To była długa i trudna podróż dla Cullena. Towarzystwo Fenrisa tylko jeszcze bardziej wszystko pogmatwało. Były templariusz często rzucał zatroskane spojrzenie Kassandrze, nie mniej zaniepokojonej od niego. Najwyraźniej nawet jej Varrik niewiele powiedział, bo mętnych tłumaczeń, że białowłosy elf pomógł uwolnić porwaną Enasalin, nie można było uznać za wystarczające wyjaśnienia. Tylko oni dwoje nie brali udziału w tajemniczej wyprawie Inkwizytorki do Wolnych Marchii, a sprawozdania z podróży zdawały się... mocno okrojone. Dlaczego Fenris do nich dołączył? Skąd w ogóle dowiedział się o podróży do Lasu Brecilian, skoro decyzja Inkwizytorki była spontaniczna? Jak ich odnalazł na bezdrożach? I dlaczego Sul i Varrik odbywali z elfem jakieś tajne konferencje na wieczornych postojach? W głowie Cullena rodziło się mnóstwo pytań, ale nie miał wyjścia – zaufał Sulahn tyle razy, nawet jeśli nie rozumiał motywów jej działania, że zaufa i teraz. Chciał wierzyć, że elfka wie, co robi, bo z Andersem było źle. Zaczęło się od niekontrolowanego uwalniania mocy, na szczęście niewielkiego i nie wyrządzającego szkód, ale obawiali się, że ten objaw będzie się pogłębiał. Mag raz po raz rozbłyskiwał błękitnym światłem, a kiedy znów zmienił się w Zemstę, Kassandra musiała użyć swoich mocy, by go okiełznać. Teraz prawie cały czas pozostawał na wpół uśpiony Pieśnią Sul, podróżując w siodle z którymś z towarzyszy, by nie spadł. To też utrudniło jazdę, bo nie można było zbyt popędzić wierzchowców. Łowczyni budziła go tylko na krótką chwilę, pozwalając zjeść kolację i opróżnić pęcherz. Fenris nie spuszczał go z oka przez cały czas. Nawet spał obok apostaty i Komendant widział podczas swojej warty, że elf budził się wielokrotnie, sprawdzając stan towarzysza. To był dziwny układ. Wojownik często rzucał uwagi świadczące o nienawiści do magów, Andersa w szczególności, a jednak troskliwie opiekował się... przyjacielem? Chyba nie byli przyjaciółmi. Rywalem? Może kochankiem? Cullen potrząsnął głową, odpędzając dziwaczne myśli. Zmęczenie wszystkim dawało się we znaki. Po ponad tygodniu na bezdrożach, do których dotarli po zjechaniu ze szlaku, mieli już serdecznie dość tej wyprawy i własnego towarzystwa. Posuwali się wąskim pasem pomiędzy południową granicą Zaziemia a północnym skrajem moczarów stanowiących granicę Głuszy Korcari. Okolica była przygnębiająca i wciąż nosiła ślady minionej Plagi. Sul co jakiś czas kazała im omijać miejsca, gdzie Zasłona była cienka a obecność Zemsty mogła ją uszkodzić. Nie należało jednak zbaczać ani w jedną, ani w drugą stronę, by nie natknąć się na miejscowych, a przede wszystkim, by zachować cel wyprawy w sekrecie.
– Daleko jeszcze do tego twojego lasu? – spytał Varrik pewnego wyjątkowo ponurego dnia, gdy na dodatek zaczęło padać. – Nie żebym narzekał, ale chyba spleśniały mi buty.
– Więc rozchmurz się, Panie Nie Narzekam, bo wkrótce dotrzemy do skraju lasu. Widzisz te wzgórza? – Wskazała dłonią na wschód, gdzie być może majaczyły jakieś niewyraźne kształty, ale Varrik niewiele widział przez zasłonę deszczu. – Za nimi jest Przełęcz Brecilian i tamtędy wejdziemy do Lasu.
– A potem?
– Potem załatwimy sprawę i wrócimy do domu – oświadczyła stanowczo.
– Tak po prostu?
– Tak po prostu!
– Wobec tego masz jeszcze trochę czasu na udzielenie odpowiedzi. – Wyszczerzył się radośnie, zmuszając ją do śmiechu.
– No dobrze, przecież i tak nie odpuścisz – westchnęła. – Zadaj to swoje PYTANIE.
Varrik patrzyła na nią przez chwilę. Przez kilka dni zastanawiał się, jak ugryźć temat, ale nie wymyślił nic mądrego. Sul z łatwością przejrzy wszelkie podstępy... Nie zostało mu nic innego, niż być bezpośrednim.
CZYTASZ
VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]
FanfictionNie ma odpoczynku dla tych, co pilnują spokoju innych. Inkwizycja w ciągu dwóch lat urosła do rangi potęgi, z którą muszą się liczyć wszyscy. Cesarzowa Celene zawdzięcza jej zachowanie władzy, Imperium Tevinter - posprzątanie bałaganu po Koryfeuszu...