9.

2K 178 50
                                    

Miała być dedykacja Muzo 😁💕 

aż musiałam wyszukać w google, jak to się w ogóle robi... 

miałam to dodać wczoraj, ale była taaaaaka burza, że mi nawet internet nie łączył

nie cierpię burzy... poszłam spać po 21 przez to





Harry klęczał na podłodze i był tak zajęty przeszukiwaniem szafki, że nawet nie usłyszał, kiedy ktoś zaszedł go od tyłu. Uświadomił to sobie, dopiero gdy poczuł, jak ktoś ciągnie go za włosy. Odchylił głowę, żeby zmniejszyć ból i zobaczył wpatrujące się w niego te niebieskie tęczówki. Odruchowo przełknął ślinę, a jego serce zaczęło bić ze zdwojoną szybkością, gdy Louis pokierował nim tak, że musiał odwrócić się w jego stronę. Teraz szatyn górował nad nim, co było w pewien sposób podniecające, ale nie. Nie mogło być.

Przejechał dłonią po twarzy Harry'ego i wsadził mu kciuk między zęby.

– Czego tam szukałeś? – zapytał.

Harry nie odpowiedział, nie miał pojęcia co, a tym bardziej nie chciał nic mówić, żeby czasami nie zdenerwować szatyna i nie oberwać. Louis był przecież najbardziej nieprzewidywalną ze wszystkich osób tutaj, wystarczył jeden zły ruch, żeby mu się narazić, a teraz Styles na pewno nie był w komfortowej sytuacji i nie miał zamiaru jeszcze tego pogarszać.

– Wstań i usiądź na kanapie, jeśli ruszysz się choćby o centymetr, inaczej porozmawiamy – oznajmił.

Harry'emu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wstał natychmiast i usiadł, będąc całkowicie pewnym, że Louis ma broń, a z Louisem z bronią nigdy nie wygrał.

Odprowadził szatyna wzrokiem, kiedy szedł na piętro. Chciał coś zrobić, ale z drugiej strony tamten mógł go obserwować, więc wolał nie ryzykować. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie był taki grzeczny. Po prostu siedział i słuchał dochodzących z kuchni rozmów i miał dziwne wrażenie, że Liam i Niall flirtują ze sobą podczas tego ich gotowania obiadu. Właściwie nie miał nic przeciwko, blondyn był w porządku.

Louis pojawił się dwie minuty później. Stanął przed nim i przez chwilę patrzył nie niego z małym bezczelnym uśmiechem wymalowanym na ustach, po czym odezwał się.

– Chodź ze mną – powiedział.

Harry po raz kolejny był posłusznym chłopcem. Wstał, a szatyn podszedł do niego i złapał go mocno pod ramię. Nie miał pojęcia, gdzie idą i przez chwilę zaczął mieć obawy, że Louis znowu ciągnął go do łóżka, ale szatyn ruszył z nim w stronę drzwi. Otworzył je i wypchnął Harry'ego na zewnątrz.

Styles przez moment wstrzymał oddech, bojąc się, że może wybuchnąć, bo przecież nadal miał założone to dziwne ustrojstwo na ręce, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Żył i nadal stał w tym samym miejscu. Wypuścił z ulgą powietrze z płuc i odruchowo zerknął na szatyna, który wyglądał, jakby zaraz miał się roześmiać. Ciekawe czy bawiłoby go to, gdyby sam miał coś takiego na nadgarstku i nie miał pojęcia, co się może przez to stać.

Porwali ich, więc dlaczego mieliby ich nie wysadzić? Kto wie, co siedzi w głowie takim psychopatom.

Odprowadził szatyna wzrokiem, kiedy ten szedł w kierunku krzeseł, poc zym rozsiadł się na jednym, wyciągając nogi na drugim, a na stoliku przed sobą położył paczkę papierosów i zapalniczkę, którą wyciągnął z bluzy.

Partners in crime. Not the worst crimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz