Tam, gdzie wszystko się zaczyna

60 4 0
                                    


Anders siedział na łóżku w sypialni Sul. Ręce miał zakrwawione powyżej łokci, ale dłonie starannie umył, by móc się zająć dzieckiem. Dziecko! Długo walczył o jej pierwszy oddech. Niewiele brakowało, by małe stworzenie nie doczekało pomocy. Przypadki takie jak ten uświadamiały mu, że mimo potęgi magii człowiek znaczy niewiele i jeśli los zechce inaczej, nie będzie w stanie nic zrobić. Ale próbował. Z zimną furią przeciwstawiał się śmierci każdego dnia. Może właśnie to sprowadziło kiedyś do niego Sprawiedliwość. I to sprawiło, że stał się Zemstą. Nie czas teraz rozmyślać o przeszłości, ale uświadomienie sobie teraźniejszości... było zbyt trudne! Jeśli przyzna, że Sul... że... to tak, jakby w końcu się poddał, a przecież nie mógł! Nie mógł pozwolić, by śmierć Łowczyni stała się prawdą. Tyle że to była prawda. Sulahn nie żyła.

Ciepłe zawiniątko poruszyło się nieznacznie. Maleńka przyczyna osobistego końca świata Andersa. Nawet śmierć Karla nie wstrząsnęła nim w takim stopniu. Przez chwilę przy łóżku stał Fenris, ale mag nie był jeszcze gotowy pocieszać i być pocieszanym. Zapadł się w sobie i choć wiedział, że trzeba się zająć małą, nic nie zrobił. Fenensal – Wilczy Dar, tak nazwał ją elf. Bardzo adekwatnie. Dziecko wydało z siebie przedziwny dźwięk, podobny raczej do miauczenia podduszonego kota. Krzyk rozpaczy i samotności.

– Daj mi małą, Uzdrowicielu.

Ktoś stanął obok, delikatne dłonie wyjęły maleńkie zawiniątko z bezsilnych ramion. Anders ze zdumieniem uniósł głowę, bo dawno nie słyszał tego głosu.

– Odpocznij, ja się teraz wszystkim zajmę. – Enasalin uśmiechała się łagodnie do maga.

Młoda elfka była inna, niż ją zapamiętał. Być może to macierzyństwo dodało jej dostojeństwa, a może opanowanie mocy wzbudziło pewność siebie. Zdawała się jeszcze wyższa, władcza i pełna niespożytej energii. Małe dziecko w chuście uczepione jej piersi wcale nie zaburzało tego wizerunku.

– Enasalin? Jak? Co ty...

– Trafiliśmy na sztorm, dlatego nie zdążyłam, ale widzę, że sobie poradziłeś. – Elfka ostrożnie rozwinęła miękką tkaninę otulającą małą. – Witaj, siostrzyczko! Ena zajmie się tobą, o nic się nie martw. Mamae czuwa nad nami.

Wyszła potem z sypialni i przeszła do pokoju przygotowanego dla Fenansal. Poruszała się przy tym tak, jakby znała te wnętrza, a przecież w czasie gdy mieszkała w Podniebnej Twierdzy apartament Inkwizytorki mieścił się zupełnie gdzie indziej.

Ktoś łagodnie ujął Andersa pod ramię i wyprowadził z pokoju. Dał się prowadzić jak ślepiec i rzeczywiście po chwili niczego już nie widział zza zasłony łez.

Nie wiedział, ile godzin przespał i przeleżał pogrążony w apatii. W końcu zerwał się i pobiegł z powrotem do pokoju Sul, by się przekonać, upewnić...

Elfka siedziała w wygodnym fotelu przed kominkiem i karmiła dziecko. Dzieci, bo obok noworodka nieco starsze niemowlę spokojnie ssało drugą pierś. Obydwoje sprawiali wrażenie bardzo zadowolonych. Nic w otoczeniu nie wskazywało, by niedawno rozegrała się tu krwawa tragedia.

– Mój syn będzie się musiał podzielić – zaśmiała się Enasalin. Ona też była spokojna i pogodna. Jakby wcale dopiero co nie straciła matki.

– To twój syn?

Mag podszedł do kobiety nagle onieśmielony. Widywał takie obrazki tysiące razy, lecz ten był inny, bo na postać młodej elfki nakładała się jakby druga – starsza, drobniejsza, białowłosa. Przetarł wilgotne oczy dłonią. Nie, to tylko złudzenie. Za bardzo tęsknił, choć pewnie dopiero wkrótce w pełni sobie tą tęsknotę uświadomi. Nie powinien popuszczać wodzy fantazji.

VIR SHIVA - DROGA OBOWIĄZKU [DRAGON AGE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz