Rozdział 24. Pustka?

43 3 0
                                    

Kassandra krążyła nerwowo po pokoju Inkwizytorki, czekając, aż tamta będzie gotowa. Józefina szczęśliwie już sobie poszła, by dopilnować wszystkiego na górze, ale zamiast odetchnąć, wojowniczka robiła się coraz bardziej spięta.

– Nie wytrzymam! Nie mam pojęcia, po co się zgodziłam na tę szopkę! Komu przeszkadzało, że wystąpiłabym w mundurze?

– Kochanie, robimy to w szczytnym celu. Pamiętaj i uśmiechnij się choć trochę – zbeształa ją Vivienne, również udając się na górę.

– Spokojnie, Kassandro. Wyglądasz zjawiskowo. Jestem pewna, że on za nic w świecie nie chciałby przegapić możliwości zobaczenia cię dzisiaj.

Inkwizytorka wyszła z sypialni i dołączyła do Kassandry w saloniku. Ona również wyglądała zjawiskowo. Suknie czterech członkiń Inkwizycji zdobiły dziś piękne kryształy sprowadzone przez Ród Cadash z Gór Vimmark. Józefina i Kassandra miały stroje w kolorze bogatego fioletu i złota, Vivienne i Sulahn – odcienie lawendy i srebra. Już sam fakt, że Poszukiwaczka pozwoliła się wtłoczyć w suknię, wiele znaczył, jednak narzekaniom nie było końca, zwłaszcza gdy się okazało, że Deshir Kirkwall jeszcze nie przybył i być może wcale nie przybędzie na czas.

– To chyba nie jest dobry pomysł – stwierdziła wreszcie Poszukiwaczka, rejterując w ostatniej chwili. – Lepiej się przebiorę.

– Nie ma już czasu – beztrosko odparła Sul, podając maskę towarzyszce. Bal został zorganizowany na orlesiańską modłę i wszystkich gości obowiązywały maski. – Zresztą rozczarowałabyś go bardzo, a tego przecież nie chcesz.

– Mam gdzieś jego rozczarowanie! – prychnęła Kassandra. – Mógł się nie spóźniać! Myślisz, że zdąży przyjechać? – dodała pełna obaw.

Sul, wielce się nie przejmując narzekaniami przyjaciółki, po raz ostatni poprawiła maskę wykonaną ze srebrytu i zielonej emalii harmonizującej z kolorem jej oczu. Całość była wręcz przeładowana symboliką Zakonu, Inkwizycji i dalijskich klanów. Strasznie nieporęczna rzecz. Zamiast tego wolałaby lekki hełm osłaniający również szyję i kark. Trudno, czegóż się nie robi dla poprawy stosunków z sąsiadami? A przeczuwała, że wiele może zależeć od dzisiejszej uroczystości.

– Moje Panie, wraz z mym towarzyszem dostąpiliśmy dziś zaszczytu wprowadzenia was na salę balową. – Żelazny Byk ledwo wcisnął się przez drzwi, a już giął się w ukłonie, prawie zahaczając rogami o posadzkę. Jego „towarzyszem" został dziś Maar Adaar, chyba jeszcze potężniejszy, stanowczo bardziej „reprezentacyjny".

– Jesteśmy zachwycone, prawda Kassandro? – Inkwizytorka trzepnęła tamtą ostrzegawczo wachlarzem. – Przy dwóch tak wyśmienitych wojownikach nic nam się stać nie może.

– No chodź, malutka. Nie pozwolę im ciebie zgnieść. – Byk bezczelnie wyszczerzył się do Inkwizytorki, dzięki temu też został zdzielony wachlarzem.

To był pomysł Sul, by zaprezentować gościom nie tylko przepych i bogactwo, ale i brutalną siłę. Józefina krzywiła się niemiłosiernie, ale i ona musiała przyznać, że czasem trzeba kogoś postraszyć, choćby tylko po to, by wybić głupie pomysły z gorących głów. Cullen też poparł pokaz siły i ustawił na straży swoich najroślejszych rycerzy.

– Jak się czuje Simon? – Sul odwróciła się do Adaara pełna niepokoju. Wcale nie była pewna, czy postąpiła słusznie, umożliwiając spotkanie dwóch panów Trevelyan.

– Wszystko w porządku. Widziałem go przed chwilą. Jest ci wdzięczny, nawet jeśli w tym momencie jeszcze tego nie czuje.

Dłużej nie mogli rozmawiać, bo oto wkroczyli do wielkiej sali i bal się rozpoczął.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz