*21*

2.1K 119 6
                                    

Przy jeszcze bladym świetle dziennym grupa zdecydowała się rozdzielić. Rick nie chciał i nie mógł wrócić bez dziewczynki, czuł się winny za jej zaginiecie dlatego kazał reszcie wrócić na autostradę, a on sam będzie kontynuował poszukiwania. Shane postanowił że dołączy do niego, Carl też uparł się że chce również szukać Sophie wiec mimo że jego rodzicom to niezbyt się podobało zgodzili się. Pozostali za to ruszyli w drogę powrotną. Gdy szli Carol wyrażała swoją frustracje tym że jej córeczka nadal się nie odnalazła, kobieta coraz bardziej martwiła się że coś złego stało się jej dziecku. 

Amara potarła kark dłonią czując jak sucho ma w gardle. Dziś słońce grzeje mocniej niż zwykle. Ciemnowłosa siedząc na masce jakiegoś czarnego samochodu, nie zwróciła uwagi na markę, spuściła nogi w dół tak że zwisają jej nad ziemią. Czuła jak włosy mimo że spięte w kucyk przyklejają się jej do szyi i pleców przez pot. Trzymając lornetkę w dłoni obserwuje sobie okolice wokół drogi. To samo robi Dale siedząc na dachu kampera z bronią w reku. Staruszek siedzi sobie na składanym krzesełku i poprawił swoją czapkę aby słońce nie świeciło mu prosto w oczy. 

Ciemnowłosa zamachała nogami opierając łokcie na kolanach. Właściwe to nie mają niczego konkretnego do roboty, droga jest oczyszczona. Zebrali całkiem pokaźne zasoby jedzenia oraz paliwa czy wody, Shane znalazł ciężarówkę całą załadowaną butlami wody wiec mają jej pod dostatkiem i przez dłuższy czas nie będą musieli się martwić o to. Andrea siedziała w kamperze ucząc się jak składać i rozkładać broń był tam też Tdog, który wracał do zdrowia. Jason odbija piłkę o drogę bez żadnego celu zanudzony bezczynnością. Carol nadal stoi w miejscu obserwują z tęsknotą las czekając aż Rick razem z Shane'em i Carl'em wrócą i przyprowadzą jej córeczkę. Glenn i Lori chodzą pomiędzy samochodami, ale ciemnowłosa nie zwróciła na nich większej uwagi. Myślami odpłynęła do sprawy Sophie, minęły prawie dwie doby, dziewczynka spędziła dwie noce sama w lesie. Amarze nie jest łatwo przeżyć w lesie samej, a nie mówiąc o małej i drobnej dziewczynce, która na pewno była przerażona, zmęczona i głodna. W końcu mogła osłabnąć bez posiłku przez tyle czasu. Może już nie żyć, coraz bardziej Amara myślała o tej możliwości. W tych lasach może być pełno szwędaczy, a także dzikich zwierząt, które też dla takiego dziecka mogą być zagrożeniem. Ciemnowłosa odgoniła te myśli, nie chciała męczyć się tym. I nie chciała też dzielić się tym z kimkolwiek, lepiej by Carol tego nie musiała usłyszeć to mogłoby tylko przysporzyć jej więcej cierpienia. Co będzie to będzie. Ale nadal miała nadzieje że Sophie się odnajdzie. 

Rogers spojrzała w bok i zobaczyła jak Daryl majstruje coś przy swoim motorze. Zdjął kamizelkę zostając w koszulce bez rękawów, której górne guziki są odpięte. A przydługie włosy opadają mu na czoło przysłaniając oczy. Sapnęła nerwowo. Z jakiegoś powodu od wczoraj zachowuje się jakby ona nie istniała. Drażni ją to ponieważ nie przypomina sobie co mogłaby zrobić by tak się zachowywał, jakby go czymś uraziła. Ale nie miała zamiaru drążyć tego i tak gdy próbowała zagadywać go zbywał ją udając że wcale jej nie słyszy albo że jest czymś pilnie zajęty. Może po prostu nie ma humoru bo z nikim jakoś nie był chętny do kontaktu dzisiaj, tylko trzyma się na uboczu.

-Hej, proszę.- powiedziała Lori podchodząc do pojazdu, na którym siedzi Amara i wyciągnęła do niej dłoń trzymając w niej butelkę wody. Ciemnowłosa wzięła ją uśmiechając się do niej wdzięcznie.

-Dziękuję.- kasztanowłosa odwzajemniła uśmiech. Amara pociągnęła duży łyk wypijając prawie połowę wody w butelce na raz. Odetchnęła czując ulgę.- Wyglądasz jakby coś cie trapiło. O co chodzi?- zapytała uprzejmie i zaczęła przyglądać się Amarze. 

-To nic ważnego.- odpowiedziała zdawkowo. Nie miała ochotę na jakąkolwiek rozmowę. 

-Na pewno?

-Tak.- ciemnowłosa na chwile zerknęła na Daryl'a po czym wróciła do przyglądania się granicy lasu. Lori zauważyła to i uśmiechnęła się. 

-Chyba Daryl nie jest dziś w nastroju. Wiesz coś o tym?

