Rozdział 17

47 4 0
                                    

Lena przycupła na kanapie i oddała się zadumie.

-Cholera, co to miało być. To było nawet... słodkie. Dobra, ogarnij się dziewczyno.-szybko otrząsnęła się z zadumy i wróciła do pracy. - Ok, to jeszcze zostało mi pouzupełniać rubryki, zaraz gdzie Ja to mam? Kurdę, pewnie zostawiłam w studiu.

Zeszła na parter i zaczęła szukać z pomocą telefonu adresu studia. Niestety nie mogąc Go znaleźć zdecydowała się zadzwonić do Marosa.

-Co się stało Lena?

-Możesz mi wysłać dokładny adres studia?

-Jasne, a potrzebujesz do czegoś?

-Muszę tam podjechać, bo zostawiłam tam zestawienie godzinowe z pracy a muszę pouzupełniać raporty i potrzebuje tych danych.

-Nie mogłaś tak od razu? Podjadę po Ciebie.

-Maros, nie rób sobie kłopotu.Zamówię taryfę i sobie poradzę.

-No jak wolisz, zaraz Ci podeślę sms-em, w środku powinien być jeszcze Bence, może jeszcze zdążysz za nim wyjdzie.

-Mam taką nadzieje, dobra trzymaj się.

Rozłączyła połączenie i udała się na przystanek taxi.

-Przepraszam, można?-spytała po angielsku kierowce.

-Hallgatok?

-Ekstra, koleś nie zna angielskiego.-burknęła pod nosem, wyjęła notes i zapisała mu adres na kartce.

-Tutaj.

-Megértem kérem, lepjen be.- powiedział z uśmiechem i odpalił silnik.

-Dobra, chociaż tyle zrozumiał.

Po około pół godzinie zajechali na miejsce. Zapłaciła za przejazd i od razu skierowała się do środka.

Drzwi do studia były otwarte, więc pewnie Bence jeszcze jest. -pomyślała Lena.

Podeszła do stolika i wzięła swój plik dokumentów, kiedy usłyszała za sobą zdziwiony znajomy głos.

-Lena?

-Roni, Jezu wystraszyłeś mnie.-odwróciła się w jego stronę.

-Przepraszam, nie spodziewałem się tu Ciebie.

-Przyjechałam po swoje dokumenty, a Ty co tu robisz?

-Nie mogłem wytrzymać w domu, to przyjechałem tu trochę dać upust emocją.

-I jak się w ogóle czujesz?-spytała troskliwie.

-Lepiej, granie na bębnach trochę mnie jednak uspakaja.

-No to się bardzo ciesze. Wybacz, ale muszę iść.-pobłądziła wzrokiem w stronę wyjścia.

-Lena, poczekaj. Robisz coś teraz ważnego?-spytał, łapiąc Ją za rękę.

-Uzupełniam raport do pracy, a czemu pytasz?

-A masz może chwile, żeby gdzieś wyjść teraz? Wiesz, chciałbym Ci się odwdzięczyć za to dla mnie zrobiłaś.

-Nie musisz Roni, na prawdę.

-Ale chcę, Lena.-dalej nalegał.

-A co proponujesz?

-Znam jedno świetnie miejsce, piszesz się?

-Prowadź zatem.- zaśmiała się.

-Daj mi chwile, tylko przebiorę te swoje przepocone ciuchy.

-Poczekam na kanapie.

Gdy był gotowy podjechali do pobliskiej restauracji na obiad, po czym Roni oprowadził Ją po kilku urokliwych miejscach w Budapeszcie, aż wróciliśmy do studia.

-To co, może partyjka na konsoli co?-zaśmiał się.

-Proszę, pełny serwis tu macie. Co proponujesz?

-Fifa?

-Nie lubię piłki nożnej.

-Mortal Kombat?

-No dobra, spróbujmy.

Rozsiedliśmy się na dużych poduszkach i rozegrali kilka rund. Okazało się, że to Lena wygrywała z nim bez najmniejszego problemu.

-Co jest? Ten pad jest chyba popsuty!

-Tak, to Ty jesteś słaby.-śmiała się z niego.

-Kobieto, ja jestem mistrzem w tej grze.

-Właśnie widzę, wyniki mówią same za siebie.-dalej się śmiała pokazując mu palcem na ekran.

-No bo Ty oszukujesz.- uśmiechnął się pokazując jej język.

-Kochany, ja od dzieciaka byłam świetna w takie gry i nikt mi nie dorównywał.

-Ah tak? To spróbuj teraz?- po czym zaczął ją okładać poduszką i głośno się śmiejąc,

-Roni, zdurniałeś? Dobra, sam się doigrałeś.-po czym też chwyciła swoją i zaczeła się wojna.

W pewnej chwili chłopak przygwoździł ją do ziemi, i śmiejąc się patrzyli sobie w oczy.

-Jesteś stary a głupi, wiesz?-odparła mu uradowana.

-A Ty za to cudowna.-mówił spoglądając na nią zafascynowany.

-Zaraz, co?

-Szeretlek.- po czym namiętnie wpił się w jej usta, przyprawiając dziewczynę o duże zakłopotanie.

Hol Voltál? [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz