Amara zabrała Daryl'a do domu do jednego z pokoi aby go opatrzeć oraz podziękować.
Gdy skończyła opatrywać mu twarz uśmiechnęła się patrząc na niego.
-Co?- zapytał marszcząc brwi.- Aż tak źle wyglądam?
-Nie... Dziękuję za pomoc. Nie musiałeś tego robić, ani brać winy na siebie. Mogłam im powiedzieć prawdę, chyba to nie było by tak złe wyjście.- w duszy ulżyło jej jednak że nie musiała tego mówić choć powinna, ale nie chciała.- Jesteś moim bohaterem.- stwierdziła z uśmiechem.
Daryl podrapał się po karku czując się trochę skrepowany i odwrócił wzrok wzruszając ramionami jakby to co zrobił nie było czymś szczególnym. Ale w środku poczuł coś przyjemnego. Doceniła to co zrobił i była mu wdzięczna. Amara pochyliła się do przodu gdy Daryl nagle zainteresował się oknem i chciała pocałować go w policzek. Jednak nie udało jej się tego zrobić ponieważ Daryl gwałtownie cofną się i złapał ją za ramiona zatrzymując ją przed sobą. Ciemnowłosa zmarszczyła brwi nie rozumiejąc dlaczego tak dziwnie zareagował.
-Już mi podziękowałaś.- burknął.
-A nie chcesz jeszcze bonusu? Przecież cie nie ugryzę.- uśmiechnęła się słodko.
-Skończyliście?- do pokoju niespodziewanie weszła Beth i ustała jak kołek gdy zobaczyła jak blisko siebie oni są i znajdują się w trochę dwuznacznej pozycji. Oboje spojrzeli na nią.- Oh, wybaczcie, nie chciałam wam przeszkadzać.
-Niczego nie robiliśmy.- powiedział oschle brązowowłosy i wstał gwałtownie puszczając Amare przez co gdyby nie oparła się rękoma o materac upadła by twarzą na łóżko. Dixon jak poparzony wybiegł z pokoju.
Amara wywróciła oczami i wstała z łóżka. Beth posłała jej znaczący uśmieszek. Ale ciemnowłosa wyjaśniła jej że to tylko tak wyglądało, a oni mają przyjacielskie stosunki albo przynajmniej są znajomymi. Ciężko stwierdzić jaka jest dokładnie miedzy nimi relacja.
~~~~
Rick zaplanował że razem z Daryl'em zabiorą Randall'a do pobliskiego miasta i tam go zostawią. A gdy wysłali Tdog'a do stodoły aby zabrał chłopaka stamtąd i go przyprowadził, okazało się że go nie ma. Nawet gdy przeszukali dokładnie całą farmę nie było po nim śladu. Dopiero gdy Shane wyszedł z lasu z krwawiącą twarzą powiedział innym że Randall go zaatakował w stodole, zabrał mu broń i uciekł do lasu. To co powiedział było podejrzanie dziwne bo jakim cudem ten chuderlawy dzieciak mógł pokonać takiego mężczyznę jak Shane, przynajmniej Amarze coś tu nie pasowało. Już wcześniej z tym Shane'm było coś nie tak. Historia z Otisem też była podejrzana oraz zachowanie czarnowłosego w stosunku do Lori. Mieli romans i mógł się nie pogodzić z końcem tego. A dziecko, które Lori nosi może być nawet jego. Z dnia na dzień będąc na farmie robił się coraz bardziej niepokojący i niestabilny, widać to było po nim.
Rick razem z Shane oraz drugą grupą, czyli Daryl'em, Amarą i Glenn'em poszli odnaleźć Randall'a.
Rozdzielili się aby przeszukać więcej terenu. Ciemnowłosa poszła z Dixon'em oraz Glenn'em. Szli przed siebie aż w pewnym momencie znaleźli ślady dwóch osób idących blisko siebie. I to już było dziwne. Jak twierdził Shane, Randall uciekł i nawet gdyby czarnowłosy go śledził to ślady, które tu znaleźli inaczej by wyglądały, a te wskazują jakby szli razem.
-Chłopaki.- powiedziała Amara zatrzymując się przy drzewie, na którym zobaczyła krew, jeszcze dość świeżą. Wygląda to jakby ktoś uderzył mocno w drzewo.- Shane mówił że zaatakował go w stodole, tak?
-Tak powiedział.- stwierdził Glenn.
-To dziwne.- Daryl dotknął palcem krwi.- Jeszcze całkowicie nie wyschła.
CZYTASZ
Wiecznie żywi | D.D. | Zakończone
Fanfiction"Życie powinno być czymś więcej niż tylko przetrwaniem." "Jeśli stracimy swoje człowieczeństwo, to czym wtedy będziemy różnić się od żywych trupów?" Amara Rogers to kobieta, która trudem i ciężką pracą osiągała swoje cele. Nawet jeśli jej rodzina mi...