Delikatny uśmiech

168 7 1
                                        

Mary
- Tak? - ostrożnie wchodzę do komnaty dziewczyny, Catelyn. Jest środek nocy, a dziewczyna nie śpi. Jest bardzo podobna do Lady Stark. Jej zaskoczone spojrzenie wpada wprost na mnie - Przepraszam, kim jesteś, Lady?
- Żadna Lady, jestem Mary - odpowiadam zamykając za sobą drzwi - Jesteś Catelyn, prawda? - dziewczyna w odpowiedzi kiwa głową
- Jesteś jedną ze Starków bądź Boltonów, Mary?
- Teoretycznie - mówię siadając na łóżku obok dziewczyny. Nie zgasiła nawet świecy na noc, nie mogła spać-Widzisz, noszę w sobie twojego bratanka albo bratanice - mówię patrząc na dziewczynę, jej spojrzenie pada na moją koszulę nocną, jest delikatnie napięta. Dziecko rośnie - Jak się odnajdujesz w Winterfell? Możesz być ze mną szczera, w końcu jestem tylko jakąś damą,która nosi bękarta
- Dlaczego tu przyszłaś, Mary? - dziewczyna jest nieufna
- Wydajesz się być zagubiona, jesteśmy w zbliżonym wieku, a poza tym, może potrzebujesz kogoś do rozmowy? - dziewczyna odwraca wzrok ode mnie i zwraca go na świecę
- Po co to robisz? - pytam nie odwracając wzroku od świecy - Ktoś ci nakazał?
- Wiem jak się czujesz, też czułam się tu obco na początku, ojciec mnie wyrzucił z domu, a teraz to - biorę głęboki oddech - to jest mój dom
- Wyrzucił Cię z domu?
- Zhańbiona córka, dla takiego kogoś nie ma miejsca pod jego dachem
- Przykro mi
-Mnie po części również, jednak teraz  jest ten moment, w którym zaczynam samodzielnie życie - mówię uśmiechając się delikatnie do dziewczyny - Dlaczego nie śpisz? Masz koszmary? - dziewczyna zwraca swój wzrok na moją twarz
- To jak tu trafiłam, to jedno wielkie, nawet nie wiem jak to nazwać
- Opowiedz mi jeśli chcesz - mówię kładąc swoją dłoń na jej ramieniu - Może jakoś ci to pomoże Młoda - mówię z delikatnym uśmiechem
- Większość życia spędziłam w Orlim Gnieździe - wzrok dziewczyny póki co nie wyraża żadnych emocji - Nadano mi fałszywe imie i nazwisko, uznano mnie za bękarta a dla bezpieczeńtwa nie nadano mi nazwiska Snow. Nigdy nie miałam przyjaciół -mówi wzdychając - Nie potrafiłam się tam... czułam się tam obco, nawet do momentu, w którym Bastian i Geralt mnie odbili z siedziby Arryna. Od najmłodszych lat udawałam kogoś kim nie byłam. Ludzie w Orlim Gnieździe niczego nie podejrzewali. Po prostu sądzili - bierze głęboki oddech - Że jestem bękartem, który wykuł  etykietę. Gdy mnie odbili mój narzeczony próbował mnie... - z oczu dziewczyny zaczynają powoli lecieć łzy, usta zaciska w cienką linię. Podchodzę do dziewczyny i ją przytulam
- Już spokojnie - otworzyła się przede mną, może to dlatego, że potrzebowała kogoś komu mogłaby się wyżalić, skoro nie miała przyjaciół, prawdopodobnie wyżaliła się po raz pierwszy - Nie mów nic więcej
- On mówił mi, że mam zrobić dla Lorda Arryna wszystko, dać mu zrobić ze mną co zechce, twierdził, że chce dla mnie jak najlepiej - dziewczyna odsuwa się ode mnie i grzebietem dłoni wyciera łzę z policzka - Teraz nie wiem komu mogę ufać

Ramsay
- Sądzisz, że nie wiem, że udajesz? - Sansa nie porusza się nawet.  Dalej uparcie leży odwrócona do mnie plecami - Sansa, może rozmowa ci pomoże? - powoli odwraca się w moją stronę. Płakała od dłuższego czasu. Ma załzawione oczy i policzki zaczerwienione od płaczu - Sansa - mówię kładąc swoją dłoń na jej dłoni-O co chodzi kochana? - po policzkach San spływają łzy, a usta zaciska w cienką linię - Sansa - mówię gładząc ją dłonią po policzku - Co się dzieje?
- Ona nie chce mnie znać Bolton - mówi  patrząc mi w oczy - Nasza córeczka...
- Daj jej czas San - mówię przesuwając rękę na drobną dłoń Sansy - Może spróbuj porozmawiać z nią jutro?
- Czy ja jestem złą Mamą Ramsay?
- Sansa - mówię przysuwając się do niej - Jesteś w tym najlepsza, Bastian i Geralt po prostu cały czas mieszkali tu z nami, Catelyn potrzebuje trochę czasu. Nie obwiniaj się - mówię delikatnie się do niej uśmiechając - Doskonale rozumiem co teraz czujesz. Ja przeżywam taką sytuację po raz drugi
- O czym mówisz? - pyta ocierając łzę grzbietem dłoni
- Do mnie nasza córeczka również zwraca się tytułem, nie mówi Tato tylko Lordzie Bolton. Boli mnie jak widzę jaka jest zagubiona, naprawdę cię rozumiem San - mówię patrząc jej w oczy - cierpię razem z tobą. Jednak przypomina mi to inną bardzo podobną sytuację, która ostatecznie zakończyła się dobrze
- Jaką? - z jej oczu ciągle lecą te łzy, muszę  jakoś to zmienić. Nie będzie to łatwe, zwłaszcza, że czuję to samo co ona w tej sytuacji, tylko tego nie pokazuję
- Nie pamiętasz jak się zachowywałaś gdy nosiłaś w sobie Bastiana? - pytam unosząc brwi ku górze. Ostrożnie  siadam opierając się plecami o ścianę-Chodź tu
- Ramsay... - mówi wzdychając, jednak ostatecznie siada na moich nogach okrakiem - Tobie w głowie tylko jedno... - Twarz Sansy jest w niewielkiej odległości od mojej twarzy, z jej oczu nadal lecą łzy
- Nie mówię o tym - mówię wywracając oczami - Twój wzrok był bez emocji San - mówię patrząc jej w oczy. Delikatnie wycieram łzy z jej policzków - Traktowałaś mnie z dystansem, zwracałaś się do mnie tytułem... - mówię ciągle patrząc jej w oczy - Catelyn zachowuje się podobnie, bo potrzebuje czasu tak samo jak ty wtedy - mówię patrząc jej w oczy - Nie mogłem nawet położyć ci dłoni na ramieniu, bo ją strącałaś
- To mi miało poprawić nastrój? - pyta unosząc brwi ku górze
- Ale zobacz co czas może dać  teraz mogę być bliżej Ciebie - mówię delikatnie kładąc dłonie na jej talii i przysuwając ją do siebie - Mogę być bardzo - moje dłonie z talii przesuwają się na biodra, przysuwam ją jeszcze bliżej - Ale to bardzo blisko- mówię patrząc jej w oczy, jest tuż przede mną,  ponownie jedną z brwi unosi ku górze - Próbuję ci powiedzieć Sansa, że z czasem pojawi się możliwość aby ją przytulić i abyś mogła jej powiedzieć jak bardzo ją kochasz - delikatnie się przybliżam i całuję ją w policzek - I wtedy będzesz tak szczęśliwa, że słowa nie będą w stanie tego opisać
- Tak sądzisz?
- Tak Kochanie - mówię patrząc jej w oczy - Zobaczysz - Sansa przybliża się do mnie i się we mnie wtula
- To jak się dla mnie zmieniłeś, to najlepsze co w swoim życiu zrobiłeś
- Słucham? - pytam, na co Sansa z uśmiechem się ode mnie odsuwa
- Chcesz wrócić do poprzedniego ładu?- pyta unosząc brwi ku górze - Ja również mogę robić z tobą... co zechcę- mówi ocierając łzę z policzka- I jak zechcę
- Masz rację - mówię patrząc jej w oczy. Za każdym razem gdy w nie patrzę to w nich tonę, mógłbym robić to bez przerwy - Jestem zdany na twoją łaskę, Sansa - może to na dłuższą chwilę ją rozweseli, a nawet jeśli nie na dłuższą to choć na noc- Polepszyłem ci nastrój - Sansa kiwa głową - Jesteś pewna, że...
- Ramsay... - mówi uderzając mnie w ramię
- Żartowałem przecież - mówię ze śmiechem. Sansa w końcu nie wytrzymyje i zaczyna się szeroko uśmiechać. Pierwszy raz od paru dni, jestem w stanie zrobić coś co ją rozwesela - A lubisz? - pytam  unosząc jedną z brwi ku górze- Co cię w tym bawi to przecież tylko........ pytanie
- Tobie tylko jedno...
- A tobie to niby nie? - pytam unosząc brwi ku górze, na co Sansa szeroko otwiera oczy i patrzy na mnie z istnym szokiem
- Co... - mówi unosząc jedną z brwi ku górze. W tym momencie z jej twarzy definitywnie zniknął uśmiech. To działa, jej myśli przechodzą na inny tok, niż ten smutny. Mnie samemu jest z tym ciężko. Sam cierpię wewnętrznie, jednak San otwiera się przede mną i okazuje swój smutek, ja tego nie robię. Jestem tym, który ją rozbawia i jest dla niej oparciem, zawsze
- No co? - jej szok jest wręcz komiczny- Nie lubisz? - jedna z moich dłoni zatrzymuje się na jej udzie od wewnętrznej strony - Jak robię tak?
- Czy ty masz mnie za... - kiwam głową, na co San uderza mnie pięścią w ramię - Jak możesz... - jedna z moich dłoni przesuwa się na talię Sansy. Przybliżam się do niej i delikatnie całuję górną część jej piersi
- Nie lubisz? - pocałunki przechodzą na drugą stronę jej biustu. Sansa delikatnym ruchem dłoni odsuwa mnie od siebie - Choć trochę ci lepiej, Kochana? - Sansa w odpowiedzi kiwa głową i delikatnie całuje mnie w policzek. Rudowłosa delikatnie się ze mnie zsuwa i kładzie się obok mnie jednocześnie opierając się głową na mojej klatce piesiowej. Przykrywa się kocem i zamyka oczy - Dobranoc Kochanie
- Dobranoc Ramsay

                        Ranek

- Lepiej ci? - pytam patrząc na Sansę
- Tak, to kwestia czasu, prawda?
- Dokładnie - mówię z uśmiechem patrząc jak stawia na  stoliku kubek po herbacie, nareszcie nie pije tego wina...
- Dziękuję - mówi wstając i podchodząc do mnie. Składa na moim policzku delikatny pocałunek
- Sanso, nadal nie odpowiedziałaś na pytanie
- Ramsay - mówi Sansa siadając na moich kolanach okrakiem, jest tuż przede mną - A jak sądzisz?
- Nie wiem - mówię kładąc obie dłonie na talii Sansy. Na jej twarz wstępuje delikatny uśmiech
- Ty to lubisz - dłonie Sansy delikatnie przechodzą na pas na moich spodniach i się na nim zatrzymują- Gdy robię tak - mówi przygryzając delikatnie dolną wargę
- Pytanie brzmiało czy ty lubisz - Sansa przybliża się do mnie
- Znasz odpowiedź- mówi przygryzając płatek mojego ucha
- Zabieram dziś chłopców na polowanie, porozmawiasz dziś z Catelyn?
- Tak - mówi odsuwając się ode mnie na minimalną odległość - Mam nadzieję, że będzie dobrze
- Będzie Kochana, będzie

              Dwie godziny później

Catelyn
Geralt i Bastian wraz z Lordem Boltonem ruszyli na polowanie. Ostrożnie podnoszę ciastko z tacy i zjadam je ze smakiem. Ciasteczko cytrynowe, jak ja je uwielbiam
- Smacznego - moje spojrzenie pada na kobietę wypowiadającą dane słowo. Lady Stark. Delikatnie kiwam głową w odpowiedzi - Chodź - lekkim  krokiem ruszam w stronę rudowłosej kobiety. Sądziłam, że ona mnie nienawidzi, że ona mnie nie chce. Nadal tak sądzę. Odnalazłaby mnie gdyby chciała, w ciągu tych wszystkich lat. Ostrożnie wchodzę do pomieszczenie zaraz za Lady Stark. To wielka komnata, w której jest mnóstwo obrazów. Zatrzymuję się obok rudowłosej, która zatrzymała się przed jednym z obrazów. Przedstawia on Lorda całującego Lady Stark w policzek. Spojrzenie rudowłosej skupione jest na trójce dzieci. Najstarszy Bastian stoi przed rodzicami trzymając za rączki z prawek strony małego chłopca, a z lewej dziewczynkę - To ty - mówi wskazując na dziewczynkę na obrazie- Miałaś cztery lata, a tutaj - mówi patrząc na obraz obok poprzedniego. Na nim Lady Stark całuje dziewczynkę w policzek, a ta z uśmiechem trzyma ją za rękę - Tutaj miałaś pięć lat. Catelyn... - kobieta odwraca wzrok od obrazów i skupia je na mnie - Nawet nie wiesz jak żałuję tego, że mnie przy tobie nie było. Przepraszam cię Kochanie - co mam teraz zrobić? Powiedzieć jej co sądzę, a raczej co wiem na jej temat?
- Mnie również było przykro przez te lata, Lady Stark - mówię patrząc jej w oczy - Byłam sama
- Już nie jesteś sama - mówi podchodząc do mnie  delikatnie mnie przytulając - nigdy już nie będziesz sama - nie odwzajemniam uścisku. Kompletnie zesztywniałam - Wiem, że  czujesz się obco, całkowicie to rozumiem, ale proszę cię - mówi odsuwając się ode mnie - Jak znajdziesz siłę, to znajdź mnie. Porozmawiamy i wszystko ci wyjaśnię, dobrze? - pyta z delikatnym uśmiechem, jednak cóż z tego uśmiechu, skoro ma załzawione oczy,  czy to radość czy też smutek?
- Dobrze, Lady Stark

Bad WolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz