19.

1.7K 150 30
                                    

To miało być przewidywalne haha 😁






Harry krzyknął przerażony, słysząc strzał, a już chwilę później leżał obok niego martwy mężczyzna, ten sam, który jeszcze przed sekundą przykładał mu pistolet do głowy. Zanim jednak zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, drugi mężczyzna złapał go mocno i przyciągnął do siebie, owijając mu rękę wokół szyi tak, że Styles ledwie był w stanie oddychać. Był przerażony, ale tamten mężczyzna był tak samo przerażony jak on. Kręcił się w kółko, ciągając Harry'ego jak szmacianą lalkę z wyciągniętym przed siebie pistoletem i chłopak słyszał jego urywany przyspieszony oddech. Wczepił palce w jego przedramię, próbując jakoś się uwolnić lub chociaż zaczerpnąć odrobinę powietrza.

– Puść go – usłyszał i jego serce o mało nie wyskoczyło z piersi, bo ten głos ewidentnie należał do Louisa. Chyba nigdy w życiu nie ucieszył się tak bardzo, wiedząc, że szatyn był w pobliżu.

Mężczyzna odwrócił się w kierunku, z którego dochodził głos i wtedy Harry go zobaczył. Stał między drzewami z wyciągniętą w ich kierunku bronią.

– Tomlinson – wycedził przez zęby mężczyzna za nim.

Louis szedł w ich kierunku powolnym krokiem, cały czas trzymając wycelowany w nich pistolet. Próbował jakoś trafić w mężczyznę, który trzymał Harry'ego, Harry'ego, którego tak naprawdę jedynie on miał prawo dotykać, ale tamten dobrze się nim zasłaniał. Na tyle dobrze, że nie był w stanie strzelić nie robiąc przy tym krzywdy Stylesowi. A z drugiej strony tak naprawdę gówno widział przy świetle księżyca, w dzień bez problemu by sobie poradził. Tamten poprzedni facet był łatwym celem, bo zupełnie nie spodziewał się, że ktoś wpakuje mu kulkę w łeb, stał tam cały odkryty, idealny do strzału.

– Puść go – powtórzył, chociaż wiedział, że to i tak nic nie da.

Zdecydowanie potrzebował pomocy, bo wiedział, że sam sobie nie poradzi i chyba jak na zawołanie zobaczył w oknach pokoi nikłe światło pochodzące z klatki schodowej. Zayn i Niall nie spali, więc jedynie musiał to umiejętnie rozegrać.

Tamten przystawił Harry'emu pistolet do głowy.

– Co, boisz się, że uszkodzę twoją zabawkę – zapytał drwiącym tonem, ale Louis wyraźnie słyszał strach w jego głosie.

– To moja zabawka, więc spierdalaj od niej – warknął szatyn.

Harry'ego coś ścisnęło w żołądku, kiedy usłyszał to zdanie. To nie było miłe, że Louis powiedział o nim, że był jego zabawką, on nie chciał być jego zabawką. Nie chciał być niczyją zabawką. Chciał, żeby ktoś go pokochał. Ale może szatyn wcale tak nie myślał, tylko powiedział to w odpowiedzi tamtemu? Może jedynie go nie lubił? A raczej Louis na pewno go nie lubił.

Jego serce waliło jak oszalałe, kiedy ten mężczyzna trzymał go mocno i przykładał mu pistolet do głowy, nie wiedział, czy w ogóle powinien się zastanawiać nad słowami Louisa, bo przecież zaraz może nie żyć, a on nie chciał umierać. Najbardziej na całym świecie chciał teraz po prostu żyć.

Liam patrzył na to wszystko zszokowany, bojąc się nawet ruszyć, a co dopiero wysiąść z auta. To była najgorsza sytuacja, w jakiej kiedykolwiek w życiu się znalazł. Nie dość, że chwilę temu na jego oczach zabito człowieka, co pewnie będzie mu się śniło po nocach do jego własnej śmierci, to jeszcze zaraz mógł zginąć jego przyjaciel. Osoba, która nie tylko przez te parę dni dzieliła z nim, to chore życie porwanego, ale ktoś, w kim on znalazł bratnią duszę.

Zayn obchodził dom dookoła, z każdym krokiem czując okropny ból i modląc się, żeby pod jego stopy nie trafiła żadna zdradziecka gałązka. Szedł przy samej ścianie i dziękował Niallowi, że ten miał tutaj drugie wyjście, o którym pewnie tamci nawet nie pomyśleli.

Partners in crime. Not the worst crimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz