127; rozdział

241 19 5
                                    

7/10

Tomlinson rozbawiony czytał komentarze, czekając aż jego narzeczony wsiądzie do samochodu. Owszem, to on tak załatwił Zayna, ale Malik miał, rację, nie mieli na to dowodów. Kilka minut później, brunet w końcu się pojawił. W ciszy zajął miejsce pasażera i zapiął pas.

-Cześć?- mruknął Louis, patrząc na niego.

-Cześć - westchnął.

-Dlaczego się do mnie nie odzywasz?- rzucił cicho, nie chciał obudzić Freddiego- Zawsze się ze mną witasz...

- Gorszy humor...

-Brendan, jak masz mnie okłamywać, to może lepiej się nie odzywaj- prychnął.

-Naprawdę nie wiesz o co chodzi?

-O zdjęcie?-Włączył się do ruchu.

-Tak, o zdjęcie - mruknął.

-Co z nim?

-Nie podoba mi się coś w nim... - westchnął.

-Zayn spędził aktywnie kilka godzin- wzruszył ramionami- Co ci w tym się nie podoba?

-Jego komentarz, tak jakby chciał ukryć to, że z nim byłeś...

-Byłem na zakupach- westchnął- pokażę ci pod domem, bo w bagażniku są.

-Lou, ja mu po prostu nie ufam po tym jak widziałem was w pokoju małego... - szepnął, spoglądając za okno.

-Nie ufasz mi.

-Louis... Tobie ufam, ale jemu nie...

-Nieprawda- mruknął, parkując pod domem- Gdybyś mi ufał, normalnie byś się zachowywał względem mnie- uciął, wysiadając z samochodu. Wziął nosidełko z synem i torby z bagażnika. Był obładowany, ale nie zamierzał nawet prosić narzeczonego o pomoc.

Westchnął, wysiadając z pojazdu.

-Louis... daj mi coś, pomogę Ci - podszedł szybko do niego.

-Nie możesz nosić- zbył go, idąc do drzwi. Postawił torby i zaczął szukać kluczy.

-Louis... małego jakoś noszę na rękach i wszystko jest w porządku - mruknął.

-To przestaniesz- otworzył drzwi i wszedł z zakupami oraz dzieckiem do domu.

-Louis! - krzyknął za nim.

-Co?- mruknął.

-Przestaniesz się tak zachowywać? - zamknął za nimi drzwi.

Zaniósł chłopca do sypialni i ułożył w łóżeczku, po czym wrócił i przycisnął Murraya do ściany.

-Czyli jak?

-Jakbyś był na mnie wkurwiony i wszystkiego mi zabraniał... - szepnął niepewnie.

Podniósł go za pośladki, ocierając ich o siebie. Wyssał mu kilka malinek na szyi.

-Jestem...Tylko...Twój- szepnął, pomiędzy kolejnymi oznaczeniami.

-Obiecujesz? - stęknął, odchylając głowę.

Rozpiął jego spodnie, wsuwając w nie dłoń. Czuł jego erekcję, na co się uśmiechnął.

-Obiecuję.

-Lou... -jęknął, zagryzając wargę. Musiał pamiętać o małym w domu.

-Cicho- szepnął, ciągnąc go w kierunku kanapy, na której usiadł, rozpinając swoje spodnie i wyciągając penisa, którego delikatnie kilka razy potarł. Brunet szybko pozbył się swojej koszulki, a zaraz za nią dżinsów wraz z bielizną. Nie chciał tracić czasu. Tomlinson wciągnął go na swoje kolana i przesunął członkiem po jego dziurce. Zdjął swoją koszulkę.

-Droczysz się... - wyszeptał, a jego ciało zadrżało na sam kontakt z Louisem.

Wsunął się w niego cały i przyciągnął go pocałunku. Jęknął głośno, na szczęście zostało to stłumione przez wargi Tomlinsona.

-Kocham cię, cholernie cię kocham- mruknął, przewracając ich na kanapę, tak, że leżał na nim. Nigdy z nikim nie powtórzył tej samej pozycji co z Zaynem. Nie czekał, od razu zaczął się w nim poruszać. Usta Brendana co chwila opuszczały kolejne jęki, jedne głośniejsze, drugie cichsze i bardziej przeciągłe. Pochylił się do jego ucha.

-Chcę dojść w twoich ustach- wyszeptał.

-Dobrze skarbie - zgodził się, chciał być dla niego idealny, a zresztą. Nie przeszkadzało mu to.

Zaczął wykonywać o wiele szybsze ruchy, pieprząc jego prostatę.

-Kurwa - szepnął, jego ciało drżało z podniecenia.

-Gdzie?- zachichotał, przyspieszając.

-Dupek - doszedł dość intensywnie, brudząc ich oboje. Dodatkowo jeszcze, zacisnął się na penisie narzeczonego. Stęknął cicho i wysunął się z niego-Będziesz pieprzył moje gardło? - wymruczał.

-Będę, ale usiądź, bo ci zrobię krzywdę- zauważył.

-Ale ja wolę tak - uparł się.

Przewrócił oczami.

-Usta- mruknął.

Z chęcią rozchylił wargi. Ustawił się odpowiednio i wsunął go całego do końca. Mimo, że był przygotowany, zakrztusił się. Westchnął cicho, wysuwając się i od razu wsunął ponownie.

Tym razem zniósł to lepiej, ale wciąż... Louis, do małych nie należał. Leżenie jakby trochę ułatwiało mu przyjmowanie go. Od początku wiedział, że długo nie wytrzyma, dlatego już po chwili spuścił się wprost do jego gardła. Murray dodatkowo jeszcze zassał na nim policzki, jakby chciał się upewnić, że wszystko zostanie dla niego.

-Młody się zbuntuje, jak mu nie zasmakuje- zaśmiał się.

Z cichym mlaśnięciem, odsunął się od niego.

-Ważne, że mi smakuje, prawda?

Starł strużkę śliny z jego brody.

-A jak się przed tym broniłeś- mruknął rozbawiony.

-Bo nie wiedziałem, że to takie fajne... - zagryzł wargę.

-Głupek- zaśmiał się.

-Tylko Twój - szepnął, uśmiechając się delikatnie.

-Kocham cię wiesz? -westchnął.

-Wiem, ja Ciebie też kocham Lou - uśmiechnął się.

Usiadł obok niego i wciągnął na swoje kolana, łącząc ich usta. Musiał urwać kontakt z Zaynem. Po prostu musiał. 

Odwzajemnił pieszczotę, wplątując palce w jego kosmyki. Zamruczał zadowolony, pogłębiając. Pociągnął dość mocno za końcówki. Ocierając lekko ich męskości o siebie. Zaśmiał się cicho.

-Chcesz powtórki?- szepnął w jego wargi.

-A masz siłę? - mruknął.

-Oczywiście skarbie- zaśmiał się cicho.

-Więc chcę - zachichotał.

-On miał rację, że w ciąży jest się bardziej napalonym- zachichotał.

Goodbye Sunshine|| Zouis Instagram 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz