Rozdział 9. Tevinter

57 6 0
                                    


Zmęczony wierzchowiec potknął się, wybudzając ją z półsnu. Podczas tej szaleńczej gonitwy opanowała do perfekcji metodę oddzielania ciała i umysłu. To pozwalało jej wycieńczonemu organizmowi regenerować się nawet podczas szybkiej jazdy, ona zaś umysłem przebywała częściowo w Pustce, czerpiąc stamtąd niezbędną do trwania energię. Bo tylko tego chciała dla siebie – przetrwać. Przeżyć wystarczająco długo, by odnaleźć Enasalin i usunąć wiszące nad nią zagrożenie. Raz na zawsze.

Wierzchowiec znów się potknął. Z westchnieniem rozejrzała się dookoła. Na tych przygranicznych terenach pomiędzy Antivą, a Imperium Tevinter, które były spieczonym, skalistym pasmem górskim, niełatwo o schronienie. Ale zbliżała się noc i koń dłużej nie wytrzyma. I tak spisał się dzielnie. Właściciel, któremu go ukradła, powinien być z niego dumny. Choć może „ukradła" nie było dobrym określeniem – przecież zostawiła w zamian poprzedniego wierzchowca. Może skrajnie wyczerpanego, niedożywionego i brudnego, ale z całą pewnością wartego więcej niż ten, na którym obecnie jechała. Nie miała czasu zatrzymać się, targować, czy chociaż pytać o zgodę. Większość ludzi na widok Dalijki reagowało wyciągnięciem broni lub ucieczką. A ona nie mogła zwlekać.

Człowiek, którego przesłuchała w Wycome, człowiek, który JEJ przysiągł lojalność i posłuszeństwo, powiedział o wiele więcej, niż się spodziewała. Dlatego wiedziała, że kiedy Thenan dogoni łowców niewolników i odbije więźniów, nie będzie pośród nich Eny. Dziewczyna została wkrótce po ataku przekazana komuś, kto miał ją zawieźć tevinterskiemu magistrowi Abraxasowi. Mężczyzna nie został poinformowany, gdzie ostatecznie należy „dostarczyć zamówienie", jak się wyraził, co ją rozwścieczyło na tyle, by dała się ponieść emocjom. Patrząc obojętnie na stygnące szczątki zdrajcy, uświadomiła sobie, że ona wie, gdzie odnajdzie córkę. A najszybciej zrobi to sama. Dlatego uśpiła Fenrisa, który wciąż zszokowany jej okrucieństwem stał bez słowa i nie oglądając się na przyjaciół, wyruszyła w pościg.

Trasa wiodła nieco na północ od uczęszczanego szlaku biegnącego szeroką doliną pomiędzy dwoma znacznymi pasmami górskimi. Dawało to szansę ominięcia innych podróżnych, ale też trochę utrudniało wyprawę. Tę noc, jak i poprzednią, spędziła w mikroskopijnym zagajniku rachitycznych drzewek rosnących na dnie płytkiej kotlinki. Wiedziała dobrze, że w takich zagłębieniach można nad ranem znaleźć odrobinę wody i twardą, krótką trawę, którą pożywi się koń. Ona sama miała sporo szczęścia – upolowała zająca i przed snem upiekła go nad ogniskiem. Jutro powinna wyjechać spomiędzy szczytów i podążając prosto na zachód, wieczorem dotrzeć do celu – wiejskiej posiadłości Dariusa, położonej mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Marothiusem, a Perivantium. Tam to się zaczęło i tam musi się zakończyć...

Zmierzchało już, kiedy wyjechała spomiędzy nagich wzgórz rozciągających się u podnóża gór, aż po żyzne równiny na zachodzie. Dom Dariusa leżał na wschodnim skraju równin, prawie w cieniu gór, na północ od gościńca. Stąd często podróżowali do Vyrantium, a potem statkiem wprost do Minratusu. Minęło dwadzieścia siedem lat, odkąd opuściła dom. Dom! Czy to miejsce mogła nazwać domem swojego dzieciństwa? Tyle tu wycierpiała... ale złe wspomnienia zacierały się w pamięci, niektóre podświadomie pomijane przez lata, inne wyparte z premedytacją. W tej chwili na wierzch wypływały inne, głównie te z wczesnego dzieciństwa, sprzed czasów, gdy do ich „rodziny" dołączył Linus. Uświadomiła sobie, że jeśli on żyje, to najpewniej go tu spotka. Wobec Dariusa odczuwała jedynie wściekłość, ale Linus... Jakże go nienawidziła, gdy z nimi zamieszkał. Pogardzała, zazdrościła, chciała czuć się lepsza, od byle przybłędy, który został pupilkiem Pana. A potem, kiedy robił jej te wszystkie rzeczy... chciała umrzeć i żeby on umarł, żeby to się już skończyło. Ale nie skończyło się. Dopiero po latach odkryła, że jemu jest równie trudno jak jej. Że ona leży i pozwala mu na działanie, ale on musi się do niego zmusić, przypłacając to niemal chorobą. Nie było jej dzięki temu odkryciu łatwiej, ale przynajmniej pocieszała się, że w tym szaleństwie nie tkwi całkiem sama.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz