Razem z Carol Amara prała ubrania. Hershel pozwolił im korzystać z studni wiec mieli wody pod dostatkiem. Ciemnowłosa wycisnęła mokre ubrania po czym zaczęła je zawieszać na sznurku przywiązanego do drzew. Później dołączyła do nich Lori, która wydała się być jakaś dziwna. Carol zapytała ją czy wszystko w porządku, ale kasztanowowłosa zapewniła że nic jej nie jest.
-Myślałam nad przygotowaniem na wieczór posiłku dla Hershel'a i jego bliskich. Moglibyśmy w ten sposób odwdzięczyć im się. To dobre miejsce by móc zacząć od nowa, pozwolili nam się tu zadomowić, a przynajmniej nie wyrażają nie chęci w stosunku, że pomieszkujemy pod ich domem.- mówiła Carol.- Jak myślicie to dobry pomysł? Dawno już nie korzystałam z kuchni. Lori, Amara? Co sądzicie?
Obie kobiety były pogrążone we własnych myślach gdy wykonywały swoje zajęcia. Dopiero gdy Carol zaczęła dopytywać co myślą o jej pomyśle kobiety spojrzały po sobie po czym przytaknęły jednoznacznie że to dobry pomysł.
-Lori, mogłabyś spytać Hershel'a czy możemy skorzystać z kuchni? Jesteś żoną Rick'a co czyni cię w sumie naszą nieoficjalną pierwszą damą.- powiedziała szarowłosa z lekko uniesionymi kącikami ust. Od zaginięcia jej córeczki pierwszy raz wydaje się nie być przygnębiona i zrozpaczona.
Później przy samochodzie Rick przygotowywał siatkę poszukiwań posługując się mapą okolic, którą dostali od Green'ów. Do ich rozmów przyłączył się Gadriel mówiąc, że dobrze zna okolice i że z chęcią pomoże im znaleźć dziewczynkę. Podzielili się i przydzielili sobie jakie okolice będą przeszukiwać. Rick miał iść z Shane, Andrea z Tdog'iem, Daryl stwierdził że sam pojedzie na koniu mówiąc że w ten sposób będzie mu łatwiej wytropić ślady Sophie. Amarze zostało być w parze z Gadriel'em, który chyba właśnie na to liczył. Blondyn nie miał broni wiec Shane podał mu pistolet, zapytał go czy potrafi się nim posługiwać, wyjaśnił że strzelał już wcześniej z wiatrówki wiec nie powinien mieć problemu z strzelania z tego.
-W razie czego masz Amare, zajmie się tobą.- powiedział Shane gdy podał Gadriel'owi broń.
-Skoro każdy wie co i jak, to ruszajmy.- rozkazał Rick.
Gadriel szedł tuż obok Amary dotrzymując jej kroku z bronią w dłoni. Ciemnowłosa rozglądała się uważnie szukając jakiś śladów oraz nasłuchując czy gdzieś w pobliżu są sztywni.
-Na pewno umiesz posługiwać się bronią?
-Tak. Tata był myśliwym, uczył mnie jak strzelać gdy byłem młodszy. Był pomocnikiem medycznym, liczył że pójdę w podobnym kierunku, ale nie przeszkadzało mu to że zdecydowałem inaczej i tak był dumny ze mnie.- powiedział przypominając sobie miłe chwile spędzone z ojcem. Ciemnowłosa zerknęła na moment na niego.
-A kim zostałeś?
-Mechanikiem, pracowałem w warsztacie w niedaleko tutejszego miasta. A ty byłaś lekarzem zanim to wszystko się zaczęło, tak?- ciemnowłosa przytaknęła mu.- A skąd umiesz strzelać z łuku? Nie sądzę by lekarze mieli szkolenia w zakresie łucznictwa.- stwierdził żartobliwie. Amara uśmiechnęła się lekko.
-To było moje hobby. Lubiłam tego typu rzeczy, wiesz obozy przetrwania czy ekstremalne sporty, a nawet posługiwaniu się różnego rodzaju bronią. Ludzie uważali że to dziwne, a nawet niepokojące wiec nie lubiłam się tym chwalić.
-Jak dla mnie to super hobby, bardzo ciekawe.- powiedział z uśmiechem, ciemnowłosa spojrzała na niego przez ramie i zachichotała.
Miło im się rozmawiało. Amara opowiedziała mu też o swojej bliźnie na szyi, z ciekawością słuchał jej każdego słowa. Szarooki również opowiadał o swoich przeżyciach przed apokalipsą. Ciemnowłosa czuła się przy nim swobodnie i rozluźniona, ale nie traciła czujności gdy dalej przeszukiwali las. Gadriel wydał jej się być miłym i uprzejmym mężczyzną, zagadywał ją i próbował rozśmieszyć. Od dawna nie miała takiej przyjemnej rozmowy z jakimś mężczyzną.
CZYTASZ
Wiecznie żywi | D.D. | Zakończone
Fanfiction"Życie powinno być czymś więcej niż tylko przetrwaniem." "Jeśli stracimy swoje człowieczeństwo, to czym wtedy będziemy różnić się od żywych trupów?" Amara Rogers to kobieta, która trudem i ciężką pracą osiągała swoje cele. Nawet jeśli jej rodzina mi...