Rozdział 20 - Jajo

153 14 0
                                    

 Po kilku godzinach męczącej wspinaczki Lucy upadła na ziemię. Oczy jej odmawiały posłuszeństwa podobnie jak ręce i nogi. Kiedy się ruszała czuła kłujący ból w łokciach i kolanach. Nabrała tlenu do płuc i skrzywiła się czując jak bolą ją mięśnie. Wypuściła głośno powietrze. W jej oczach zebrały się łzy.

Chyba do końca zwariowałam. Płaczę z bezsilności czy z powodu długiego wysiłku?

Przewróciła się na bok. Spojrzała na dużą skałę i doczołgała się do niej. Włócznia leżała gdzieś na trawie, miała to gdzieś. W tej chwili miała po prostu dość. Chciała zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć. Była zbyt zmęczona. Po zaczerwienionych policzkach spłynęły dwie, wielkie łzy.

Leżała tak kilka minut. Mimo, że jej się to strasznie dłużyło. Zdawało jej się, że minęły długie godziny zanim postanowiła wstać i cokolwiek zrobić.

Podpierając się łokciami, a potem dłońmi powoli stanęła na dwie nogi. Nie zdążyła się nawet dokładnie rozejrzeć kiedy straciła panowanie nad nogami i ponownie jej ciało zetknęło się z ziemią. Chwyciła i wyrwała pęczek trawy starając się nie stracić kontroli nad sobą i nie wybuchnąć złością z powodu własnej bezradności.

-Cholera... - szepnęła. - Choćbym miała się czołgał nie chcę tu zostać. - dodała spoglądając na wielką dziurę, w której jeszcze niedawno walczyła o kamień.

Podniosła się na kolana i biorąc głęboki wdech rozejrzała się po okolicy. We wschodniej części lasu zauważyła coś świecącego. Połyskiwało lekko w promieniach słońca.

Podniosła się i z drżącymi nogami poszła w stronę światełka. Uśmiechnęła się cierpko. Stanęła naprzeciw czegoś błyszczącego. Nabrała powietrza do płuc i zachwiała się. Przewróciła się i zaklnęła cicho. Zamrugała kilkakrotnie i sięgnęła po świecące coś. Jej dłoń dotknęła czegoś gładkiego, o wapiennej, śliskiej strukturze. Jedną dłonią nie potrafiła tego czegoś objąć i wyciągnąć. Drugą ręką chwyciła prawą stronę tajemniczej migoczącej rzeczy i z wysiłkiem podniosła to. Zamknęła oczy i ułożyła sobie coś owalnego na kolanach. Westchnęła ciężko i spojrzała na swoje znalezisko.

- Jajko? - ściągnęła brwii i dotknęła jednej z kilku niebieskich plamek. Przez moment zastanawiała się czy nie powinna odłożyć tego jaja. W końcu może tam było gniazdo. Spojrzała w knieje. Nic. Nic co mogłoby znaczyć, że jest tam gniazdo.

- Wypadłeś z gniazda? - pogłaskała pieszczotliwie skorupkę. Rozejrzała się dokładnie. W pobliżu nie było drzew z podobnym jajkiem. Lucy znalazła jakieś dwa gniazda, ale żadne nie było takie duże i niebieskie. Po kilku minutach, stwierdziła, że nie zostawi tu jajka. Może Ariana będzie wiedzieć co to za jajo. Chwyciła włócznię i ruszyła w drogę powrotną, zataczając czasami kółka.

Z czasem coraz lepiej się czuła i teraz powrotem do przyjaciół sprawiając przyjemność. Bóle w niektórych miejscach ustały, jednak kilka ran dawało się we znaki przez co często robiła postoje.

-Huh?... - spojrzała na włócznie, którą przez przypadek zahaczyła o gałąź drzewa. Uśmiechnęła się kwaśno i ułożyła broń w wygodniejszej pozycji.

Minęło niespełna 10 minut, kiedy znalazła się w miejscu skąd pozostała już tylko prosta droga przez pagórek do rzeki gdzie spodziewała się zastać swoich przyjaciół.

Lucy zaśmiała się cicho. Gdy trzymała włócznię czuła się taka...szczęśliwa? Czuła moc bijącą od przedmiotu. Ciepła, przyjazna siła, która dodawała jej otuchy i oplatała ją jak bluszcz. Gdy przecięła pnie drzew, a one runęły z łoskotem na ziemię odczuła dziwne uczucie władzy. Nagle blondynka przystanęła. Otworzyła szeroko usta i oczy. Swój wzrok wlepiała w dwie postacie siedzące w cieniu drzewa i przytulające się. Mag lodu i magini wody. Księżniczka wzdrygnęła się lekko oburzona.

Wojna nie rozstrzyga kto ma rację, lecz kto ma odejśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz