Rozdział 31 ( +18)

222 12 0
                                    

Wdech. Moja klatka piersiowa unosi się do góry z wielkim bólem i opada ku mojej uldze. Skroń pulsuje mi z całą mocą, ale prawdziwy ogień czuję w lewym barku. Wzrok mam zamglony i widzę tylko jakieś niewyraźne kształty. Słyszę jakieś głosy, które potęgują tępy puls w mojej głowie. Do tego dochodzą kroki, tak mocne i równe, że przywodzą mi na myśl odgłosy wojennego marszu. Przewracam się na prawy bok mając nadzieję, że w jakiś cudowny sposób zapanuje cisza. Leżę niespokojnie, uświadamiając sobie, że mam całkowicie wyschnięte gardło. Próbuję coś powiedzieć, ale z mojego gardła wydobywa się jedynie bezdźwięczny charchot. Pragnienie się nasila, więc próbuję wstać i w ciemno staram się namierzyć jakieś wyjście, kiedy zorientowałam się, że znajduje się w jakimś pokoju. Po omacku idąc przy ścianie czuję jak ciężko stawia mi się kroki. Moje nogi zdają się być z galarety. Udaje mi się wreszcie wyczuć klamkę i kiedy wychodzę na korytarz uderza mnie świeże powietrze i promienie słońca wpadające przez okno. I coś jeszcze, biorę kolejny wdech, nieco mniej bolesny i wyczuwam charakterystyczny dym tytoniu. Drapie mnie w moje i tak już obolałe gardło.

- Mówiłam, że nie można tu palić – dwie postacie stoją na końcu korytarza skąd czuć było zapach. Mój wzrok zaczyna się wyostrzać i dostrzegam czerwoną opaskę na czarnym mundurze. Czuję ulgę. Chcę coś powiedzieć, ale nie mogę. Podchodzę więc bliżej, a młoda pielęgniarka stojąca przy Hansie natychmiast do mnie podchodzi. Wskazuję na gardło, które zaczęło mnie już piec. Ktoś podaje mi szklankę wody, a ja wypijam jej całość jednym łykiem. Kobieta każe mi wracać do sali, ale napotykając złowrogie spojrzenie Niemca, które i mnie przeraża, cichnie i wraca do swoich zajęć. Hans natychmiast zmienia wyraz twarzy. Jest zmartwiony, kiedy jego spojrzenie pada na moje ramię, całe zabandażowane. Kiedy patrzy mi w oczy jest ucieszony. Posyłam mu blady uśmiech, bo na nic więcej nie mam siły. W ogóle stojąc tam dłużej z każdą sekundą czułam się gorzej. Przed oczami migały mi mroczki, więc Hans podsuwając mi swoje ramię odprowadził mnie do sali.

- Czyś Ty zdurniała do reszty? Co robiłaś w tym lesie? Kim była ta kobieta? Trzeba było się jeszcze całkiem na czarno ubrać...coś Ty sobie myślała? Mogłem Ci trafić w głowę...Boże mogłem Cię zabić...jesteś najbardziej nieodpowiedzialną osobą jaką poznałem... – Hans nawet nie czekał aż zamknie drzwi. Od wejścia zaczął wygłaszać swój monolog, nie zwracając uwagi na Basię, która z każdym wypowiedzianym w złości słowie bladła coraz bardziej

– To moja wina...pozwalałem Ci na wszystko zamiast Cię przypilnować porządnie. Boże, mogłem Cię zabić...- Hans nie wytrzymał napięcia jakie trzymało go te parę dni. Przysiadł na łóżku Basi i ukrył twarz w dłoniach. Musiał się uspokoić. Wzdrygnął się, kiedy poczuł dotyk na swoim plecach. Ręka Basi gładziła go delikatnie, chcąc dodać mu otuchy.

- Wszystko jest dobrze. Żyję...uratowałeś mnie – powiedziała cichym głosem Basia, siadając obok niego. Nie miała mu za złe tego co się stało. Zachowała się głupio, musiała to przyznać.

- To prawda, ale gdybyś zaczęła myśleć do niczego by nie doszło. Jako podporucznik SS mam inne zadania niż pilnowanie Wiewiórki.

- Jak mnie nazwałeś? – syknęła do niego Basia, uśmiechając się na tyle, na ile pozwalał jej organizm.

- Wiewiórka – odpowiedział Hans, podnosząc nieznacznie lewy kącik ust co w jego przypadku było równoważne z uśmiechem.

- Czy Pan chce mnie obrazić? – spytała Basia udając obrażoną. Skwasiła minę i odwróciła się bokiem do Hansa. Siedziała tak, czekając na jego reakcje. Nie musiała jednak długo czekać, bo po chwili usta Niemca znalazły się na tyle blisko jej szyi, że poczuła jego oddech. Pachniał tytoniem i czymś co przypominało zapach spirytusu. Nie zbliżał się powoli, odgiął kawałek jej białej piżamy i musnął ustami jej bliznę sięgającą obojczyka. Jakby chciał ją tym przeprosić. Basia się nie odsunęła. Odwróciła się w jego stronę, by zatopić się w jego miękkich ustach, które przecież już znała. Tym razem pocałunek był jednak inny. Głęboki, powolny, sprawiający, że czuła mrowienie w brzuchu o którym tyle opowiadały jej koleżanki w czasach szkoły. Dodatkowo czuła chropowatość, kiedy całowała go coraz namiętniej. Hans nie golił się od paru dni. Jego ręce błądziły po jej ciele, ale kiedy syknęła z bólu, skupił się tylko na jej ustach, chociaż było to dla niego bardzo trudne. Basia jednak nie chciała, żeby przestał. Ułożyła się ostrożnie na łóżku, ciągnąc mężczyznę za sobą. Delikatnie okrył ją swoim ciałem, uważając, by nie zrobić jej krzywdy. Ściągnęła cienką piżamę w tym samym momencie, kiedy Hans pozbył się swojego munduru.
  Omiótł ją wzrokiem. Leżąca pod nim bez cienia lęku w oczach była taka piękna i niewinna. Jedyną rzeczą na którą nie mógł patrzeć była jej blizna. Dopiero teraz zauważył jak duża była i poczuł ścisk w gardle na myśl, że to przez niego. Basia nie dała mu jednak czasu do zbytniego rozpamiętywania. Błądziła rękami po jego plecach, całych w bliznach.

- Teraz jestem taka jak Ty – wyszeptała do niego między pocałunkami. Jej ciało tak zmęczone ostatnimi przeżyciami, wygięło się w idealny łuk, kiedy Hans nie był już w stanie wytrzymać. Nie czuła bólu. Adrenalina w jej żyłach działała prawie jak morfina.
 



Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now