Gdy doszli już na dziedziniec widzieli jak Maggie wita się z swoim ojcem i siostrą po czym razem z Beth idą do środka. Hershel przy pomocy kul zbliżył się do nich. Starszy mężczyzna wymienił się porozumiewawczymi spojrzeniami z Amarą.
-Idźcie.- ciemnowłosa zwróciła się do Carol, Carl'a oraz Hershel'a.
-Dobrze że wróciłeś.- powiedział Hershel do Rick'a po czym odszedł z innymi do wiezienia. Amara poruszyła się nieswojo obok przyjaciela, który spojrzał się na nią gdy obserwowała jak tamta trójka wchodzi do wiezienia.
-Gubernator kazał Daryl'owi i Merle walczyć ze sobą. Zrobił z tego widowisko.- odezwał się, a ciemnowłosa przeniosła swoje spojrzenie na niego.- Cały tłum żądał aby się pozabijali. Jak trzeba być tak chorym, by tak robić?
Amara milczała i odwróciła wzrok. Rick poczuł się zaniepokojony.
-Co jest? Chodzi o dziecko?
-Nie, nic jej nie jest. Niezły z jej łakomczuch.
-Wiec o co chodzi?- zapytał z obawami. Spojrzała w końcu na niego i wyjaśniła że chodzi o pewnych ludzi, że dostali się tu do środka. Mężczyzna nie był tym zachwycony i ruszył szybko w stronę wejścia do więźnia. Amara ruszyła za nim.
Rick przeszedł przez pomieszczenie gdzie przy stoliku siedzą przybysze posyłając im chłodne spojrzenie kompletnie ich ignorując i przeszedł dalej. Amara weszła za nim, a grupa podniosła się z swoich miejsc mając nadzieje że kobieta coś im powie. Ale ona milczała i trąciła siedzącego przy stoliku Carl'a, który pilnował obcych po czym oboje wyszli, a chłopak zamknął przejście.
Rogers ustała przy Hershel'u, który stał przy swojej celi. Oboje przyglądali się jak Rick wziął swoją córkę od Beth. Judith zaczęła szlochać będąc w ramionach swojego ojca. Amara zauważyła że Rick'a to poruszyło, wydawało się jakby jej płacz go bolał. Mężczyzna oddał z powrotem Judith blondynce, która poszła z nią na górę. Inni rozeszli się, a ciemnowłosa wykorzystała to aby móc porozmawiać z Rick'em.
-Musimy porozmawiać.- Grimes spojrzał na nią gdy do niego podeszła i skinął głową.- Ci ludzie... może powinniśmy pozwolić im zostać.- zaproponowała, a on patrzył na nią jakby nie mógł uwierzyć że to powiedziała.- Wiem że ledwo ich znamy, ale nie wydają się być groźni. Gdyby chcieli nam zaszkodzić to zrobili by to zanim wróciliście by. Myślę że są w porządku. Tak jak Michonne, pomogła nam odzyskać naszych choć wcale nie musiała. Przyniosła pokarm dla Judith, pomogła odbić Glenna i Maggie...
-Nie, nie ma mowy.- wtrącił się jej. Amara zacisnęła szczękę. Czy on w ogóle ją słucha? Westchnęła i postanowiła spróbować jeszcze raz.
-Posłuchaj Rick.- zaczęła spokojnie.- Jest nas coraz mniej. A mamy na głowie Gubernatora. Przydadzą nam się nowi ludzie. Pokazali jacy są. Pomyślmy o przyszłości, w tym miejscu możemy rozwinąć społeczność, ale do tego potrzebni są inni. To miejsce może rozkwitnąć. A w tej chwili jesteśmy osłabieni. Daryl odszedł, Oscar nie żyje. W takim tępię żadne z nas może nie przetrwać.
-To obcy ludzie. Nie znamy ich.
-Większość z nas na początku się nie znała. Ale jednak jesteśmy tu i teraz, razem. Wiem że masz obawy. Ale spójrz Axel i Oscar okazali się dobrzy.
-Nie zgadzam się.- powiedział chłodno. Amara zacisnęła mocno pieści. Co jeszcze ma mu powiedzieć aby go przekonać? Tyreese i Sasha, polubiła ich mimo że prawie ich nie zna, ale wyglądają na dobrych ludzi. Zaryzykowała by aby ich przyjąć, tak samo jak z Michonne. Może jest małomówna, wydaje się gburowata i nietowarzyska, ale pomogła im. Dzięki niej odzyskali swoich.
CZYTASZ
Wiecznie żywi | D.D. | Zakończone
Fanfiction"Życie powinno być czymś więcej niż tylko przetrwaniem." "Jeśli stracimy swoje człowieczeństwo, to czym wtedy będziemy różnić się od żywych trupów?" Amara Rogers to kobieta, która trudem i ciężką pracą osiągała swoje cele. Nawet jeśli jej rodzina mi...