Rozdział 2

287 18 0
                                    

Basia początkowo nie rozumiała, dlaczego informacja, którą przekazał wujkowi Gustaw, wprawiła go w takie zdenerwowanie. Chodził po całej chacie, drapiąc się po brodzie. Ciocia Jadwiga siedziała natomiast przy stole, patrząc się tępo w jego blat. Cokolwiek znaczył nowy patrol, było to coś z pewnością złego. Po około 15 minutach, gdy sołtys w końcu stanął w miejscu, dziewczyna przypomniała sobie, ze wciąz trzyma jajka w koszyku. Podała je cioci, a ta wyrywając się z letargu, nie zdązyła ich złapać. 4 jajka rozbily się z trzaskiem na podłodze. Źółta breja rozlała się na drewnianych deskach, a Jadwiga histerycznie zawodziła. Basia rzuciła się że szmatką, a wuj Wiesław poklepywał żonę po plecach. Nerwową atmosferę można było wyczuć na kilometr. 

- Basiu idź proszę do księdza i popros, by uderzył w dzwon - rudowłosa kiwnęła głową, odłożyła lepiącą się szmatkę i wyszła z chaty, oczywiście bez butów. Wychodząc za bramkę, słyszała dezaprobatę ciotki, na temat jej nieodpowiedzialnego ubioru. Roześmiała się pod nosem i po dywanie liści, szła do kościoła. Po drodze mijała wraki drzew i mieszkańców, którzy machali jej rękami. Przynajmniej niektorzy z nich. Basia wiedziala, ze nie przez wszystkich jest mile widziana. 

- Co Cię tu sprowadza moje dziecko ? - zapytał z uśmiechem ksiądz. Był w wieku jej wujka, z ktorym byli  przyjaciółmi od młodych lat. 

- Wuj prosił, by ksiądz uderzył w dzwon.

- W dzwon ? Czyżby stało się coś złego ? Ostatni raz uderzałem w dzwon jak się wojna zaczęła. 

- Wuj się denerwuje. Od wczoraj, kiedy Gustaw mu powiedział, ze odchodzi i przyślą kogoś nowego. 

- W takim razie idę uderzyć., a ty Basiu usiądź w kościele. W stopy i tak pewnie Ci chłodno.

Dziewczyna skierowała się, więc w stronę ławek i zajęła tą najbliżej ołtarza. Dźwięk dzwonu brzmiał w jej uszach, a ona sama pod nosem odmawiała modlitwy. Była juz przy trzeciej, gdy kościól zaczął się zapełniać. Ludzie wchodzący do środka, głośno rozprawiali o tym, dlaczego ksiądz każe im się zebrać. Niektorzy narzekali, że musieli porzucić swoje zajęcia, inni wydawali sie byc zaniepokojeni. Do Basi przysiadła się babcia Maria, staruszka, której praktycznie cała rodzina zginęła na wojnie, z wyjątkiem wnuczka. Michał miał 25 lat i był inwalidą. Opowiadał, ze noga została uszkodzona w czasie potyczek na wojnie, ale każdy ze wsi wiedział, że to wóz wjechał mu na nogę. Pracował  u ludzi na gospodarstwie, za co dostawał trochę zapasów. Zasadniczo był niegroźny, ale Basia nie przepadała za nim. 

- Drodzy moi. Chciałem, byśmy się zebrali tutaj, poniewaz mam do przekazania ważne wieści. Gustaw opuści niedługo naszą wieś. W zamian za niego, okupant podeśle inny patrol. Powinniśmy się przygotować. Nie wiemy, co to za ludzie - zaczął sołtys 

- I dobrze ! Dośc układów ze Szkopami. Niech przyjadą, pokażemy na co nas stać - krzyknął Michał, podnosząc się z ławki. Paru mieszkańców wydało pomruk aprobaty, ale Wiesław natychmiast posłal w ich stronę błyskawice.  

- Nie chcemy nikogo narażać. Do tej pory żyło nam się dobrze. 

- Dlatego, ze się sprzedałeś. Pewnie jesteś ich agentem. Mówię wam ludzie - Sołtys nas sprzedał! 

Michał krzyczał i krzyczał, nawołując mieszkańców do wszczęcia buntu. Wuj  Basi starał się go uciszyć, ale dopiero, gdy babcia chłopaka syknęła, by się opamiętał, ten pokornie wrócil na swoje miejsce. 

- Mogę powiedzieć tylko tyle, zebysmy na siebie uważali. To będzie egzamin dla naszej wioski

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now