-Nie.- mruknęła nie patrząc na kasztanowłosą.- Dlaczego miałbym to wiedzieć? Nie jestem jego niańką.- naburmuszyła się. Czemu miałaby wiedzieć co spowodowało że tak się zachowuje? 

-Spokojnie, tylko pytałam. Zauważyłam że dogadujecie się, Jason często przebywał z nim w obozie zanim się pojawiłaś. - powiedziała obronnie Lori widząc jak ciemnowłosa marszczy ze złości nos. - Powinni już wrócić.- stwierdziła z zmartwieniem kasztanowłosa gdy przez kilka chwil trwała pomiędzy nimi cisza. Ma racje Rick, Shane i Carl już powinni wrócić. 

Nagle od strony lasu rozniósł się huk wystrzału, to kierunek w którym zaginęła Sophie. Wszyscy zbystrzeli i spojrzeli po sobie przejęci. Amara spojrzała przez lornetkę, ale nie widziała by ktoś wychodził z lasu po czym zeskoczyła z samochodu. 

-Dlaczego to był tylko jeden strzał?- zapytała zaniepokojona Lori. Wszyscy zebrali się blisko siebie spoglądając w stronę lasu.

-Dziwne, przecież nie zmarnowali by kuli gdyby to był tylko jeden sztywny.- stwierdził Glenn zastanawiając się tak jak pozostali co mogło się wydarzyć. 

-Racja, coś musiało się stać. Już powinni wrócić. - powiedziała z zaniepokojeniem Lori.

-Mogli natknąć się na kogoś.- zaproponowała Andrea, ale to jeszcze bardziej zaniepokoiło grupę. 

-Na pewno nie jest to coś z czym nie mogliby sobie poradzić.- zapewnił ich Daryl próbując zachować spokój by nie panikowali.

-Ale nie zaszkodzi sprawdzić tego.- powiedziała Amara.

-Idziemy wszyscy?- zapytała Andrea przyglądając się jej.

-Nie, to by nie miało sensu. Ktoś musi tu zostać. Tdog nawet nie jest jeszcze w stanie podróżować.

-Wiec kto pójdzie?- dopytała Carol. Amara rozejrzała się po zgromadzonych. Pomyślała czemu oczekują od niej że to ona ma decydować. Co prawda nie ma z nimi Rick'a i Shane, ale to nie oznacza że od razu to brzmienie ma spadać na nią. Co prawda w swojej wcześniejszej grupie, w której była, była takim zastępcą ich przywódcy, ale teraz nie miała ochoty zbytnio na podejmowanie decyzji.
Gripa rzygląda się jej wyczekująco aż w końcu coś powie. Ciemnowłosa spojrzała ukradkiem na Daryl'a szukając w nim jakiejś pomocy, ale mężczyzna nie powiedział niczego tylko skinął głową jakby godził się na to co ona powie.- Ja, Daryl i Glenn.- powiedziała i spojrzała na koreańczyka czy nie ma nic przeciwko, ale on jedynie przytaknął że się zgadza. 

-Ja też chce iść.- wtrąciła Lori.- Jest tam mój mąż i syn, muszę.

-No dobrze. Reszta niech zostanie i czeka na nasz powrót. 

Ciemnowłosa weszła do kampera i podeszła do stolika, na którym leży torba z bronią. Ale zanim wzięła broń podeszła do siedzącego na łóżku na końcu pojazdu Tdog'a.

-Jak się czujesz?

-Nie jest źle, jeszcze boli.- odpowiedział mężczyzna.- Dziękuję że się mną zajęłaś.

-Nie ma sprawy.- przyłożyła dłoń do czoła mężczyzny aby sprawdzić czy ma gorączkę, ale nie jest rozpalony. Dobre wieści. Sprawdziła jeszcze jak z bandażem, ale nie jest mocno przesiąknięty krwią co oznacza że krwawienie ustało, rana zaczęła się powoli goić.- Chyba nie ma żadnych powikłań, ale na wszelki wypadek Jason poda ci jeszcze wywar, musisz wypić cały.- ciemnoskóry przytaknął głową że rozumie.

Niebieskooka wróciła do torby na stole i wzięła karabin i mniejszy pistolet. Wyszła z pojazdu, a inni spojrzeli na nią. Ciemnowłosa podała karabin Glenn'owi, drugą broń podała Lori, ale kasztanowowłosa skrzywiła się niepewna czy powinna to wziąść.

-Skoro idziesz to musisz mieć czym się bronić.- wyjaśniła ciemnowłosa, Lori przyznała że ma racje i wzięła broń.

-Jason podasz później wywar Tdog'owi.- zwróciła się do piwnookiego.- Dale czatuj na kamperze.- podała mu swoją lornetkę.- Trzymajcie się blisko kampera, nie odchodzicie za daleko, a zwłaszcza samemu.- powiedziała wystarczająco głośno zwracając się do wszystkich.- Idziemy.

Amara ruszyła pierwsza, a za nią ci których wybrała. Zeszli z drogi i weszli do lasu.

Wiecznie żywi | D.D. | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz