Rozdział 40 - Chaos

105 15 2
                                    



Gajeel wiedział, że nie powinien rozpraszać się przybyciem gryfów. Jednak nie mógł się powstrzymać od przystanęcia na kilka sekund i podziwiania burzy pazurów oraz piór. Fritz krzyknął, przywołując go do porządku. Ta walka wciąż nie była wygrana. Może i latający sprzymierzeńcy wyrównali nieco szanse i zaskoczyli Styks, ale cienie, rhinony i żołnierze wciąż atakowali.

- Uwaga!

Jeden z cieni przemknął nad mężczyzną, prawie skręcając mu kark i odrywając głowę. Gajeel natychmiast się odwrócił i nie wahając się ani sekundy przebił istotę mieczem. Dogonił go Fritz i zgromił go spojrzeniem inteligentnych oczu.

- Bądź bardziej ostrożny. Nic tak nie cieszy wrogów jak śmierć dowódcy przeciwnika - oświadczył.

Prawda była taka, że Gajeel ledwo słyszał jego słowa przez panujący zgiełk. Przytaknął jednak i wymieniając skinienia z generałem ruszył w chaos walki. Od samego początku starał się trzymać obrzeży, ale wygląda na to, że to w środku był dużo bardziej potrzebny. Elfi łucznicy bombardowali wrogie wojska gradem strzał, a gryfy niszczyły kolejne katapulty, torując elfom drogę. Natsu podpalał drewniane konstrukcje i dym uciekał w górę.

To jakiś obłęd - pomyślał żelazny wojownik.

Żołnierze Styks uciekali w popłochu, ale ich fala i tak się nie zmieniejszała. Wręcz odwrotnie.

Zabijając kolejnych wojowników Gajeel czuł jak jego dłonie coraz bardziej ociekają krwią. Nie chciał tego czuć. Strzały latały nad jego głową, a obok ginęli sprzymierzeńcy i wrogowie. Zbroja generała była ubrudzona czerwoną posoką. Pod rękawicami zaczęły robić mu się odciski od ściskania miecza. To nie pierwszy raz kiedy uczestniczył w wojnie. W imię Styks zdobywał kolejne miasta. Mordował i zniewalał kolejnych ludzi.

I teraz robi to samo, ale w imię Lucy.

Miał już dosyć bycia jedynie pionkiem w tym wszystkim. Jeśli wygrają, jeśli uda im się pokonać złą królową i zakończyć to wszystko... ucieknie. Odejdzie daleko stąd. I zabierze ze sobą Levy.

Myśl o dziewczynie jednocześnie dodała mu odwagi jak i przyprawiła go o blady strach. Biegała gdzieś tutaj i pomagała rannym. Powienien wierzyć w to, że da sobie radę. W końcu jest z nią Wendy i Mirajane. Nie mógł tracić energii na zmartwienia.

Zamachnął się i rozciął kolejny cień od pasa w górę.

Wtem nagle stracił dech. Coś skoczyło na jego głowę i otoczyło go. Wypuścił miecz z ręki i próbował złapać oprawcę. Nie potrafił tego chwycić. Obraz przed oczami mu pociemniał. Od razu domyślił się, że wpadł w pułapkę. Istota cienia tylko czekała, aż nie będzie pilnował pleców.

Miecz... gdzie miecz? - jęknął w duchu.

Tylko żelazo mogło zabić cień.

Jednak nagle odetchnął. Istota zaczęła się rozpływać. Gajeel nie mógł się ruszyć. Zmusił się by spojrzeć w dół. Z jego piersi wystawało czarne ostrze, z którego powoli skapywała krew.

Jego krew.

W jednej chwili zakrztusił się i stracił czucie w ciele. Drżąc, odwrócił się jak na szpilkach i otworzył szerzej oczy, widząc postać przed sobą.

- Nikt cię nie nauczył co spotyka tych, którzy zdradzają własne królestwo? - Lord Sombra wbił miecz głębiej, na co Gajeel wydał zduszony skowyt.

Po chwili wyjął broń z wiotkiego ciała byłego generała i strzepnął z ostrza jego krew. Z cichą przyjemnością patrzył jak żelazny wojownik spada z konia i uderza o ziemię.

Wojna nie rozstrzyga kto ma rację, lecz kto ma odejśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz