Zamknęli chłopaka, który ma na imię Randall w szopie, a Daryl zaczął go przesłuchiwać. Gdy skończył okazało się, że chłopak podróżował z uzbrojoną trzydziestoosobową grupą. Mówił że mężczyźni ci gwałcili kobiety i dopuszczali się okropnych czynów. Przysięgał że on taki nie był, dołączył do nich aby być bezpiecznym i móc przeżyć.
Rick ogłosił że Randall jest dla nich zagrożeniem, że przez niego ci ludzie mogą tu trafić i im wszystko odebrać dlatego muszą go zabić. Dale jako jedyny otwarcie wyraził sprzeciw temu i poprosił aby Rick się zastanowił oraz by dał mu czas aby porozmawiać z innymi i wtedy dopiero zadecydować co zrobić z tym chłopakiem.
Amara zdjęła z sznurka wyschnięte już ubrania i złożyła je po czym ruszyła do swojego namiotu i zostawiła je tam. Gdy wyszła z namiotu w jej stronę zbliżył się Dale. Kobieta wiedziała już czego chce starszy mężczyzna. Przez cały dzień chodził i rozmawiał z innymi na temat Randall'a czy powinniśmy go zabić czy nie.
-Po twojej minie widzę, że nie najlepiej idzie ci przekonanie pozostałych.- stwierdziła ciemnowłosa gdy starszy mężczyzna stanął niedaleko niej z twarzą jakby błagał ją.- Podziwiam twój zapał.
-Proszę chociaż ty. Randall to tylko dzieciak, nie zasłużył na śmierć.
-Zagraża nam.
-Tego nie jesteśmy pewni. I nie oznacza to że od razu mamy go zabić. Nie możemy o tym decydować. Wiem że ten świat jest zepsuty, ale nie niszczmy go bardziej. Nie zabijajmy jeden drugiego. Życie powinno być czymś więcej niż przetrwaniem. Jesteśmy ludźmi, co z nami będzie jeśli stracimy swoje człowieczeństwo? Kim się wtedy staniemy? Czym będziemy różnić się od tych potworów gdy zaczniemy przelewać ludzką krew?
-Ah, Dale. Trafiłeś źle, niestety ja już przelałam tą szale. Nikomu tego nie mówiłam. Ale mam już czyjąś krew na rekach.- starszy mężczyzna patrzył na nią z niedowierzaniem. W końcu komuś się do tego przyznała. Ale Dale ma w pewnym sensie racje. Nie chce mieć więcej krwi na rekach, co prawda dużo mogą zaryzykować, ale jeśli Randall nie opuści farmy to może nic złego się nie stanie?- Wiem co teraz o mnie myślisz, ale wtedy nie miałam wyboru jak teraz. I w pewnym stopniu popieram twoje zdanie.
-Czyli jednak staniesz po mojej stronie gdy będziemy głosować wieczorem?
-Zaryzykuje. Ale pamiętaj, jeśli Randall coś zrobi będziesz miał to na sumieniu.
-Dziękuję.
-Nie dziękuj, decyzja nie należy tylko do mnie. A jeśli grupa jednak zadecyduje o zabiciu go, nie będę wchodziła w dodatkowe dyskusje i pozwolę aby to zrobili. Może na tym świecie nie ma już dobrych ludzi.- powiedziała i odwróciła aby odejść, ale głos Dale ją zatrzymał i spojrzała na niego przez ramie.
-Nie oceniam cie. Wierzę że zrobiłaś tamto bo nie miałaś innego wyjścia. To co zrobiliśmy aby przetrwać nie świadczy o tym kim naprawdę jesteśmy.- powiedział po czym odszedł. Czyżby rozumiał czemu to zrobiła choć nie wyjaśniła mu dokładnie jak to było?
~~~~
Gdy słońce zaczęło zachodzić grupa zebrała się w domu aby zadecydować co zrobić z Randall'em. Rick zapytał ich czy ktokolwiek myśli czy chłopak powinien być oszczędzony. Dale odezwał się mówiąc, że on i Amara są temu przeciwni. Grupa spojrzała na ciemnowłosą sprawdzając czy faktycznie nie zgadza się z zabiciem Randall'a. Przytaknęła im głową, ale nie widać było po niej, że faktycznie jest do tego przekonana. Dale spytał jeszcze Glenn'a mając nadzieje że i on go poprze, ale koreańczyk tego nie zrobił. Starszy mężczyzna prosił aby dali Randall'owi szanse, ale grupa nalegała że nie czuli by się bezpiecznie z nim, a Amara po prostu milczała nawet gdy Dale posyłał jej spojrzenia aby ona coś powiedziała. Coraz bardziej czuła, że zabicie Randall'a to jedyne wyjście i trochę ją to niepokoiło. Przelała już czyjąś krew, a tym razem nie czuje pohamowania przed zrobieniem tego jeszcze raz i w sumie jest już jej to obojętne co stanie się z tym chłopakiem. Ważne aby Jason'owi nic nie groziło, to jest najistotniejsze.
Niestety decyzja zapadła i Dale nie mógł już nic poradzić. Był rozczarowany tym co chcą zrobić. I po prostu wyszedł z pokoju. Pozostali również się rozeszli, podjęli decyzje i nie było o czym już rozmawiać. Rick razem z Shane'm oraz i Daryl'em zabrali Randall'a do stodoły aby tam dokonać egzekucji.
Amara postanowiła przejść się trochę i ruszyła na spacer wzdłuż płotu. Szła i podziwiała widoki. Zatrzymała się w końcu i oparła się łokciami o płot. Słońce zaszło już jakiś czas temu, a na niebie pojawił się księżyc oraz gwiazdy. Spojrzała w górę i zaczęła obserwować migoczące światełka. Lubiła wpatrywać się w nocne niebo. Ten widok zawsze był dla niej wyjątkowy i pełny tajemnic. Bo co może kryć się w kosmosie? To ją zawsze odprężało i odciągało od szarej i ponurej rzeczywistości. Wyciszało ją i pomagało poukładać szalejące w jej głowie myśli. Choć gdy teraz patrzy w niebo ma wrażenie że ono nie ma już takiego uroku jak kiedyś, jakby jego blask i niezwykłość spłowiało jak obraz po wielu latach. A może po prostu to ona się zmieniła. Przecież tak właśnie jest. Ten świat, który stał się inny sprawił, że i ona stała się inna.
-Mogę dołączyć?- zerknęła w bok i zobaczyła Gadriel'a, który z uśmiechem podszedł i ustał obok niej.- Piękny widok.- powiedział również patrząc tak jak Amara w niebo.
-Tak, wyjątkowy.
Stali tak kilka minut w ciszy i podziwiali gwiazdy. W pewnym monecie Gadriel spojrzał na nią. Kobieta czując jego wzrok na sobie również na niego spojrzała.
-Co?- zapytała nie rozumiejąc dlaczego się tak na nią patrzy. Na jej pytanie uśmiech na jego twarzy się powiększył, a w jego oczach ciemnowłosa mogła dostrzec jakiś podejrzany błysk. Zauważyła że na chwile zerknął na jej usta, a później znowu patrzył w jej oczy. Poczuła jak atmosfera miedzy nimi gęstnieje, a jej robi się dziwnie ciepło. Jednak zanim zdążyła coś zrobić poczuła jak usta Gadriel'a przylegają do jej. Mężczyzna położył jedną rękę na jej biodrze, a drugą na jej policzku. Ciemnowłosa była zaskoczona przez parę chwil i stała tak nie odwzajemniając pocałunku. W końcu położyła ręce na jego klatce piersiowej i łagodnie go odepchnęła. Blondyn przestał ją całować i ją puścił.
-Przykro mi, ale nie podobasz mi się. Nie lubię cie w ten sposób.- wyjaśniła z zakłopotaniem. Nie potrafiła całować się z kimś kogo nie traktuje w ten sposób.
-No tak.- odsunął się od niej o dwa kroki i uśmiechnął się gorzko.- Widać że wolisz nic niewartych prostaków. Sama najwyraźniej nie jesteś lepsza.
Amara spojrzała na niego z niedowierzaniem. Zaraz, co on właśnie powiedział?, pomyślała.
-Naprawdę nie rozumiem co w nim jest tak interesującego.- oczywiście że Amara domyśliła się o kim on mówi.- Jak dla mnie jest niczym, a ty musisz być głupia aby wolić go ode mnie.
Ciemnowłosa poczuła jak zbiera się w niej coraz większa złość z każdym jego wypowiedzianym słowem. Wydawał się być miłym facetem, ale jak widać wcale taki nie jest. Zacisnęła mocno pieść i z impetem przywaliła mu prosto w twarz. Gadriel złapał się za nos i zachwiał się do tyłu oszołomiony uderzeniem.
-To ty jesteś śmieciem!- warknęła na niego.- Jesteś wstrętnym i żałosnym skurwielem, taka świnia jak ty nie zasługuje na nic. I wiesz co? Lepiej spierdalaj zanim jeszcze ci dokopie, palancie!
-Jesteś warta tyle samo ile on.- Gadriel obdarzył ją pogardliwym i pobłażliwym spojrzeniem po czym unosząc dumnie głowę mimo, że ma zakrwawiony nos odwrócił się i po prostu odszedł.
Amara westchnęła i oparła się o płot. Potarła obolałe kostki dłoni. Co jak co, ale ma twardą twarz, pomyślała. Nie sądziła że może okazać się być takim palantem, wydawał się być w porządku. Najwyraźniej pozory bywają mylne. I właśnie jeszcze bardziej zepsuł jej dzisiaj humor.
Nagle czyjś krzyk rozniósł się echem po okolicy i wyrwał ją z własnych myśli. Amara spojrzała w kierunku lasu, z którego on dochodzi i wtedy zdała sobie sprawę do kogo on należy.
CZYTASZ
Wiecznie żywi | D.D. | Zakończone
Fanfiction"Życie powinno być czymś więcej niż tylko przetrwaniem." "Jeśli stracimy swoje człowieczeństwo, to czym wtedy będziemy różnić się od żywych trupów?" Amara Rogers to kobieta, która trudem i ciężką pracą osiągała swoje cele. Nawet jeśli jej rodzina mi...