Rozdział 33

151 11 0
                                    

Hans nie mógł dłużej zwlekać z powrotem do rezydencji. Rudolf dosadnie dał mu znać, że jeśli szybko nie wróci może całkiem stracić posłuch wśród swojego oddziału. W dodatku Gestapo nadal węszyło i robiło się groźnie, choć oficjalnie niczego nie znaleźli i nie mieli prawa znaleźć. W tej sytuacji nie było czasu czekać aż Basia dojdzie do pełnej sprawności. Trzeba było jechać lada dzień. Pani Hammer przeprowadziła już rozmowy z Kurtem, więc wiedział co go czeka i był przygotowany, a przynajmniej powinien być. Lekarze pomogli mu odzyskać zdrowie fizyczne, wyglądał już lepiej, nabrał kilogramów, ale psychicznie nadal przebywał w obozie i z tym mieli największy problem. A przynajmniej tak się Hansowi wydawało... 

W dzień, w którym mieli opuścić szpital, lekarz poprosił go do gabinetu, gdzie oznajmił mu, że jego matka nie żyje. Zmarła w nocy i to bynajmniej nie z powodu postępującej choroby. Najprawdopodobniej przedawkowała morfinę, którą udało jej się zeszłej nocy wykraść z jednej z sal. Hans w pierwszej chwili poczuł tak obezwładniający smutek, że musiał się bardzo postarać, żeby zachować kamienną twarz. Nie był gotowy na taki obrót spraw i chociaż wiedział, że prędzej czy później jego matka umrze, to nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko. I w taki sposób. Kiedy pierwszy szok minął zrobił się zły. Wściekł się na matkę, że znowu go zostawiła, że wcisnęła mu na barki ciężar, jakim był Kurt i tak po prostu sobie odeszła, a on znowu musiał być tym odpowiedzialnym i przejąć jej obowiązki. 

- Co się stało? - zapytała niepewnie Basia, kiedy Hans wręcz wpadł do jej sali, trzasnął drzwiami i zaczął chodzić w kółko w tylko sobie znanym rytmie. Co prawda spędzili ze sobą noc, która była dla niej promykiem w tej wojennej rzeczywistości, ale nie mogła się nie bać, kiedy przed jej oczami był zdenerwowany SS-man z nabitą bronią przy pasie. Wzdrygnęła się lekko czując ból w barku, kiedy dotarło do niej, że to z tego pistoletu została postrzelona. I to przez mężczyznę, o którego się teraz niepokoiła. 

- Matka nie żyje. Zmarła w nocy po przedawkowaniu morfiny...jak zawsze postanowiła się ulotnić w najgorszym momencie. 

-Przykro mi....A co będzie teraz z Kurtem? On już wie? - Hans zatrzymał się w półkroku słysząc imię brata. Wziął głęboki wdech, żeby się nie denerwować, po czym zwrócił się do Basi: 

- Nie wiem, w tej chwili jakoś mnie to nie obchodzi. Jestem wściekły na matkę i myślałem, że okażesz mi trochę wsparcia, zamiast myśleć o moim, wiecznie pokrzywdzonym bracie - nie chciał, żeby to tak zabrzmiało, ale nie mógł pozbyć się irytującego wspomnienia z przeszłości, kiedy był dzieckiem potrzebującym uwagi, a matka jak zwykle zajęta była Kurtem. Drugi raz nie zamierzał dać się zepchnąć z piedestału. Widząc zdezorientowanie w oczach Basi, które łączyło się z poczuciem winy, podszedł do niej i bardzo delikatnie pocałował w miejscu jej blizny. Nie uśmiechała się, odsunęła się kawałek, krzyżując ręce na piersi: 

- Wiem, że jest Ci ciężko, ale...trudno mi rozeznać się w Twoich nastrojach. Śmierć Twojej matki to okropna wiadomość i szczerze Ci współczuję. Tym bardziej nie rozumiem Twojego tonu. Skąd mam mieć pewność czy następnym razem, kiedy będziesz zdenerwowany, nie strzelisz do mnie celnie? 

Te słowa wprawiły Hansa w osłupienie. I nie dlatego, że były najdłuższym zdaniem jakie usłyszał od Basi, ale dlatego, że były powiedziane podniesionym tonem, który jednocześnie wydawał się być przepełnionym lękiem. Czy możliwe, że się go bała? Nawet po tej nocy, na którą przecież się zgodziła, czyżby widziała w nim jedynie SS-mana w czarnym mundurze? 

- Myślałem, że sobie to wyjaśniliśmy. Mogłabyś okazać mi trochę ciepła?  – Basia najpierw z lekkim oporem, a potem już śmielej podeszła do niego, uśmiechając się blado. Położyła mu dłoń na ramieniu, a on bez zbędnych ceregieli wpił się w jej usta, chcąc chociaż na chwilę uciec od tego, co się wydarzyło i tego, co miało się wydarzyć. Tym razem się nie odsunęła. Odwzajemniła pocałunek, czując zapach tytoniu. Hans przycisnął ją do siebie mocniej. Zszedł właśnie na jej szyję, kiedy w drzwiach sali ktoś chrząknął. Basia chciała się odsunąć, ale Niemiec jej na to nie pozwolił. Odwrócił się w stronę Kurta i zapytał, nieco szorstkim tonem:

- Chciałeś coś? – rudowłosa szarpnęła go za ramię, on wywrócił oczami i spytał ponownie, tym razem milej – Stało się coś bracie?

- Mama nie żyje prawda? Lekarz mi powiedział, ale nie wiem czy mu ufać...

- Tak, matka nie żyje.

- Pytałem Basi. Jej ufam – Hans nie mógł już dłużej przytrzymać dziewczyny. Wydostała się z jego objęć, by podejść do Kurta. Przytulił się do niej, a ona delikatnie pocieszała go klepiąc po plecach.

- Wrócimy do rezydencji. Zamieszkamy razem. Wszystko się ułoży – mówiła, a Hans coraz bardziej tracił cierpliwość. Nie tylko dlatego, że brat przerwał im akurat w takim momencie, ale przede wszystkim dlatego, że dotykał Basi zdecydowanie za długo. I bardzo mu się to nie podobało.

- Dobrze wystarczy. Idź się spakować. Wyjeżdżamy za chwilę – syknął do Kurta, który odskoczył od dziewczyny wystraszony. Najwyraźniej SS-man podnoszący głos nadal go przerażał, nawet jeśli był to jego rodzony brat.

- Nie musiałeś być taki oschły. On się boi, przeszedł piekło, a Ty go jeszcze straszysz.

- To lepiej niech za często do Ciebie nie podchodzi. Jesteś moja!

- Czyżby? A Tobie wolno być z takimi jak ja? – burknęła, wskazując mu drzwi. Wyszedł, a Basia modliła się, żeby z tych nerwów nikogo nie zastrzelił.





Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now