły źródło podziwu, przynajmniej dopóki nie posunął się tak daleko, że nie dało się ich omawiać publicznie, a co bardziej wrażliwi odsuwali się, czując mdłości.

Darius wyprostował się nagle, nasłuchując uważnie. Sul już chwilę wcześniej zorientowała się, że ktoś idzie po schodach. Czy to właśnie oczekiwany „leń"? Pierwsza w drzwiach pojawiła się Ena. Miała ręce skute okowami uniemożliwiającymi korzystanie z magii, a usta zakneblowane lnianą chustką. O ile Łowczyni mogła ocenić samym spojrzeniem, nie była ranna, co najwyżej lekko posiniaczona i poobijana. Tuż za nią szedł ktoś wysoki. Barczysty, czarnowłosy wojownik, o wiele wyższy niż jego córka, choć ta była wyższa od matki. Kiedy tak stali, Sul uderzyło podobieństwo ich twarzy i postaw – dumnie zadarty podbródek, wzruszenie ramion, sposób stawiania stóp... Nie widziała Linusa od lat, ale wspomnienie jego twarzy potrafiła przywołać w każdej chwili. Teraz, kiedy stał tak blisko, dokładnie zrozumiała, dlaczego trudno było jej pokochać Enę.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz