Rozdział 28 - Ratuj go!

145 20 0
                                    

Przyjaciele byli w ciemnym miejscu, a źródłem światła były tylko palące się drzewa i dziura, przez którą wpadli.

- Jeśli wygrasz w moją grę - zagrzmiał potwór. - Oddam ci mój kamień i uratuje tego chłopaka przed śmiercią, jednak... jeśli przegrasz zostaniesz jednym z moich szkieletów. - Lucy zadrżała na te słowa.

- Czyli, że te wszystkie szkielety... Oni byli ludźmi? - Spojrzała na wojowników otaczających Vulcanusa.

- Oczywiście! - strażnik zaśmiał się. - Jest ich tysiące i od wieków mi służą.

- Niemożliwe! - tupnęła nogą i podniosła wysoko głowę. - Chcę zmienić zasady! - krzyknęła. - Jeśli wygram nie tylko oddasz mi kamień i uratujesz Natsu, ale również odmienisz te wszystkie szkielety z powrotem w ludzi! - powiedziała stanowczo pewna swoich słów.

- Jesteś nie wychowana, że mówisz takim tonem do starszych? - mruknął. - Przysięgam, że porozmawiam o twojej kulturze z twoim opiekunem.

- Hę? Chcesz się na mnie poskarżyć?! - obruszyła się.

- Zgadza się - przytaknął. - A co do twojej prośby o uwolnienie tych ludzi... Dobrze. Uwolnię ich, ale gdy przegrasz zostaniesz ze mną już po sam kres, a gdy ktoś zrani twoje kości będziesz cierpiała katusze zanim się zregenerujesz.

Dziewczyna zagryzła dolną wargę i spojrzała na obolałego Natsu, którym teraz zajmował się Gray i Erza.

- Zgadzam się! - krzyknęła. Usłyszała już tylko głośny śmiech Vulcanusa zanim wszystko ogarnęła ciemność. Jednak Lucy miała pełną świadomość. Zaniepokoiła się, nie słysząc już swoich przyjaciół.

- Jesteście tu? - spytała pewna na usłyszenie odpowiedzi. Jakie było jej zdziwienie gdy nic nie usłyszała. Zmartwiona zaczęła biegać po miejscu gdzie zesłał ją potwór.

- Halo!? - nagle natrafiła na coś. Były to chyba liście. Dotykając żywopłotu podążała za nim, aż nie poczuła, że jest wciągana w głąb. Chciała się wyrwać, ale pnącza ją oplotły.

- Włócznio! - krzyknęła. Ale broń nie przybyła na jej wezwanie. - Puszczajcie mnie! - warknęła zła. Zamknęła oczy czując, że jej głowa jak i reszta ciała jest w środku żywopłotu. Po chwili jednak Lucy została po prostu "wypluta" przez roślinę.

- Eh? - rozejrzała się dookoła. - Labirynt? - szepnęła.

- Znajdź wyjście a wygrasz... - blondynka usłyszała stłumiony głos Vulcanusa.

- Okej! - krzyknęła chcąc dodać sobie odwagi. Ruszyła do przodu przez - póki co - jedyny korytarz. Dobiegła do rozwidlenia i bez zastanowienia skręciła w lewo. Zatrzymała się i ostrożnie weszła na mały plac. Na jego środku ktoś stał. Przyległa szybko do żywopłotu.

Levy...

Pomyślała, ale nie podbiegła do dziewczyny. Byłoby to zbyt łatwe i podejrzane. Zmarszczyła brwi, uważnie przyglądając się przyjaciółce. Niebiesko-włosa była blada jak kartka papieru, a oczy były zamglone. Lucy pomachała głową i po prostu odbiegła od dziewczyny. Mogłaby przysiąc, że biega w kółko. Nagle zamarła, widząc przed sobą Juvię. Szła chwiejnie i wolno. Ręce dyndały bezradnie wzdłuż ciała. Lucy nie czekając, aż niebiesko-włosa ją zobaczy wbiegła w korytarz naprzeciwko. Jednak był to ślepy zaułek. Westchnęła i odwróciła się z zamiarem wrócenia. Przeszedł ją dreszcz gdy zobaczyła ścianę żywopłotu za sobą. Podeszła do niej.

- Gdzie przejście?! - jęknęła marszcząc brwii i wykrzywiając usta w przerażeniu. Odwróciła się powoli i zobaczyła stojącą Erzę, która wpatrywała się w nią nieprzytomnie. Serce podskoczyło jej do gardła. Nim się obejrzała rycerz był tuż obok niej, uderzając w nią i posyłając na żywopłot.

- Erza przestań! - daremne były błagania księżniczki. Wiedziała, że Erza znajduje się w takim samym transie jak ona i reszta dziewczyn z godzinę temu. Miecz czerwono-włosej wbił się w żywopłot.

- Przepraszam Erza - jęknęła Lucy, uderzając rycerza w kark. Kobieta opadła na ziemię, ale po chwili wolno zaczęła się podnosić. Księżniczka, nie tracąc chwili wpadła do drogi, która pojawiła się znikąd. Gdy tylko przeszła próg ściana za nią zasunęła się, odcinając ją od Erzy. Dysząc ciężko pobiegła wzdłuż korytarza. Nie minęła chwila gdy znalazła się w środku labiryntu, a naprzeciw niej stały trzy ścieżki. Z jednej słyszała już głos Gajeel'a. Szybko wbiegła w lewą mając nadzieję, że ta będzie bezpieczna. Biegła ile tchu. Przez kilka minut zagłębiała się w kolejne ścieżki. Nagle przed nią znowu pojawiła się ślepa uliczka. Jednak na żywopłocie wisiało lustro. Podeszła do niego, dokładnie przyglądając się odbiciu. Przed nią stała kobieta łudząco podobna do niej samej. Miała na sobie srebrną zbroję i skórę dzikiego kota. W ręce trzymała włócznię, a z oczu biła duma i odwaga. Lucy zapatrzyła się w odbicie tak bardzo, że nawet nie dostrzegła, że za nią pęka ziemia. Dopiero gdy straciła grunt pod nogami oderwała wzrok od portretu Lumiency.

Poczuła się tak samo jak wcześniej gdy spadła, ale tym razem nie było przy niej nikogo. Dookoła było ciemno, a po dziurze przez którą wpadła nie było śladu. Bez zastanowienia rzuciła się do przodu. Zatrzymała ją dopiero ściana żywopłotu, o którą uderzyła. Wstała i po omacku ruszyła przed siebie.

Przez jej głowę przebiegła myśl by się poddać, jednak przypomniała sobie widok Natsu. Ranny, zakrwawiony i umierający. Potrząsnęła głową i przyspieszyła.

Nie wiedziała ile szła. Lucy zaczynała wariować. Cała ta próba była szalona. Martwiła się o Natsu. Obawiała się, że jest zbyt wolna i nim zdąży wygrać on umrze. Nagle na końcu korytarza dostrzegła światło. Szybko, prawie się potykając pobiegła w jego stronę. Gdy zobaczyła stworzenie od którego bił blask skamieniała. Przed nią stał jednorożec. Jego róg i ciało błyszczało delikatnym, spokojnym światłem. Blondynka uśmiechnęła się. Grzywa konia była srebrzysta i wyglądała jak płynna platyna, podobnie ogon. Istota zarżała po czym trąciła księżniczkę głową. W tej chwili dziewczyna zapomniała o swojej krytycznej sytuacji. Chciała wpatrywać się w majestat i piękno jednorożca. Pogłaskała go czule. Nagle dotarła do niej smutna prawda. Musi ruszać by uratować siebie i Natsu.

- Możesz mi pomóc? - szepnęła ,mając nadzieję, że zwierzę wyprowadzi ją chociaż na zewnątrz.

W odpowiedzi stworzenie po prostu wymownie spojrzało na Lucy. Dziewczyna uśmiechnęła się, siadając na jego grzbiet. Wydawało jej się to takie nieprawdopodobne, a jednocześnie ekscytujące. W innych okolicznościach cieszyłaby się, że jedzie na jednorożcu, ale teraz gdy mag ognia jest zagrożony myśli Lucy zajmował tylko obraz ledwo żywego Natsu.

Stworzenie skręcało w różne strony, raz nawet przeskoczyło przez żywopłot, który znikąd pojawił się na drodze. W końcu wyszli na prostą drogę, a Lucy mogła dostrzec przed sobą w czerwoną wstęgę, która miała odzwierciedlać metę.

- Dziękuję! - szepnęła, schodząc. Ostatni raz poklepała po głowie jednorożca i odeszła w stronę mety, a wtedy magiczne stworzenie uciekło i znikło w kłębach mgły. Blondynka przekroczyła linię i wtedy dostrzegła jak na skalnej platformie tuż nad nią leży Vulcanus, a pomiędzy jego łapami ledwo żywy Natsu. Chciała krzyknąć, ale rozproszyły ją szmery. Odwróciła się i serce podskoczyło jej do gardła gdy zobaczyła przed sobą zamglone oczy Juvii. Odskoczyła w bok, unikając ciosu. Podniosła wzrok i omiotła spojrzeniem zaczarowanych przyjaciół. Jednego mogła być pewna...

Żadne z nich nie było sobą.

Wojna nie rozstrzyga kto ma rację, lecz kto ma odejśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz