Powrót

206 10 2
                                    

Margaery
- Powiedziałaś Tommenowi?
- Nie, jeszcze o tym nie wie - odpowiadam z delikatnym uśmiechem - Powiem mu później
- Będzie szczęśliwy - mówi San z delikatnym uśmiechem
- Też tak sądzę - odpowiadam z delikatnym uśmiechem. Sansa jest jedyną osobą, która o mojej brzemienności - Jak się czujesz San?
- Tak samo - odpowiada ze smutnym uśmiechem. Od tych wielu lat. Od tamtego dnia, w którym porwano Lady Catelyn, a słuch o niej zaginął San jest przygnębiona i smutna, to musiało ją zaboleć. Najgorsze jest to, że nawet nie wie co dzieje się teraz z jej dzieckiem. Nie może go przytulić, ani z nim porozmawiać. Może mieć jedynie nadzieję - Ale cieszę się twoim szczęściem Marg - dodaje z delikatnym uśmiechem, jednak każdemu uśmiechowi Lady Stark towarzyszy cień smutku, który powoli ją pochłania, koszmar jej dzieciństwa powrócił...

Arya
- Musimy ją odszukać
- Wiem Arya - odpowiada Brienne wzdychając - Masz kogoś podejrzanego?
- Kto miałby na celu takie barbarzyństwo? Porwanie dziecka? -pytam unosząc brwi ku górze - San się załamała. Jak wszyscy, jednak ona cierpi najbardziej. Sama z resztą zapewne słyszałaś płacz San - dodaję ze smutnym uśmiechem - Kto mógł mieć na celu porwanie niewinnego dziecka?
- Cokolwiek stanie nam na drodze, obiecuję ci i przysięgam Arya, odnajdziemy Catelyn
- I skrzywdzimy tego, który do tego doprowadził, osobiście się nim zajmę...

Wieczór

Catelyn
Rozbicie, które czuję od niemal zawsze mnie niszczy. Co takiego zrobiłam jako sześcioletnie dziecko, że moi rodzice chcieli mnie oddac? Co może zrobić takie maleńkie dziecko? Jak może doprowadzić do nienawiści ze strony obojga rodziców? Skoro Baelish miał rację to dlaczego matka nie rzuciła się aby mnie ocalić od oddania? Nienawidzę tych myśli,one jednak ciągle powracają. Nie rozumiem tego. Ślub z Arrynem z dnia na dzień jest coraz bliżej, a ja tego nie chcę. Jestem za młoda, jednak nie mam wyjścia. Nie mam przyjaciela. Nie mam rodziny. Jestem sama. Jestem nikim, niczym

Sansa
Nikt nie jest w stanie zrozumiec bolu ktory odczuwam oraz wściekłości, która mu towarzyszy. Moja maleńka córeczka, była taka drobna, niewinna i bezbronna... odebrano jej dom, rodzinę, wszystko. Nikt nie zrozumie tej sytuacji, dopoki sam sie w niej nie znajdzie. Nie wiem nawet czy moja coreczka zyje. Gdzie jest, jaka jest. Czy dojrzała? Czy zakochała się w jakimś młodzieńcu? Jaki ma charakter? Tyle pytań, na ktore chcialabym znac odpowiedzi. Rozpacz rozrywa mnie od srodka. Uczucie to mozna porownac do wbicia strzały w noge bez mozliwosci jej wyciagniecia. Z czasem ponoc dochodzi do przyzwyczajenia sie, bol jednak pozostaje i poczucie porażki. Wściekłość rowniez mi towarzyszy, jest ona jednak skierowama do osoby ktora porwala moja coreczke. Ktora ją skrzywdziła. Bez kary, po prostu odebrała jej rodzinę i dom. Najgorszy jest jednak fakt, że czasem zapominam jak wygląda, po spojrzeniu na obraz przypominam sobie delikatne rysy na jej dziecięcej twarzyczce. Czy ona jednak pamięta nas? Mnie? Ramsaya? Braci? Zawzze się tego bałam. Myśli i tym, że skończy się to tak samo jak z moją rodziną, moimi rodzicami. W komnacie, która należała do niej wciąż jest dar, który otrzymała ode mnie na piąte urodziny. Naszyjnik z wilkorem, miała go zacząć nosić jako nastolatka. On ciągle na nią czeka na biurku, w tym samym miejscu od kilku lat. Nikt nie wie, jak bardzo chciałabym być teraz przy niej. Przytulić ją i powiedzieć Jestem tu kochanie teraz jednak ocieram łzy rękawem sukni i obserwuję Wysogród przez okno, córeczko gdzie jesteś?

Lyanna
Młodszy Bolton uczy walki mieczem Garlana. Jego ruchu są wyćwiczone, a z każdym z nich mięśnie Boltona napinają się maksymalnie. Jest bardzo dobry w walce. Nie zastanawia się nad żadnym ruchem. Atak za atakiem, miecz lata niemal w każdą stronę przecinając powietrze ze świstem. Blizny chłopaka są jego znakiem rozpoznawczym. Musiał wiele razy trenować, doprowadzając swoją strategię do perfekcji. Mimo wieczoru chłopcy nada walczą w świetle świec, które oświetlają im pole walki...

Sansa
- San... - mówi Ramsay delikatnie całując mnie w policzek. Nie jest to jednak jeden pocałunek, usta Ramsaya delikatnie schodzą na moją szyję
- Dlaczego ty... - pytam odwracając się w jego stronę, Bolton w odpowiedzi delikatnie się schyla i rozpoczyna pocałunek. Odwzajemniam go przygryzając jego dolną wargę...

Ramsay
Delikatnie podnoszę Sansę i sadzam ją na stoliku. Sansa pragnie tego, moje pocałunki z jej ust powoli przechodzą na jej szyję. Sansa oddycha głęboko oparta dłońmi i stół. Pocałunki przechodzą na jej obojczyk, a zniwgo na górną cześć jednej z piersi San, na której również składam pocałunek. Oddech San jest coraz głębszy i głośniejszy. Ponownie przybliżam się do ust rudowłosej, która jest w trakcie rozpinania mojej koszuli. Zrzucam z siebie koszulę zrzucając ją na podłogę. San schodzi ze stołu przybliżając się do mnie, rozpoczyna pocałunek, delikatnie rozwiązuję sznur sukni dziewczyny. Podniecenie i chęć zalała mnie jak i ją. Delikatnie podnoszę Sansę i kładę ją na łóżku. Jest zarumieniona i głęboko oddycha. Delikatnie zsuwam materiał sukni z Sansy i zostawiam go przy łóżku. Przybliżam się do niej składając delikatne pocałunki na jednym z jej ud, coraz wyżej i wyżej, pocałunki przez brzuch dziewczyny oraz jej biust docierają do malinowych ust dziewczyny, na których składam pocałunek pełen delikatności i uczucia jakim ją darzę. Dłonie dziewczyny delikatnie zsuwają mi spodnie
- Jesteś pewna San? - dziewczyna nie odpowiada mi, jedynie zsuwa spodnie jeszcze bardziej - Sansa? - ostrożnie zrzucam z siebie spodnie, ona natomiast delikatnie próbuje mnie obrócić. Kładę się na plecach, a dziewczyna siada na mnie okrakiem. Światło świec delikatnie oświetla bladą jak śnieg skórę dziewczyny - Sansa? - spojrzenie San wędruje wprost na mnie, jasnoniebieskie oczy dziewczyny mają w sobie uśmiechu i radości, która kiedyś towarzyszyła jej codziennie
- Tak - mówi Sansa delikatnie ruszając biodrami - Jestem pewna - pojedynczy ruch Sansy stał się rytmem, którym dziewczyna wprawia mnie w rozkosz jeszcze bardziej. Kładę dłonie na biodrach dziewczyny, a ta porusza się jeszcze szybciej. Mój oddech przyspiesza, a moje dłonie wędrują nieco wyżej i zatrzymują się na talii dziewczyny. Ruchy bioder San doprowadziły mnie do niemal najwyższego punktu. Dołączam się do dziewczyny, delikatnie obracam ją na plecy i delikatnym ruchem rozpoczynam. Sansa wbija swoje paznokcie w moje plecy i dłonią delikatnie przejeżdża po nich pozostawiając bolącą ranę, przyspieszam. Dochodzi do szczytowego momentu, a Sansa wydaje z siebie jęk rozkoszy. Delikatnie przybliża się do mnie i delikatnie rozpoczyna słodki pocałunek...

Bad WolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz