Dzień imienia

447 21 0
                                    


Sansa
- Dany - mówię przytulając z uśmiechem moją bratową
- Sanso - odpowiada z zapewne ciepłym uśmiechem jasnowłosa. Podchodzę do Jona, który czeka z szeroko rozwartymi ramionami
- Jon - mówię przytulając się do niego
- Tęskniłem
- Ja też, ale jest ktoś jeszcze - mówię odsuwając się od niego. Z uścisku Daenerys uwalnia się Arya, z ciepłym uśmiechem rusza w stronę Jona
- Sen? - pyta przecierając oczy, z których lecą łzy, łzy szczęścia

Ramsay
Najmłidsza Starkówna skoczyła w ramiona Jonowi, który śmieje się i uśmiecha przytulając swoją młodszą siostrę. Sansa również się uśmiecha i śmieje wraz ze swoim rodzeństwem. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem ją uśmiechniętą i tak radosną. W jej oczach tańczą iskierki szczęścia, słodki i szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. Gdy jest radosna widzę w niej czystą radość i szczęście. Spojrzenie jej oczu pada na mnie. Dalej jest uśmiechnięta, jednak jej oczy są pełne nienawiści

Cersei
- Kiedy masz zamiar urodzić? - pytam patrząc Margaery w oczy, zdenerwowała się, dalej Różyczko pokaż kolce
- To nie jest zależne ode mnie - odpowiada zimnym tonem - Kiedy przestaniesz usiłować podporządkować sobie Tommena, Lady Lannister - Lady Lannister, Tyrellówna chce abym poczuła się gorsza od niej,  suka
- Kochanie - zaczynam przesłodzonym tonem - To nie moja wina, że nie potrafisz nawet urodzić dziecka, ileż można być przy nadziei, Margaery? - nie odpowiada. Patrzy na mnie z pogardą, patrz kwiatuszku na prawdziwą Królową
- Nie chciałbym być nieuprzejmy, jednak nalegałbym odejście od Królowej, potrzebuje teraz spokoju - mój mały krasnali brat gustujący  w dziwkach, tylko jego tu brakowało
- Myślisz, że tytuł namiestnika cię chroni, karle? Jedynie rozmawiam z moją synową - odpowiadam patrząc na tego karła, to przez niego Joff nie żyje, jest zarazą...
- Królowo Margaery, Król chciałby z  Waszą Wysokością mówić - sługa, jak zwykle w idealnym momencie
- Oczywiście- mówi odwracając się i ruszając za sługą, doprawdy nie ma za nic gracji odkąd jest przy nadziei...
- Naprawdę? Twa głupota doszła to tego, że sądzisz, że nic ci nie zrobię?
- Przykro mi, była królowo, nie masz żadnej władzy...

Sansa
Nie wiem. Nie wiem czy je kocham. Nie wiem czy go chcę. Dziecko potwora. Jak mam  je pokochać? Jeślibym je kochała, nie zastanawiałabym się nad tym. Cersei powiedziała mi kiedyś, że nie muszę kochać Joffreya, ale pokocham jego dzieci. Czy tak naprawdę będzie? Czy pokocham, tego Boltona? Noszę pod sercem dziecko z krwi Starków i Boltonów. Gdy myślę o nim jako o moim dziecku, czuję się okropnie dziwnie, nie tak jakbym nie czuła   tego, że noszę w sobie dziecko, jednak tak jakbym nie czuła siebie w roli matki tego dziecka. Może lepiej by dla niego było, gdyby nigdy nie powstało?

Margaery
- Nie przejmuj się nią - mówi obejmując mnie ramieniem
- Nie o to chodzi - mówię patrząc mu w oczy - Nie chodzi o mnie, boję się o dziecko, jeśli ono  będzie do mnie podobne to twoja matka...
- Będzie musiała patrzeć na piękną księżniczkę lub uroczego księcia z uśmiechem ich matki - mówi przerywając mi - Margaery, nie martw się tym - mówi odgarniając mi włosy za ucho - To nie ważne jak będzie wyglądało, czy będzie chłopcem czy dziewczynką,  dla mnie ważne jest tylko aby było zdrowe, Marg - mówi patrząc mi głęboko w oczy
- Ona to robi odkąd jesteśmy małżeństwem Tommen - mówię wzdychając - Jest zazdrosna o to, że...
- Kocham kogoś bardziej od niej?
- Tak - odpowiadam odpowiadam opierając się o niego plecami, obejmuje mnie ramionami
- Jest moją matką, to prawda, jednak to ty jesteś dla mnie najważniejsza. Ty i to dziecko, które nosisz pod sercem

                     Wieczór

Sansa
Bycie Matką? To brzmi bardzo odpowiedzialnie, jednak bycie matką Boltona? Czy istnieje coś czego nie chciałabym bardziej?
- Ciociu
- Co jest Aegon? - pytam klękając obok chłopca
- Dlaczego jesteś smutna? - pyta kładąc swoje małe dłonie na moich drobnych dłoniach
- Nie jestem smutna kochanie - odpowiadam całując go z uśmiechem w czoło - Idź spać, jest już późno, twoja mama będzie zła jak nie zaśniesz
- Ale porozmawiamy jutro? - lyta chłopiec patrząc mi  głęboko w oczy
- Tak Aegon - odpowiadam z uśmiechem, na co mały chłopiec odwzajemnia uśmiech i rusza w stronę swojej komnaty
- Dobranoc Ciociu - rzuca przez ramię
- Dobranoc - odpowiadam z lekkim uśmiechem
- Przyznaj, że lubisz dzieci
- Syn naszego brata jest słodkim dzieckiem - mówię odwracając się w stronę Aryi - Ale to co ja noszę w sobie niekoniecznie będzie tak słodkim dzieckiem
- Dlaczego ciągle mówisz o nim jakbyś  miała pewność, że nosisz w sobie jego kopię, albo Joffreya? - mówi odgarniając sobie włosy z czoła - Może mieć trudny charakter, w końcu to twoje dziecko, a co do Ramsaya, Sansa, wystarczy słowo i on zniknie, wiesz, że ci pomogę
- Wiem Arya, przepraszam cię, muszę iść spać, jestem zmęczona
- Dobranoc
- Dobranoc - odpowiadam odwzajemniając uścisk Aryi  i wchodząc do komnaty. Przebieram się w koszulę nocną, już ubrana w koszuli staję przed lustrem, rozpinam guziki, które są na koszuli w miejscu mojego brzucha, staję bokiem i się przyglądam. Moja blada skóra na brzuchu jest napięta i lekko, bardzo lekko uwypuklona. Ostrożnie kładę moją drobną dłoń w miejscu uwypuklenia. Jeszcze się nie rusza, jest za wcześnie. Zapinam guziki koszuli i odchodzę od lustra kładąc się na łóżku i przykrywając się futrem. To już zaczyna być widoczne. Ile czasu minie, zanim będę w tak zaawansowanej ciąży, w jakiej jest Margaery? Ze względu na to, że lada dzień Marg może urodzić nie mogła przybyć do Dreadfort. Ona jednak cieszy się, że nosi w sobie dziecko, w listach opisuje jakie to wspaniałe, opisuje jak to wspaniale jest być przy nadziei oraz, że za mną tęskni, ja za nią również, w końcu to moja przyjaciółka, w stolicy miałam tylko Marg...

    Miesiąc później, 20 luty

Margaery
Do komnaty wbiega zmartwiony Tommen, od razu podbiega i siada na krześle po lewej stronie mojego łóżka, babcia siedzi po prawej stronie
- Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? Jak się czujesz?
- Uspokój się Tommen, martwisz się tym o wiele bardziej niż  ona, a to ona miała skurcz- mówi babcia, jak zawsze miła do granic możliwości
- Skurcz? - pyta zwracając swój wzrok na mnie - To już? Maesterze, dlaczego nie przeprowadzasz...
- Margaery uspokój tego Tommena na Siedmiu, on tu zaraz zemdleje
- Tommen, spokojnie - mówię z lekkim uśmiechem - To tylko jednorazowy skurcz, nic więcej, nie stresuj się tak - mówię odgarniając mu włosy z czoła
- Babciu, co to oznacza?
- To znaczy Tommen, że poród może się zacząć w każdej chwili - mówi babcia patrząc mu w oczy - To dopiero pierwszy skurcz, a nie akcja porodowa, ale ten maester i ta przemądrzała położnica będą tu cały czas, w razie gdyby się zaczęło, to tylko kwestia czasu zanim młody Baratheon się pojawi

Bad WolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz