Przed południem Rick razem z Michonne i Carl'em wyruszyli w teren aby poszukać broni. Grimes znał pewne miejsce gdzie mogą ją znaleźć wiec tam się udali. Ale nie tylko to było im potrzebne. Jedzenie też było priorytetem. Mieli jeszcze trochę puszkowanej i suszonej żywności, ale potrzebowali czegoś bardziej odżywczego, świeżego mięsa. Dlatego Daryl razem z Amara zdecydowali się pójść na polowanie. Oczywiście przedyskutowali to z Rick'em zanim mężczyzna wyjechał.
Amara gdy przygotowała się i wyszła z celi przewiesiła przez ramie łuk po czym zaczęła schodzić po schodach. Przy których na dole czeka na nią gotowy już Daryl. Gdy zeszła oboje ruszyli do drugiego pomieszczenia. Teraz to Glenn i Maggie będą pilnować wszystkiego dopóki oni nie wrócą albo Rick z pozostałymi.
-Dołączę się do was, amigos.- na drodze do wyjścia stanął im Merle.
-Nie ma mowy.- odezwała się z sprzeciwem Amara. Starszy Dixon roześmiał się.
-Będziecie potrzebować ochrony gdy będziecie polować. Nigdy nie wiadomo na kogo się napotkacie. A jeśli będą to ludzie Gubernatora? Ja będę osłaniać wasze tyły, a wy zajmiecie się skołowaniem czegoś na obiad. Mam dosyć siedzenia tu.- powiedział z dużą pewnością siebie jakby już wiedział, że się zgodzą. Amara i Daryl spojrzeli po sobie. Ciemnowłosa zacisnęła usta w wąską linie. Nie chciała by szedł z nimi. Jest strasznie irytujący, a nie ma ochoty słuchania jego pierdolenia, od którego więdną uszy. Nigdy jeszcze nie poznała kogoś tak aroganckiego, rasistowskiego, szorstkiego, gburowatego i gwałtownego człowieka, który ma sarkastyczne poczucie humoru i uwielbia drażnić innych. Ale w jednym miał racje. Był w wojsku wiec przydałyby się jego umiejętności. Jak powiedział mogą spotkać ludzi Gubernatora, a nawet jeśli nie to dodatkowa pomoc przyda się. Przecież on też potrafi polować i tropić, może nie tak dobrze jak jego brat, ale umie to.
-Nie patrz tak na mnie.- powiedziała Amara zwracając się do Daryl'a, który przyglądał się jej czekając co powie.- To twój brat, sam zadecyduj. Będę na zewnątrz.- powiedziała po czym przepchnęła się obok Merle i wyszła.
Dopiero po jakiś paru minutach gdy ciemnowłosa czekała przy bramie na dziedzińcu dwaj bracia wyszli z budynku. Amara zauważyła, że Merle ma ze sobą karabin co oznacza że na pewno idzie z nimi. Wywróciła oczami. W sumie czego mogła się spodziewać? Że Daryl odmówi swojemu bratu? Mało prawdopodobne. Ale zastanawiające było to czemu tak długo nie wychodzili. Daryl mógł zgodzić się lub nie od razu, a jednak trochę czasu zajęła im rozmowa.
-Gotowi?- zapytała ciemnowłosa gdy Dixon'owie podeszli do niej.
-Sie wie doktoreczko.- powiedział z zadowoleniem Merle. Kobieta westchnęła, już żałowała że pozwoliła Daryl'owi zadecydować.
-Chodźmy.- burknęła. Odwróciła się i otworzyła jednym z pecza kluczy kłódkę. Nie było szans by wydostali się główną bramą z dziedzińca. Wiec przejdą korytarzami wokół zajętego przez spacerowiczów spacerniaka i wyjdą przez zawiązaną drutem szczelinę w ogrodzeniu.
Rogers rozsunęła siatkę i zaczęła iść wzdłuż korytarza, a mężczyźni podążyli tuż za nią. Sztywni, którzy zauważyli ich zaczęli uderzać o siatkę próbując się do nich dostać, ale to był tylko daremny wysiłek. W końcu doszli do miejsca gdzie w siatce jest zabezpieczona szczelina. Ale po drugiej stronie ogrodzenia kręcili się sztywni, byli zbyt blisko aby w tej chwili mogli bezpiecznie się przedostać.
-Odciągnijcie ich uwagę.- powiedziała Amara zaczynając powoli odplątywać drut. Daryl już miał odjeść aby zrobić to co powiedziała, ale zatrzymał się gdy jego starszy brat się odezwał.
-Niby czemu mam cie słuchać, co?
Amara zaprzestała i odwróciła się krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
CZYTASZ
Wiecznie żywi | D.D. | Zakończone
Fanfic"Życie powinno być czymś więcej niż tylko przetrwaniem." "Jeśli stracimy swoje człowieczeństwo, to czym wtedy będziemy różnić się od żywych trupów?" Amara Rogers to kobieta, która trudem i ciężką pracą osiągała swoje cele. Nawet jeśli jej rodzina mi...